Artykuły

Woody Allen o seksie, zahamowaniach, kobietach i mężczyznach

"Seks nocy letniej" na Scenie Inicjatyw Artystycznych w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Napinają się, nadymają, rozpinają spodnie, rozkładają uda, prężą torsy i pośladki. Przyklejone uśmiechy, puste słowa, gimnastyczne wygibasy. Trzy pary, jeden wieczór, po nim już nic nie będzie takie jak wcześniej. W Teatrze Dramatycznym - "Seks nocy letniej" Woody'ego Allena. Czyli rzecz o damsko-męskich relacjach w humorystycznej konwencji

Kultowy już neurotyk w wielu swoich filmach opowiada o naturze małżeństwa, uczuciowych komplikacjach i erotycznych wariacjach. Ma na to swój własny sposób - ironiczno-humorystyczny, zdystansowany, w komediowym tonie. Choćby nie wiadomo jak poważne były damsko-męskie problemy, Allen je wykpi, przenicuje po swojemu. I tak właśnie czyni w "Seksie nocy letniej", choć w formie i treści odwołuje się do dzieł, których autorzy miłosne perturbacje traktowali z dużo większą powagą - Allen inspirował się bowiem m.in. "Uśmiechem nocy" Ingmara Bergmana i "Snem nocy letniej" Williama Szekspira.

Teraz po tekst Allena sięgnęli aktorzy Teatru Dramatycznego i prezentują go w ramach Sceny Inicjatyw Artystycznych. Idą jak burza - to w ciągu dwóch miesięcy trzecia już premiera w tym cyklu - przypomnijmy, scena wzięła się z oddolnego pomysłu aktorów, chcących grać jeszcze więcej i mających własne propozycje. Twórcy sami wybierają teksty, dokonują obsady, a teatr w produkcji i promocji im pomaga, włączając je do repertuaru. Tak w styczniu powstała "Gąska" Nikołaja Kolady, w marcu - "Rozkłady jazdy" Petra Zelenki, a teraz - spektakl według "Seksu nocy letniej" Allena. Jak widać - aktorzy bardzo chcą działać, proponują różne sztuki, a to procentuje ożywieniem repertuarowym. Tym razem szóstka aktorów chciała po prostu bardzo ze sobą zagrać, szukała zabawnego tekstu, który wszystkim postaciom pozwoli dobrze wybrzmieć, i znalazła. I choć, faktycznie, zgodzić się można z Agnieszką Korytkowską - Mazur (odpowiadającą za konsultację artystyczną spektaklu), że ten akurat tekst nie jest najwybitniejszym dziełem w twórczości Allena (co ciekawe, jest jedynym, za który reżyser otrzymał niechlubną nominację do Złotej Maliny), to jednak w teatralnym sztafażu "Seks..." wypada całkiem interesująco.

Nieoczekiwanie bowiem to, co na pierwszy rzut oka wydaje się w przedstawieniu być irytujące - aktorzy stroją miny, wykonują rozmaite gimnastyczne ewolucje i erotyczne ruchy, itp. - szybko irytować przestaje i okazuje się stanowić siłę tegoż spektaklu.

Twórcy odrzucili realistyczną konwencję, zdecydowali się na groteskowy nieco język ciała i postawili na mocno wyeksponowany ruch sceniczny (Maciej Zakliczyński).

Tak oto bohaterowie Allena, a to pełni zahamowań, a to pozbawieni hamulców (bo mamy tu i takich, i takich), skrywający różne tajemnice, z każdą minutą obnażają własne słabości i hipokryzję. Co tylko spróbują ukryć między słowami, za chwilę wylezie na wierzch, bo zdradzą ich ciała, które zdają się tu żyć własnym życiem. Ruch sceniczny łapie te rozmaite emocje, seksualne potrzeby, a w zestawieniu z dialogami o seksie w duchu Freuda, intelektualnymi niuansami i zabawnymi przejęzyczeniami, nadaje spektaklowi zabawny, groteskowy, nieco ton. I pokazuje w komediowym tonie rzeczywistość, w której ludzie przyklejają do twarzy sztuczne uśmiechy, ale gdy tylko na chwilę się zagapią, a uśmiech z twarzy spełza, wszystko okazuje się nie być już takie różowe.

I okazuje się to wszystko pewnej doby, w środku lata, kiedy to w wiejskiej posiadłości maklera giełdowego Andrew i jego żony Adrian, spotkają się trzy pary. Nagle dojdzie do erotycznych roszad, odważnych decyzji i zaskakujących odkryć, a bohaterowie zaczną się pożądać w zupełnie innych konfiguracjach niż te, w jakich tu przyjechali.

Ów sześciokąt uczuciowy tworzą niezłe figury. Jest w nim wspomniany Andrew, który ma problem z sobą i żoną, przestali ze sobą sypiać, a ich małżeństwo, jak twierdzi on: "nie funkcjonuje, ale układa się dobrze". Andrew przerejestrował więc swoje popędy i zaczął zajmować się wynalazkami. Jest jego żona Adrian, którą dręczą jakieś dylematy moralne, wydaje się być bogobojna, a jednak skrywa coś za pazuchą. Jest Maxwell, lekarz erotoman, który uznaje wolny seks bez zobowiązań, a małżeństwo za ograniczenie wolności i niszczyciela miłości. Jest jego przyjaciółka, wyzwolona pielęgniarka - Dulcy. Trzecia para to Leopold, filozof, autor książek przyrodniczych - czołowy hipokryta. I jego narzeczona Ariel, której urodą Leopold chce się chwalić w akademickiej społeczności, ona zaś wychodzi za mąż tylko dla kaprysu. Początkowo cała gromadka obdarza się sztucznymi uśmiechami i pseudointelektualnym pustosłowiem, aż z wolna zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicza. Leopold zaczyna się interesować pielęgniarką, Maxwell zakochuje się w Ariel, Ariel zaś i Andrew przypominają sobie zaś, jak to dawno temu na chwilę połączyło ich niespełnione uczucie...

Aktorzy całą tę skomplikowaną uczuciowo roszadę pokazują w zabawny sposób, żonglują minami, pozami, plastikowymi uśmiechami i gestami. Każdy ma pomysł na swego bohatera. Dulcy (Aleksandra Maj) co chwilę strzela tekstem: "fajnie, fajnie", co bardzo ciekawie dookreśla tę postać. Maxwell (Bernard Maciej Bania) odstawia taniec oddziałowego Casanowy, nadyma się, naciąga szelki, jakby był na siłowni. Leopold (Sławomir Popławski) robi miny wygłaszając swoje przemądrzałe i ciężkie monologi o wiciokrzewie, co z powojem się przeplata. Ariel (Agnieszka Możejko-Szekowska) faktycznie sprawia wrażenie mocno przytłumionej przez mądralę Leopolda, a Adrian (Monika Zaborska) to przykład kobiety pełnej zahamowań w każdym calu. Każdy z aktorów pokazuje ciekawie dwoistość swoich bohaterów, ale w roli człowieka z problemem, nieszczęśliwego, sfrustrowanego życiem, a jednocześnie takiego, który najszybciej rezygnuje z założonej wcześniej maski najciekawiej wypada Piotr Szekowski (Andrew).

Zgodnie z tytułem - sporo w spektaklu erotycznego klimatu, tu potraktowanego dość komediowo. Aktorzy prężą torsy (trochę jak naczupurzone koguty) i rozpinają spodnie, aktorki się wyginają, przybierają erotyczne pozycje, niektórzy wskakują na stoły, inni stają na głowie, a jeszcze inni naśladują małpie gody (zabawna scena z udziałem Aleksandry Maj i Sławomira Popławskiego). Obok sztucznych min, wystudiowanych póz i celebracji sporo tu rejwachu i dynamiki. No i oddać trzeba aktorom - co ich: z gimnastycznymi układami wymagającymi kondycji radzą sobie naprawdę nieźle.

Najbliższe spektakle: 9-10 kwietnia (godz. 19), 12-13 kwietnia (godz. 21), 14 kwietnia (godz. 20). Spektakl grany jest w foyer (scena na I piętrze). Autorem adaptacji teatralnej jest Jurgen Fischer, przekładu - Monika Muskała, przy scenografii pomogła Paulina Liziakowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji