Ja jestem Wyspiański ignorant
Do asesora Filipa Waschutza przychodzi Hirsz Singer - karczmarz z Bronowic. Prosi, by pomógł mu w sprawie rozwodowej. Stary Żyd postanawia zniszczyć swoje małżeństwo, ponieważ żona sprzeniewierzyła się wierze Dawidowej, udaje panią i nie chce siedzieć za szynkwasem. Córka zaś wynosi z karczmy wódkę dla krakowskich artystów lub przesiaduje z nimi w Jamie Michalika. Singer nie czuje się już Żydem. Opuściwszy rodzinne Bronowice, trafia do domu starców na Kazimierzu. Tam umiera.
Bronowickiego Hirsza unieszczęśliwił poeta Stanisław Wyspiański. Bez pytania wsadził go do swojego dramatu "Wesele" i z prostego, nie wadzącego nikomu człowieka uczynił postać literacką. Wcisnął w usta bohatera jakąś historię o zaległych dzierżawach, stylizując go na złodzieja i chciwca, a z córki Pepki zrobił melancholijną i nawiedzoną Rachelę. Krótko mówiąc: zadrwił z nich. Co najgorsze Pepka dała się ponieść drwinie i uwierzywszy w swój kostium literacki, zaczęła na serio udawać postać z dramatu. Pomału wszystkim poprzewracało się w głowach, miastowi postanowili zgrywać się na chłopów, Żydzi chcieli grać panów, każdy chciał być kimś innym niż był. Jedyny Hirsz Singer zdecydował się na zachowanie tożsamości. Dlatego musiał umrzeć.
Wyspiańskiemu nigdy nie przyszło do głowy, by zainteresować się losami Żyda z "Wesela". Może nawet nie przypuszczał, że stał się on ofiarą fikcyjnych sztuczek, że jego rodzina straciła rozeznanie między rzeczywistością a teatrem. Przypisywał sobie raczej niebagatelne zasługi w rozsławieniu jego imienia. Och, ten mistrz Wyspiański! Niby taki dobry pisarz, a taki ignorant!
Historię rodzinnej degradacji, wg Romana Brandstaettera, opowiada na scenie przy ul. Sławkowskiej Jerzy Nowak. Któż zresztą inny mógłby zagrać tę bezbronną, sponiewieraną i smutną postać? Aktor, znany z wielu niepowtarzalnych kreacji żydowskich, nie ma sobie równego pośród plejady najlepszych artystów scen polskich. Filipa Waschutza kreuje w przedstawieniu Starego Teatru Tadeusz Malak (jednocześnie reżyser spektaklu). Asesor to człowiek dystyngowany i spokojny, traktujący swą obecność na scenie jedynie jako przygrywkę do wielkich monologów głównego bohatera. Poprzez kontrastowy dobór postaci, bardzo zróżnicowaną grę obu aktorów, spektakl nabiera rumieńców i treści. Nie jest to dzieło wybitne, bo i nie ma takich ambicji. Chodzi raczej o przyczynek do wspomnień o tym, co działo się w Krakowie, gdy bibliotekarzami byli Rydlowie, Akademią Sztuk Pięknych rządzili Tetmajerowie, a teatrem Pawlikowscy. Żeby wejść w klimat Młodej Polski wystarczy, jak się okazuje, dramatyczny dwugłos dobrych aktorów. Całe "Wesele" można natomiast obejrzeć w spektaklu Andrzeja Wajdy na dużej scenie Starego Teatru.