Artykuły

Teleimpulsy

Prezydent Wałąsa nie blefuje mówiąc o kartach w rękawie. Właśnie jedną wytrząsnął. Jest nią BBWR, nawiązujący nie tylko literowym skrótern nazwy do formacji utworzonej przez obóz Piłsudskiego przed wyborami do Sejmu w 1928 r. Spotkanie prezydenta z szefostwem i pracownikami TVP i RP w zeszłą środę, retransmitowane po głównych "Wiadomościach", miało znamiona kampanii wyborczej. BBWR był jego tematem. Wałęsa agitował na rzecz tego tworu. Żadna partia nie może marzyć o otrzymaniu w TV 45 minut na swoją kampanię. Zdaniem Bolesława Sulika z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, kampania BBWR powinna być prowadzona wedle tych samych zasad, co innych komitetów wyborczych. Z drugiej jednak strony - należy wyjaśnić narodowi co to takiego ten Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, a któż jest do tego najbardziej powołany jak pomysłodawca, który na wstępie spotkania na Woronicza oznajmił, że "nikt nie wyjdzie z tej sali nie przekonany" do idei BBWR. Gdy spotkanie do biegało końca, Monika Olejnik z radiowej Trójki zaproponowała sprawdzian w formie głosowania uczestników kto jest za, a kto przeciw BBWR i prezydent był gotów je przeprowadzić, ale sprzeciwił się temu prezes Zaorski, bo "to byłaby już kampania wyborcza". Ale, jak już wspomniałam, była i bez tego głosowania, a czy Wałęsa agitował skutecznie - dowiemy się dopiero po wyborach. Przedwojennemu BBWR udało się wprowadzić w pierwszych po jego powstaniu wyborach do Sejmu prawie 30 proc. posłów, a w następnych (listopad 1930) 56 proc. Czy obecny może liczyć na podobny sukces u zbrzydzonych przepychankami politycznymi na górze wyborców? Naszego pana prezydenta cechuje zbyt proste widzenie spraw, w rzeczywistości o wiele bardziej skomplikowanych. Wykoncypowane przez niego "cztery nogi" BBWR (zjednoczeni w bloku biznesmeni, samorządowcy, pracownicy najemni i rolnicy) są jeszcze jednym tego przykładem.

Zastępowanie w sezonie letnim premier powtórkami to w naszej telewizji nic nowego. W tym roku będzie ich więcej niż zwykle. Wymyślono bowiem na Woronicza sprytny pretekst nie tylko do tradycyjnych powtórek przedstawień Teatru TV (cykl "Spektakl na bis"), ale także dla powtórnych emisji innego rodzaju programów. Mianowicie w lipcu i sierpniu odbędzie się na obu antenach Festiwal Polskiej Twórczości Telewizyjnej. W podwójnym festiwalowym konkursie ocenie telewidzów i jury zostaną poddane najlepsze pozycje programowe w ośmiu kategoriach, obejmujących - oprócz programów artystycznych (teatr, film fabularny, rozrywka, muzyka) - publicystykę, dokument filmowy, programy edukacyjne, dziecięce i młodzieżowe. W tygodniku "Antena" ukazał się już pełny spis konkursowych propozycji, który nasuwa pewne wątpliwości. Np. taką: w kategorii "program publicystyczny" znalazły się rzeczy nieporównywalne, jak m.in. "Bez znieczulenia" i "Bezludna wyspa". Czy można wybierać co lepsze, miedzy rozmową dziennikarza z jednym łub dwoma politykami a widowiskiem bardziej rozrywkowym niż publicystycznym, najczęściej z udziałem popularnych aktorów i gwiazd estrady? Wiesław Walendziak i Nina Terentiew są jednakowo dobrzy w tym co robią w TV. Do kategorii "pr. rozrywkowy" zaliczono programy, które można by zakwalifikować do kategorii "pr. muzyczny" i odwrotnie. Jak płynna jest tu granica świadczy choćby umieszczenie Kabaretu Olgi Lipińskiej w pierwszej grupie, a Kabaretu OT.TO w drugiej.

Myślę, że publiczności ten festiwal nie jest potrzebny do szczęścia, a wśród twórców telewizyjnych może narobić złej krwi, mimo zapewnień prezesa Zaorskiego o fachowości i bezstronności osób zaproszonych do jury, któremu przewodniczy reżyser filmowy i telewizyjny Janusz Majewski. Po co się czarować, że chodzi o prezentację i ocenę półtorarocznego dorobku TVP, gdy według wszelkiego prawdopodobieństwa rzeczywistym celem "festiwalu powtórek" jest zaoszczędzenie wydatków na produkcję nowych programów. No i wypełnienie luki po zawieszonych na lato cyklach publicystycznych.

Za nami tydzień bogaty w zdarzenia teatralne. W związku z dwusetną rocznicą urodzin Aleksandra Fredry telewizja pokazała dwie jego komedie: "Zemstę" przedstawioną w łazienkowskim Teatrze na Wyspie (był to spektakl w reżyserii i z udziałem aktorskim Gustawa Holoubka przeniesiony w plener z Teatru Ateneum) oraz na poniedziałkowej scenie - "Pana Geldhaba" z pysznym w roli tytułowej Wiesławem Michnikowskim. To przedstawienie wyreżyserował lekką ręką specjalizujący się w Fredrze Andrzej Łapicki. Studio Teatralne dało bardzo interesującą premierę mało znanej sztuki Witkacego "Gyubal Wahazar", zrealizowanej - na zamówienie naczelnej redakcji programów teatralnych TV - przez Jacka Bunscha we wrocławskim Teatrze Polskim, z gościnnym występem Jerzego Treli, który znów kreując postać dyktatora zaprezentował środki ekspresji diametralnie różniące się od użytych w pamiętnym "Stalinie". Ponadto sobotni Teatr Wspomnień przypomniał "Odwiedziny o zmierzchu" T. Rittnera w zgrabnej realizacji Macieja Wojtyszki, zaś widzowie chorujący na bezsenność mogli zobaczyć w nocnej Jedynce powtórkowe "Mahagonny" Brechta-Weilla w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego. W sumie - mocne uderzenie na koniec sezonu teatralnego w TV.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji