Artykuły

Bez ucieczki z domu niewoli

"Królowa ciast" w reż. Uli Kijak w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Ula Kijak wyreżyserowała w Teatrze Horzycy "Królową ciast" Beli Pintera - interesujący i trudny spektakl o rodzinie pożartej przez szaleństwo i mechanizmy, które utrwalają w niej patologiczny porządek

Chyba nie ma bardziej sztampowego środka teatralnej ekspresji niż wychodzenie aktora z widowni. Na oponie huśta się Erika, siedmioletnia dziewczynka, a naprzeciw niej - wśród publiczności - siedzi jej nauczyciel Pan Ludwik. Mężczyzna rozmawia cierpliwie z uczennicą, chcąc ustalić, dlaczego ona nie kontroluje przy innych uczniach swoich czynności fizjologicznych. Ta scena jest kluczem do zrozumienia "Królowej ciast" Beli Pintera w reżyserii Uli Kijak.

Sztuka dzieje się w 1984 roku na Węgrzech. Stefan (w tej roli Paweł Tchórzelski) jest podpułkownikiem i wysokim funkcjonariuszem partyjnym. Nosi broń, chętnie powołuje się na swoje polityczne wpływy. Ale czas i miejsce akcji z pozoru zdają się nie mieć żadnego znaczenia - ta historia mogłaby odbyć się wszędzie, na tyle uniwersalnie kreśli bowiem portret psychologiczny rodziny dotkniętej przemocą i strachem.

Spektakl przedstawia przerażający schemat zachowania psychopaty znęcającego się nad rodziną. Stefan mówi: "Nie bójcie się, potem, kiedy mnie już nie będzie, będziecie gorzko płakać, łkać, po kątach! Ze mieliśmy ojca, męża, wujka Stefka, który wszystko dla nas robił". Brzmi to niedorzecznie, jednak po chwili łatwo można się przekonać, że ma w istocie rację: rodzina broni swojego oprawcy i stara się znaleźć wytłumaczenie dla jego czynów. Każdy uczynek Stefana - przemoc i zastraszanie, rozpijanie dzieci i wiarołomność - da się zracjonalizować, wytłumaczyć i usprawiedliwić. Wszyscy są psychicznie pokiereszowani. Kuzyni znęcają się nad Eriką, jej stryj ucieczkę od problemów rodzinnych znalazł w chorobie psychicznej, dziadek drży z lęku przed synem, bratowa tylko z pozoru wydaje się silną kobietą, matka zdaje się bronić okrutnych porządków panujących w tym domu. Pan Ludwik (Michał Marek Ubysz) reprezentuje racjonalność, a Erika (Mirosława Sobik) zamyka się w swoim świecie. Mężczyzna siedzi z nami, a dziewczynka zatapia się w wykrzywionej rzeczywistości - niezrozumiałej dla nikogo, który nie przeżył w niej choć jednej chwili.

Całą potworną codzienność tej węgierskiej rodziny widzimy jej oczami, ona jest narratorką tej opowieści. Tam zamiast indiańskiego pióropusza są nadmuchane gumowe rękawiczki, plecione kobiałki na truskawki zastępują cytry, gdy rodzice biją dzieci, "łoją im skórę" - uderzenia pasa lądują na porzuconej na scenie garderobie, pracę reprezentuje kołowrotek dla chomika, chory psychicznie stryj (dobra rola Grzegorza Wiśniewskiego) nosi na głowie karton z nabazgranym uśmiechem, tort - ta, "Królowa ciast" - powstał z każdego śmiecia, który zalegał w kątach domu. Całość przypomina dziecięcą zabawę, którą Erika odtwarza w myślach. Dziewczynka ma wpływ na bieg czasu, zachowania postaci, a nawet na obsadę - w niezwykle intensywnej scenie zamienia się w swojego psa, który załatwił się pod siebie.

Kto mógłby zagrać prymitywnego i zapijaczonego oprawcę, który budzi lęk i odrazę? Ten wybór obsadowy od początku wydawał się oczywisty - Paweł Tchórzelski w swojej karierze nieraz wcielał się w rolę demiurgicznego i okrutnego ojca, który wydaje wyroki na całe życie. Nie ma żadnych wątpliwości, że to wielka kreacja. Maria Kierzkowska - żona Stefana - znakomicie oddała postać kobiety boleśnie związanej ze swoim mężem. Nie ma w niej buntu, jest tylko pretensja do świata, że czas pozbawił ją młodości, urody i - jak się wyraża - "tajemnicy". A jej powierzchowną religijność przedrzeźniają nawet dzieci.

W spektaklu Uli Kijak to, co domaga się psychologicznego realizmu, zanurza się w przerysowaniach, a to, co groteskowe, prezentowane jest z powagą racjonalności. Tę wizję reżyserską podkreśla groteskowa scenografia Dominiki Skazy. Muzyka osadzona jest głęboko w tym świecie - stworzyła ją Maria Rumińska, uznana polska kompozytorka teatralna.

To ciężki spektakl. Na początku na scenie panuje chaos - aktorzy mało rytmicznie podają dialogi, niezwykłość scenografii zdaje się przytłaczać fabułę, przez co wątki nie mogą się sensownie zawiązać. Wielką trudność dla widza może sprawić wczucie się w klimat i rytm tego przedstawienia. Niestety nie ma tu zbyt wiele miejsca na literaturę, bo wszystkie sensy - nawet relacje między postaciami - tłumaczy scenografia. Niekiedy dekoracje rażą dosłownością, np. praca jest ciężka i nudna, więc bohater pracuje w kołowrotku dla chomika i nosi chomąto. Tak naprawdę dopiero pojawienie się Pawła Tchórzelskiego oraz sceny wywiadu środowiskowego z Michałem Markiem Ubyszem porządkują ten spektakl. Najbardziej intensywny fragment - rozmowa Stefana z bratem, który przyznaje się do symulowania choroby - odbywa się symultanicznie z intensywną sceną przedstawiającą znęcanie się nad psem. Ze szkodą dla obu motywów - znacznie mocniej one by wybrzmiały, gdyby reżyserka pozwoliła aktorom na zagranie tego w zwyczajny sposób.

Kijak w tym udanym przedstawieniu przedstawiła rodzinę pożartą przez szaleństwo i mechanizmy, które utrwalają w niej patologiczny porządek. Z domu niewoli nie ma ucieczki, a dla jego mieszkańców nie ma ratunku, nawet gdy uwolnią się od oprawcy. Przemoc zostawia na wszystkim trwałe ślady. Ten teatralny świat jest niegościnnym miejscem nie tylko dlatego, że wydaje się zły i groźny - jego największą wadą jest to, że zbędne detale przykrywają sprawy proste i zasadnicze, z którym teatr na ogół sobie radzi bez uciekania się do wizyjnej ornamentyki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji