Artykuły

Daj pan kapkę

Przykład dał gospodarz - pan Zbi­gniew Konstanty. Gdy publicz­ność biła brawo aktorom, podszedł do Jerzego Nowaka, ukląkł i poca­łował go w rękę.

Dwusetne od premiery w Starym Te­atrze przedstawienie "Ja jestem Żyd z Wesela" zagrali w Tetmajerówce. Autorem scenariusza według opowiada­nia Romana Brandstaettera i reżyserem widowiska jest Tadeusz Malak. Wystę­puje również w skromnej roli adwokac­kiego koncypienta, do którego przed 90 laty trafił tytułowy bohater.

Koncypient, zwracając się wprost do wi­dzów, wspomina najpierw okoliczności, jakie towarzyszyły premierze "Wesela" - atmosferę skandalu obyczajowego, en­tuzjastyczne i chłodne reakcje wielkich ówczesnego świata kultury. Aż wreszcie na scenę wchodzi On. - Ja już nie mam nazwiska. Ja jestem "Żyd z Wesela" - mówi z rozpaczą w głosie.

Sztuka, w której bronowicki kar­czmarz pojawił się jako postać, stała się przyczyną pasma nieszczęść. Na pod­stawie oszczerstw płynących ze sceny Teatru Miejskiego zaczęto go posądzać o chytrość w interesach. Córka - do tej pory Pepka, postanowiła się zamienić w Rachel i wraz z matką - do tej pory porządną Żydówką - przejść na chrze­ścijaństwo. Mało tego - zaczęła się no­torycznie upijać z Polakami, żeby jesz­cze bardziej być "ich", a nie "nasza".

Nieszczęśliwy karczmarz o wszystko obwinił "tego małego rudego" - Wy­spiańskiego, który przyszedł tylko na kilka godzin na wesele, nie zamienił z Żydem nawet paru słów, a potem tak okrutnie obsmarował.

Mimo oporów koncypienta, klient po­stawił na swoim: doprowadził do roz­wodu, opuścił rodzinę, pozostawił cały dobytek, a sam z Biblią w ręku poszedł dożyć kresu swoich dni w domu starozakonnych starców na Kazimierzu.

- Ta historia brzmi nieprawdopodob­nie, ale jest prawdą - mówi Tadeusz Ma­lak. Szedłem jej tropem i znalazłem mnóstwo świadectw potwierdzających dzieje tego nieszczęśnika.

Nieprawdziwa jest tylko, przypomina reżyser, oficjalna liczba zagranych spek­takli. - Owszem, występujemy po raz dwusetny od pierwszego przedstawienia w Starym Teatrze, ale przedtem, w 1993 roku była prapremiera i 45 wieczorów w "Starej Galerii" przy ul. Starowiślnej.

Przy tej samej ulicy, pod numerem czwartym, mieściła się kancelaria ad­wokacka, do której zawitał bohater.

Jerzy Nowak, wcielając się w Żyda z "Wesela" po raz dwieście któryś, wzbudził takie same salwy śmiechu i łzy wzruszenia, jak wszystkimi poprzedni­mi razy. Zagrał po prostu genialnie. Po­trafił uwiarygodnić cierpienie zmarłego przed osiemdziesięciu laty człowieka, a równocześnie pozwolił pośmiać się z tej na wskroś absurdalnej, zapisanej przez samo życie sytuacji.

Obowiązkowe w takich sytuacjach pi­sanie o owacji na stojąco byłoby jawną nieprawdą. Jerzy Nowak dostał w Tet­majerówce owację na klęcząco, bo za przykładem, który dał pan Konstanty, poszli następni.

Gdy w przeddzień wieczoru w brono­wickiej Tetmajerówce rozmawiałem z Jerzym Nowakiem, pytałem go o dzie­je sceniczne "Żyda". O przedstawienia, które wryły mu się w pamięć najbardziej.

- Było jedno takie. Jest w tym spekta­klu fragment, w którym koncypient pro­ponuje mi coś do picia. Ja mu na to odpowiadam: "A, daj pan kapkę...". I dał mi - szklaneczkę wódki. Musiałem do­grać do końca.

W piątek, już po przedstawieniu, w do­mu potomkini Włodzimierza Tetmaje­ra Elżbiety i jej męża, pana Zbigniewa, gościnny gospodarz próbował skusić bohatera wieczoru na piołunówkę włas­nego wyrobu.

- Nie mogę, jutro rano mam próbę - powiedział aktor, który w tym roku obchodzi 50-lecie pracy na scenie. Pozo­stali bez oporów korzystali z uczty, ja­ką przygotowali cudownie pogodzeni tej nocy konkurenci: Poller, Wentzl, Hawełka i Michalik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji