Artykuły

Wąsy Mozarta

"Cosi fan tutte" w reż. Grzegorza Jarzyny w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Marcel Duchamp domalował wąsy Monie Lizie. Jarzyna zrobił to samo z Mozartem

Jeśli krytyk teatralny wybiera się do opery, musi za tym stać albo wielkie widowisko, albo gołe baby. Poznańskie "Cosi fan tutte" spełnia oba kryteria. Przy czym wielkość debiutanckiego spektaklu operowego Jarzyny polega na obyczajowej i wizualnej śmiałości, zaś biusty licznych statystek są jak trzeba - epickie.

AMADEUSZ BONEY M.

Ależ była awantura po tej premierze! Protestowali krytycy operowi, znawcy i bywalcy. Oburzano się na cięcia w partyturze i libretcie, przestawianie kolejności scen, naruszenie integralności dzieła. Jak to możliwe, by zamiast Mozarta puścić hit Boney M.? "Mozart zgwałcony w burdelu!" - lamentowano. Prychano, że śpiewacy fałszują, że Jarzyna afirmuje zły gust. O nudyzmie nie wspominając. Zastanawiałem się nawet, czy będzie protestować ambasada Albanii. Wszak Jarzyna, zamiast przebrać amantów Ferranda i Gugliema za Albańczyków, przebrał ich za żuczki w chitynowych pancerzykach leżące na grzbiecie i bezradnie machające włochatymi odnóżami w oczekiwaniu na seksualne zaspokojenie.

PUSZCZALSKIE TRÓJMIASTO

Spektakl ma w sobie sztubacką radość żartu i prowokacji. Dzieje się współcześnie, może w Amsterdamie, może w Trójmieście. Zaczyna się w rozrywkowej dzielnicy nadbrzeżnej, kończy w lupanarze. Bohaterowie to prostytutki, alfonsi, transwestyci, tancerki go-go, wygłodniałe seksualnie gospodynie domowe, chutliwi marynarze, puszczalskie pokojówki.

jarzyna akcentuje to, co w teatrze wychodzi mu najlepiej: atmosferę dekadencji, emocjonalnego rozedrgania, seksualnych obsesji naszej generacji. Rozpętuje grę w erotyczne skojarzenia, nacechowuje pożądaniem każdą scenę, nawet scenografię. Są kolumny w kształcie penisów, gumowe lalki z otworami, ekranowe tapety z nieprzyzwoitymi okazami flory i fauny. W końcu także na operowych aktorów patrzymy jak na smakowite kąski, śpiewające "mięska" i "ciacha". Jarzyna uwalnia śpiewaków : od scenicznych przyzwyczajeń. Daje im zadania tyleż żartobliwe, co nieomal kaskaderskie. Śpiewaj, leżąc na plecach, na brzuchu! Wykonaj arię do włączonego dwukońcówkowego wibratora! Prowadź wokalny dialog podczas stosunku!

Powyższe zadania najlepiej wykonuje ponętna Barbara Gutaj (Despina) hasająca w figlarnie kusym stroju pielęgniarki. Po jej występie mam nieomal pewność, że inaczej pojęte zasady rekrutacji personelu medycznego doprowadziłyby w krótkim czasie polską służbę zdrowia do stanu kwitnącego.

ROZPUSTNIK, WIECZNY DZIECIAK

Nie jest tak, że Jarzyna objawia się tu jako wielki burzyciel operowej tradycji, porządku i smaku. On po prostu zaprogramował żart. Jak Duchamp domalowujący wąsy Monie Lizie. Dziś nie trzeba do tego nawet wielkiej odwagi. Należy tylko wiedzieć, po co to robić. I tu mam pewność, że Jarzyna wie. Bo ani przez moment nie udaje, że jest muzycznym ekspertem. Podśmiewa się z siebie jako profana w świątyni sztuki wysokiej. Dzieło Mozarta rozpatruje przez wizerunek kompozytora z filmu Formana, gdzie Mozart to prekursor stylu punk, rozpustnik, wieczny dzieciak. Opowiada o emocjonalnych i seksualnych konstelacjach, zachwyca się ciałem, młodością, grą erotyczną. Propaguje hedonizm. W końcu to najprzyjemniejsze z wszelkich samobójstw rozłożonych na raty.

Reżyser jako operowy intruz odwraca także utarte zasady odbioru. Na jego Mozarta nie przychodzimy, żeby posłuchać, ale żeby popatrzeć. Jak na teatr, nie operę, i nie dlatego, żeby uspokoić duszę, nasycić się abstrakcyjnym pięknem, ale po to, żeby się rozbudzić i pogonić za pięknem bardzo konkretnym. Prorokuję, że po kilkumiesięcznej eksploatacji spektaklu Poznań odczuje gwałtowny przypływ sił prokreacyjnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji