Artykuły

Po żonę pędziłem jak rycerz na białym koniu

- Kiedy przez półtorej godziny jestem sam na estradzie, umiejętności aktorskie bardzo się przydają. Ale z drugiej strony aktorstwo może przeszkadzać, bo na estradzie może się zrobić zbyt teatralnie - mówi RAFAŁ RUTKOWSKI, aktor Teatru Montownia w Warszawie.

Twoja żona ma poczucie humoru?

- Magda urodziła się i wychowała w Szwecji. Szwedzi mają duże poczucie humoru i tam sztuka rozśmieszania jest na najwyższym poziomie. U nich kabareciarz czy komediopisarz budzą duży szacunek, w przeciwieństwie do Polski.

Przecież my, Polacy, także lubimy się śmiać.

- Tak. Śmiejemy się nie mniej niż reszta świata i w zasadzie z tego samego - z głupoty i wpadek innych, z polityków, policjantów i celebrytów. Śmieszą nas dowcipy o seksie, teściowej oraz księżach. Nie umiemy się natomiast śmiać z samych siebie. Jesteśmy strasznie poważni na swój temat. Brakuje nam luzu, obrażamy się, gdy ktoś z nas żartuje. Nie potrafimy odpowiedzieć dowcipnie, ironicznie, inteligentnie. Musimy przyłożyć obuchem po głowie.

Jaki jest przepis na dobry żart?

- Z dobrego żartu śmieją się wszyscy. Ma trafić i do człowieka prostego, i do intelektualisty. Gdy w amfiteatrze zasiada komplet widzów, wszyscy powinni zrywać boki ze śmiechu.

A jeśli nie zrywają?

- Miałem takie sytuacje, że opowiadam dowcip i... cisza. Na szczęście występ nigdy nie ogranicza sie do jednego żartu, natychmiast mówię kolejny. Ale też zdarza się, że żart, który u jednej publiczności wywołuje śmiech, innej w ogóle nie bawi.

Skąd czerpiesz pomysły na dowcipy?

- Z życia. One leżą na ulicy, znajduję je na w telewizji, w prasie. Czasem już nagłówki artykułów wywołują u mnie salwę śmiechu. Teksty piszę razem ze zdolnymi komediopisarzami, którzy potrafią dowcip zacząć, odpowiednio rozwinąć i spuentować.

Umiejętności aktorskie ci pomagają?

- Kiedy przez półtorej godziny jestem sam na estradzie, bardzo się przydają. Ale z drugiej strony aktorstwo może przeszkadzać, bo na estradzie może się zrobić zbyt teatralnie.

Kiedy zauważyłeś u soebie talent komediowy?

- Rozśmieszałem już w przedszkolu! Mój dziadek uwielbiał opowiadać dowcipy. Miał trzy w repertuarze i mówił je przy każdej okazji. Ale robił to genialnie, więc wszyscy się śmiali za każdym razem. Uwielbiałem słuchać, a potem na rodzinnych spotkaniach zawsze miałem swój występ, poszerzałem tylko repertuar. W podstawówce pojechałem na kolonie do Moniek i tam przekonałem się, że to moje poczucie humoru podnosi mi notowania u dziewczyn. Nie byłem specjalnie urodziwy - za wysoki, za chudy, z za dużym nosem. Wyglądałem gorzej niż koledzy. I nagle, po moim występie kabaretowym, dziewczyny zaczęły patrzeć na mnie inaczej. Pomyślałem: "oho, tak też można zdobyć kobietę". Miałem wtedy chyba 10 lat (śmiech).

A kiedy pomyślałeś: "Będę żył z rośmieszania"?

- Po szkole teatralnej założyliśmy z kolegami Teatr Montownia. W pewnym momencie pomyślałem, że chyba sam na scenie też dam radę zmierzyć się z publicznością. Że potrafię być na tyle interesującym, aby mówić do niej przez godzinę.

Żona śmieje się z twoich kawałów?

- Za każdym razem.

W domu też ma z tobą wesoło? Czasami komik prywatnie bywa smutny.

- Nawet depresyjny, a występy traktuje jako terapię. Ze mną jest inaczej. Życie jest za poważne, żeby nie mieć do niego dystansu. Poza tym potrafię i lubię się śmiać, także z siebie. To zresztą najtańszy sposób na chandrę. Oczywiście, można poprawić humor żonie nowym futrem, ale dobry żart mniej kosztuje (śmiech). Jesteśmy normalną rodziną. Czasem dopada nas choroba, jesteśmy zmęczeni, martwimy się, jak spłacić kredyt. Rzecz polega na tym, żeby w odpowiednim momencie raczej się pośmiać, niż pokłócić.

Słyszałam, że kiedyś podobały ci się tylko blondynki, zaś Magda jest brunetką. Jednak to ją przywiozłeś ze Szwecji.

- Pojechałem do Szwecji ze spektaklem teatru Montownia. I tam zobaczyłem kobietę, okazało się - starszą ode mnie o 7 lat, z małym dzieckiem. Prawdę mówiąc, oboje nie zwróciliśmy na siebie uwagi. Mnie nie interesowały wtedy samotne matki, a jej nie interesowali single z Polski (śmiech). Zakochałem się w niej dopiero wtedy, gdy wymienialiśmy się SMS-ami. Były błyskotliwe, pełne humoru. A ja już przestawałem być takim chłystkiem, którego interesowały tylko cycki. Zaczynałem na kobiety patrzeć inaczej. Zależało mi, bym miał o czym z nimi rozmawiać, gdy się skończy noc. Po etapie SMS-ów godzinami gadaliśmy na czacie. Dwa miesiące później wsiadłem na prom i popędziłem do niej jak rycerz na białym koniu. Wiedziałem, że to kobieta, z którą chcę się zestarzeć.

To Magda rządzi w domu?

- Tak, bo jest w tym lepsza. Trzyma wszystko w garści, zgarnia nas przy stole. Zresztą rewelacyjnie gotuje.

W kuchni masz jakąś rolę?

- Jestem posłusznym podkuchennym. Doskonale kroję. Kurs przeszedłem w serialu "Przepis na życie". Równie dobrze smażę jajecznicę.

Inny bohater tego serialu, Borys Szyc, właśnie otworzył restaurację. Ciebie serialowe życie aż tak nie inspiruje?

- Gdybym miał pieniądze Borysa, może też bym o tym pomyślał. Ale to trudny biznes. Marzymy natomiast z Magdą, żeby kiedyś mieć małą kawiarnię w szwedzkim stylu. Na razie wszystkie siły, czas i pieniądze inwestujemy w dzieci (śmiech).

Oprócz smażenia jajecznicy robisz coś jeszcze w domu czy leżysz na kanapie?

- Marzeniem każdego samca jest leżeć na kanapie, spokojnie oglądać Eurosport, a żona niech donosi piwo. Niestety... Magda zawsze daje mi listę rzeczy do zrobienia: wkręcić żarówkę, naprawić kontakt... Posłusznie też zbieram po sobie rozrzucone ubrania, kiedy Magda suszy mi o to głowę. Choć robi to uroczo. Podobnie jak uroczo wnosi do domu kolejną taką samą torebkę lub piątą parę identycznych butów.

Ależ każda z tych par jest inna!

- No właśnie, i wszystkie niedrogie. Pytam tylko: "Mamy coś jeszcze na koncie? Muszę zatankować auto".

To jest to twoje traktowanie życia z przymrużeniem oka... A co jest w nim najważniejsze?

- Żeby nie być samotnym. Reszta się zawsze jakoś ułoży...

Beata Biały

Urodził się 22 maja 1973 r. w Biatymstoku |est absolwentem warszawskiej Akademii Teatralnej. Ukończył ją w 1996 r. W tymże 1996 r. razem z kolegami założył teatr Montownia. Gra również w teatrze Polonia i w Och-Teatrze. Filmy z jego Jąłem to m.in: "Pół serio", "Ciało", "Tango z aniołem", "Dublerzy", "Nie kłam, kochanie", "Lejdis", "Och, Karol 2", "Jak się pozbyć cellulitu", "Być jak Kazimierz Deyna". Najbardziej jednak znany jest z seriali "Przepis na życie" i "Wszystko przed nami" w których gra kucharzy, oraz z telewizyjnych kabaretów.

Rodzina - żona Magda Godlewska, menedżerka teatru Montownia; 8-letni syn Kuba; 12-letnia córka Maja. Co lubi - dobre żarty i kuchnię swojej żony. Nie tylko szwedzkie potrawy. Je dużo ryb. Najbardziej lubi pieczonego łososia z syropem klonowym i zupę rybną z szafranem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji