Artykuły

Zgasła nie tylko świeczka

Nie wszystkie powtórkowe prezentacje Teatru TV są równie udane, jak rekomen­dowana powyżej. Przynaj­mniej ja do arcydzieł nie za­liczam jednoaktówki Aleksan­dra Fredry "Świeczka zgasła" wyreżyserowanej przed laty przez Andrzeja Łapickiego.

Przyczyny tej porażki są dwie. Pierwsza, to samo tworzywo, czyli komedyjka hr. Fredry. Jako autor był on dość nierówny. Krytyka szczególnie ceni dramaty powstałe w pierwszym okresie twórczości. Napisa­ne wówczas takie dzieła jak "Zemsta", "Pań Jowialski", "Śluby panieńskie" należą przecież do narodowej kla­syki. Po ich napisaniu Fre­dro porzucił twórczość lite­racką. Sięgnął po pióro po­nownie podczas pobytu w Paryżu, w którym gościł do 1870 roku. Wyraźnie ule­gał wówczas francuskiej modzie na pisanie lekkie i błyskotliwe, tylko że raczej mu to nie wychodziło.

"Świeczka zgasła" to ni­by zabawna relacja ze spo­tkania kobiety i mężczyzny w jesienną pluchę. Los po­łączył ich w wyniku kata­strofy dyliżansu, więc roz­mowa zaczyna się od drob­nych uszczypliwości i zło­śliwości, kto mianowicie za tę katastrofę odpowiada. Powoli następuje wyraźne zbliżenie stanowisk, zaczy­na nawet rodzić się uczucie między bohaterami.

Cały humor tej jednoak­tówki buduje Fredro na za­sadzie przeciwności charak­terów. Ona delikatna, subtelna, trochę kokietka, wy­kwintnie wypowiadająca się. On prostak i nieudacznik, "zaciągający" i używający przedziwnych figur reto­rycznych. Schematyzm tej komedii, brak jakiejkolwiek dramaturgii i z góry wiado­my finał - to tylko niektó­re wady. Ale może udałoby się zrobić z niej zgrabną i krótką scenkę. Ale do tego trzeba aktorów o wyraźnym talencie komediowym. Ma go Ewa Błaszczyk wcielają­ca się w postać panny Ja­dwigi. Natomiast obsadze­nie w drugiej charaktery­stycznej roli Daniela Olbrychskiego jest całkowi­tą pomyłką. Olbrychski jest bardzo dobrym aktorem, ale zupełnie nie nadaje się do komedii. Grywał nawet w nich w czasach młodości, ra­czej bez specjalnego sukce­su, a w miarę upływu lat stracił zupełnie wszelkie predyspozycje. Myślę, że An­drzej Łapicki obsadzając Olbrychskiego popełnił błąd przed 12 laty, który ciągnie się za aktorem i za nami, wi­dzami, do tej pory.

"Wychodzę z teatru koń­cząc wygodne, dwugodzinne ziewanie" - mówi w pew­nym momencie gamoń Wła­dysław. My mamy to szczę­ście, że spektakl trwa krócej. I ziewamy tylko pół godziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji