Artykuły

Nie odpuszczam!

MARIA SEWERYN ma pasję, talent i energię. Gra w filmach, prowadzi teatr. Jako aktorka debiutowała 20 lat temu - rolą zakochanej bez przytomności nastolatki w "Kolejności uczuć". - Nie przetrwałabym w tym zawodzie tylko dzięki nazwisku - przyznaje.

Lubisz jubileusze?

- Baaaardzo!

Zdajesz sobie sprawę, że w tym roku masz okazję do świętowania aż dwóch?

- Nie?

Właśnie mija 20 lat od premiery "Kolejności uczuć" i 15, odkąd ukończyłaś Akademię Teatralną...

- No dobrze, jestem już stara (śmiech)!

Gdybym chciał być złośliwy, to za Twój debiut uznałbym "Dyrygenta" Wajdy, w którym pojawiłaś się już jako 4-letnia dziewczynka.

- Czas niestety upływa nieubłaganie. Ale szczerze powiedziawszy, nie chciałabym się cofać do łat swojej młodości. Drugi raz nie zniosłabym nauki o życiu, świecie, ludziach i sobie. A "Kolejność uczuć" wspominam bardzo miło. W końcu od tego filmu zaczęła się moja droga zawodowa.

Zaraz po filmie opowiadałaś mi, że najtrudniejsze były sceny z Danielem Olbrychskim, którego od dziecka traktowałaś jak wujka. Dzisiaj usiadłabyś mu na kolanach bez skrępowania?

- O nie, myślę, że byłabym jeszcze bardziej skrępowana niż wtedy.

Czy przez te dwie dekady nauczyłaś się grać na trąbce?

- Nie, i to na żadnym instrumencie. Ale pamiętam, że nasz dźwiękowiec, pracujący przy "Kolejności", mówił mi, żebym nie rezygnowała, bo dobrze mi idzie. A poza tym w Polsce nie ma kobiet grających na trąbce. I miał rację. Dzisiaj nie musiałabym nic mówić, tylko bym sobie trąbiła.

I gdyby Ci wyszło, zrezygnowałabyś z aktorstwa?

- Miałabym taki wentyl. Ktoś dzwoni z propozycją, a ja mówię: ,,Sorry, ale jadę w trasę po Stanach". Albo: ,,Nie mogę, mam Jam Session z Jurkiem Małkiem". Czujesz? Świat muzyków jest niezwykle fascynujący.

Myślę, że przez te kilkanaście lat - mimo to, że jesteś córką prawdziwych gwiazd aktorskich

- wyrobiłaś sobie własną markę.

- Cieszę się, że tak mówisz. Najważniejsze, że sama wiem, jak ciężko na to pracuję, nie marnując żadnej chwili. Po prostu nie odpuszczam. Myślę, że jestem niezłą aktorką. Prowadzimy dobry teatr. Ta świadomość jest dla mnie najistotniejsza.

Czyli spotykałaś się z opiniami, że wozisz się na popularności rodziców i wspierasz ich nazwiskami?

- Wielokrotnie. Ale takie opinie wygłaszają przede wszystkim ludzie, którzy nie wiedzą, na czym ten zawód polega. Traktujemy tę profesję bardzo poważnie i to jest też u nas rodzinne. Wychodzisz na scenę i albo chcą cię oglądać, albo nie, albo przychodzą na twoje spektakle, albo nie. Nie przetrwałabym w tym zawodzie tylko dzięki nazwisku. Uwierz mi, to nie wystarcza w teatrze. Moi rodzice z pewnością nie chcieliby ze mną pracować, gdyby nie widzieli w tym sensu. Osobiście szkoda mi czasu na zastanawianie się nad tym, co myślą inni. To nie mój problem, tylko tej danej osoby, która widać sama ma problem z rodzicami albo ze sobą. Ja go nie mam (śmiech).

Jak Ci się z nimi pracuje?

- Tak jak z każdym innym reżyserem czy aktorem. W pracy nasze rodzinne relacje nie grają głównej roli. Podstawowym celem jest spektakl, który ma powstać. Zdarzają się zatem i artystyczne spięcia. Kiedy zdarza nam się grać układ rodzic-córka, tak jak w "Dowodzie", jesteśmy jeszcze bardziej wiarygodni. W naturalny sposób jesteśmy do siebie fizycznie podobni, posługujemy się podobnymi gestami, więc nie musimy się ich specjalnie uczyć.

A jak wygląda sprawa kierowania teatrami: Polonii szefuje Krystyna Janda, na czele Och-Teatru stoisz Ty, a dyrektorem Polskiego jest Andrzej Seweryn. Rywalizujecie ze sobą?

- Nie myślę w ten sposób. Po pierwsze trudno jest porównywać Polonię i Och-Teatr, które działają pod szyldem Fundacji Krystyny Jandy Na Rzecz Kultury, z Teatrem Polskim, który jest sceną państwową. Działamy na innych zasadach. Żyjemy z biletów, nie mamy dotacji na eksploatację, nie da się nas porównać. Jedno mamy wspólne na pewno: kochamy teatr i uwielbiamy pracować!

Twoi rodzice to aktorzy reżyserujący. Nigdy Cię nie kusiło, by znaleźć się po drugiej stronie rampy?

- Ależ ja już mam za sobą debiut reżyserski. Byliśmy zmuszeni do pewnych zmian repertuarowych. I wtedy wpadł nam w ręce tekst Jerzego Masłowskiego "Zaświaty, czyli czy pies ma duszę?". Wszystko stało się nagle i spontanicznie. Gdybym bardziej świadomie chciała zadebiutować jako reżyser, wybrałabym coś poważniejszego. Myślę, że wszystko przede mną, bo reżyserować chcę na pewno!

Asystentką reżysera była Krystyna Janda?

- Nie. Ale na końcowym etapie przygotowań mama bardzo mi pomogła to wszystko ogarnąć.

A film? Odważyłabyś się stanąć za kamerą?

- Raczej nie, bo zupełnie się na tym nie znam.

Masz za to na swoim koncie trochę fabuł jako aktorka. Jednak w serialach Marii Seweryn jak na lekarstwo. Świadomie unikasz projektów typu opera mydlana?

- Nie, absolutnie. Mnie się po prostu takich ról nie proponuje!

Boją się do Ciebie podejść?

- Daj spokój! Czy ja wyglądam na kogoś, kogo można się bać (śmiech)? Kiedyś ktoś mi powiedział, że dlatego nie proponują mi seriali, bo wiedzą, że ze mną nie jest łatwo. Głównie gdy chodzi o kompromis w kwestii jakości danej produkcji, jakości pracy, poczucie sensu.

Sama masz już dwie córki. Skoro mówisz, że aktorstwo to rodzinna tradycja, chciałabyś, aby i one się nią pokierowały?

- Na pewno nie będę się wtrącała w ich decyzje. Niech robią, co chcą, byle były szczęśliwe.

A obserwujesz u nich jakieś zainteresowanie tym zawodem?

- Lena ma 15 lat i prawdę powiedziawszy bardziej interesuje ją pisanie. Jadzia ma 9 i jest jeszcze za mała, by się określać. Jest bardzo temperamentna!

Sądzę, że po babci i mamie ma prawo taka być!

-Też tak myślę (śmiech)!

Może starsza zostanie kiedyś recenzentką dokonań mamy i dziadków?

- A to byłoby nawet ciekawe (śmiech). Myślę, że obserwując ten zawód od małego i od środka, mogłaby mieć na niego inne, mądrzejsze spojrzenie niż większość recenzentów w tym kraju, którzy - mam czasem wrażenie - teatru po prostu nie lubią.

***

W kilku słowach:

Maria Seweryn urodziła się 23 marca 1975 w Warszawie. Córka znakomitych aktorów: Krystyny Jandy i Andrzeja Seweryna. Mama prowadzi Teatr Polonia, tata jest dyrektorem Teatru Polskiego, ona zaś ma Och-Teatr. W serialach raczej się nie pojawia. Znamy ją z filmów ("Pół serio", "Matka swojej matki", "Idealny facet dla mojej dziewczyny", "Dzień kobiet") i teatru. Ma córki - Elę i Jadzię.

***

Marię Seweryn będzie można zobaczyć w filmie ,,Kolejność uczuć" na kanale TVP KULTURA 6 kwietnia 2013 o 11.35.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji