Artykuły

"Traviata" á la Treliński

Jeszcze trochę, a warszawscy wielbiciele opery zapomnieliby, że w Teatrze Wielkim grano kiedyś "Traviatę" Verdiego. Jej wystawienie z lat 90. było tradycyjną wersją, osadzoną w realiach XIX wieku. Mariusz Treliński postanowił w końcu przypomnieć dzieje upadłej kobiety, a jego wizję premierowo pokazano 25 lutego.

Treliński nie raz już zaskoczył widzów, choć owe niespodzianki nie zawsze były miłe. Dlatego na "Traviatę" szedłem niepewny. Do tego nie udało mi się otrzymać wejściówki na premierowy spektakl ze wspaniałą Aleksandrą Kurzak i musiałem się zadowolić drugą obsadą - rolę Violetty śpiewała Joanna Woś. Nie miałem pewności, czy podoła tej partii.

Gdy kurtyna poszła w górę, stało się jasne, że reżyser zerwał z tradycyjną konwencją ukazującą "Traviatę" w XIX-wiecznym Paryżu. U Trelińskiego wszystko dzieje się w znacznie bardziej współczesnych nam czasach, a Violetta jest gwiazdą kabaretu, zapewne gdzieś na Montmartrze. Pozostali bohaterowie zachowują swoje role, może z wyjątkiem barona, który tutaj został pokazany jako siwowłosy mafiozo w ciemnych okularach.

Scenografia I aktu przedstawia boczny przekrój przez wnętrze głównej sali w kabarecie, boczny korytarz, garderobę Violetty i jej łazienkę. Kolejne sceny rozgrywają się na przesuwającej się z boku na bok scenografii. Zabieg ciekawy, choć hałas teatralnej maszynerii nie ułatwia odbioru muzyki, a śpiewaków zmusza do cięższej pracy głosem i biegania po ruchomej konstrukcji. Nie do końca zrozumiałe było też dla mnie zbudowanie całkiem ładnej łazienki, wyłożonej marmurem i z wielkim kryształowym lustrem tylko po to, by główna bohaterka weszła do niej raz i to na jakieś pół minuty.

Znacznie oszczędniej prezentowały się dwa kolejne akty. W drugim, zamiast budować wnętrze podparyskiej willi, zdecydowano się rozegrać dramat po prostu przy basenie. Oczywiście wypełnionym wodą. Zabawnym pomysłem było rozłożenie wokół zbiornika mandarynek. Niektóre z nich Alfredo wbija kolejno do wody kijem golfowym, śpiewając jednocześnie arię "Lunge da lei". Nie mogłem się nadziwić, jak sprawnie artyści chodzili potem wśród owoców, ani trochę się o nie nie potykając. Violetta dokonała tego w wysokich szpilkach!

Trzeci akt to głównie wnętrze sypialni bohaterki. Nie ma w niej łóżka, za to na środku stoi wysokie barowe krzesło, zaś z boku - łamane lustro zwielokrotniające odbicie. Do samej śmierci Violetta chodzi po scenie, choć jest to raczej rodzaj lunatycznego tańca majaczącej w gorączce kobiety. Towarzyszy temu skąpe punktowe światło, niczym promień nadziei lub opatrzność. Nad głową umierającej pojawia się natomiast świetlista kula, rzucająca odbicia po całym wnętrzu sceny i widowni. Gdy pada na ziemię, jest już po wszystkim. Ten akt od strony reżyserskiej wywarł na mnie największe wrażenie, choć nie od początku byłem przekonany, że ciężko chorej na gruźlicę bohaterce powinno się odmawiać łóżka.

Mówiąc o scenografii, warto wspomnieć o kostiumach. Zmiana konwencji inscenizacyjnej sprawiła, że nie było potrzeby szycia wspaniałych balowych kreacji. Niektóre z ubiorów były wręcz skąpe. Na przykład w pierwszej scenie, gdy jeszcze przy dźwiękach uwertury widzimy trumnę, wokół której tańczą uczestnicy balu. Potem podchodzą do niej tancerze ubrani jedynie w slipy. Gdy zapala się światło, już wiadomo, że nie jesteśmy na ceremonii pogrzebowej, ale w kabarecie. Z trumny wychodzi Violetta. Najbardziej oszczędnie ubrane są jednak tancerki w scenie, która pierwotnie była wróżeniem z kart przez Cyganki. Tutaj tych nie ma w ogóle, za to są dziewczyny w obcisłych, lateksowych majtkach, których piersi przysłaniają jedynie błyszczące gwiazdki na sutkach. Wiadomo, że Treliński goliznę lubi, więc obyło się bez szoku. Sam taniec za to pełen był erotyzmu i trzeba przyznać, że wart obejrzenia, podobnie jak następujący po nim popis matadorów z nieodłącznymi szpadami.

Dużą zagadkę stanowiły dla mnie partie wokalne w drugiej obsadzie. Na szczęście okazało się, że obawy były w większości zbyteczne. Joanna Woś w pierwszym akcie wydawała się wprawdzie jakby niepewna siebie i stremowana, przez co nie raz przykrywała jej głos orkiestra, a arie wypadły dość blado. Potem jednak śpiewaczka dostała skrzydeł i w trzecim akcie dała już popis sztuki najwyższej klasy. Jej dodatkowy atut stanowiła znakomita gra aktorska. Udało się stworzyć postać, której każdy widz współczuł i z którą przeżywał dramat do ostatniego tchnienia.

Dobrze sprawdził się także Alfredo, tutaj śpiewany przez Ukraińca Pavlo Tolstoya. Aktorsko dorównał partnerce, a jego arie to popis dobrej techniki wokalnej i wyczucia dramatyzmu, którego może mu pozazdrościć wielu polskich kolegów.

Na tym tle nieco gorzej zaprezentował się Adam Kruszewski w roli Germonta. Jego znakomity głos i dobrą technikę przysłoniło blade i nijakie aktorstwo. Sztywny i monotonny chodził tylko po scenie, czasem podnosząc rękę lub dwie. Rozczarowaniem wokalnym okazała się za to Bożena Zawiślak-Dolny w partii Flory. Na szczęście nie jest to rola zbyt obszerna, więc mocno rozwibrowany głos śpiewaczki nie zmącił ogólnego wrażenia ze spektaklu.

"Traviata" Trelińskiego to całkiem udane przeniesienie XIX-wiecznej opery w czasy współczesne. Reżyser tym razem nie przekroczył granicy między oryginalnością a parodią. Nawet różową czaszkę z plakatu jestem skłonny mu wybaczyć, choć jej sensu nie pojmuję. Szczerze polecam to przedstawienie i bardzo żałuję, że zostanie wystawione w tym sezonie zaledwie 7 razy (najbliższe spektakle 21 i 25 maja). Biletów nie było już na długo przed premierą. Dla teatru ważniejszy jest jednak pęd ku kolejnym inscenizacjom. Wątpliwe, czy "Elektra" Ryszarda Straussa, "Katia Kabanowa" Janaczka lub "Oresteia" Xenakisa przyciągną aż tylu widzów i odniosą porównywalny sukces w mediach. Pozostaje mieć nadzieję, że ci na górze przy Placu Teatralnym wiedzą, cc robią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji