Artykuły

Czas kultu kuchennego

Niemiecki teatr, mocno obecny na szczecińskim "Kontrapunkcie", obnaża pułapki konsumpcjonizmu - pisze Jacek Cieślak w Rzezczpospolitej.

Szczeciński festiwal małych form teatralnych włącza do konkursu również spektakle z pobliskiego Berlina. Tak jak w kościołach powstają restauracje, tak niemiecka dramaturgia pokazuje różne formy społeczeństwa konsumpcyjnego - w obyczajach, relacjach rodzinnych i życiu intymnym.

W "Notatkach z kuchni" Rodrigo Garcia przewrotnie odwrócił tradycyjny porządek rzeczy: w spektaklu wyreżyserowanym przez Patricka Wengenrotha wedle zasady "przez żołądek do serca" - nie kobieta podbija mężczyznę, lecz mężczyzna kobietę. A konkretnie dwóch mężczyzn: ojciec i syn. Przedstawienie czerpie z formy stand up comedy, której bohaterowie muszą się wdzięczyć do widzów i przebić talentem konkurentów z estrady. Ale najważniejsze jest to, że autorzy biorą pod lupę cały zestaw współczesnych trendów i zachowań związanych z kulinariami i gotowaniem. W czasach, gdy większość konsumencko nastawionej ludzkości spędza wolny czas w galeriach, lecz nie malarstwa, tylko handlowych, jedzenie, ta najbardziej konkretna forma konsumpcji, podane z nowymi marketingowymi hasłami, stało się najwyższą formą sztuki. Kucharze są autorytetami, gwiazdami, autorami najbardziej poczytnych "książek". Zapełniają programy telewizyjne i łamy magazynów. Podążają za nimi miliony zagubionych ludzi, robiąc ze swego życia festiwal wielkiego żarcia.

- Nie jestem tylko erotycznym deserem - mówi bohaterka "Notatek z kuchni"

Upadek Europy z tej perspektywy pokazał już film Marco Ferreriego. Berliński spektakl, którego głównym elementem scenografii jest kuchnia, kontynuuje ten wątek: do skonsumowania jest piękna kobieta (Lucy Wirth). Finałowy monolog to danie zaprawione goryczą jej łez. Krzyczy do mężczyzn, zalewających pustkę najlepszymi winami: chcę poczuć, że żyję, że jestem kochana. Nie chce być wyłącznie erotycznym deserem.

"Niewolnicy" Andreasa Kriegenburga z Deutsches Theater są oparci na jednoaktówkach klasyka francuskiej farsy Georges'a Courteline'a, a wzorem dla reżysera jest komedia slapstickowa Bustera Keatona, która w symboliczny sposób wyraża cykle ludzkiego życia: zagubienie, upadki i próby powrotu do pionu. Najciekawszy jest pomysł, by pokazać ludzkie typy z ich śmiesznostkami, wadami, portretowanymi od czasów komedii antycznej i dell'arte - tym razem w formie komiksu. Stąd niezwykle atrakcyjne wizualnie kostiumy z syntetycznych i naturalnych tworzyw. Ich bogactwa nie powstydziłyby się amerykańskie megaprodukcje o Batmanie. Fosforyzujące kolory dopełnione zostały przez wyrafinowane makijaże, stanowiące naturalną część charakterów postaci mających pierwowzory w komediach Plauta, Szekspira i Moliera.

Przez dwie godziny scenę zalewają gagi i przerysowane gesty - jest ich cała kanonada. Zresztą, jak to w komiksie bywa, bohaterowie wyposażeni zostali w gigantyczne karabiny maszynowe, które mają pomóc w rozwiązaniu konfliktów nie do rozwiązania. Szturm reżysera na naszą wyobraźnię się nie powiódł. Padł ofiarą nadprodukcji pomysłów.

Niemiecki teatr jest również w kręgu zainteresowań polskich reżyserów. Ewelina Marciniak, która w weekend wygrała szczeciński konkurs "Amatorkami" według Jelinek z gdańskiego Wybrzeża, sięgnęła po "Kobietę z przeszłości" Rolanda Schimmelpfenniga. Spektakl koszalińskiego Teatru im. Słowackiego jest skromny, ale precyzyjnie zrobiony, oryginalny. Ma duży potencjał gry z publicznością, jaką daje główny temat, czyli pokusa miłosnej przygody. Z pozoru niewinnej, a ostatecznie demolującej życie.

Z jednej ze ścian rozwija się rolka papieru, przechodząca na scenie w dywan, po którym spacerują nerwowo mąż i żona, obarczeni 19-letnim małżeńskim stażem. Ich życie jest nudne i szare. Tymczasem tytułowa kobieta z przeszłości (Katarzyna Zawadzka) czaruje swoimi wdziękami z leżanki wciśniętej w kameralną widownię. Siła spektaklu zawarta jest w dialogu, napięciu i emocjach budowanych pomiędzy aktorami oraz aktorami i widzami.

Zawadzka, aktorka Starego Teatru, ma na sobie tylko buty na obcasach, majtki, koszulę. Włosy spięła jak do walki. Kamikadze. Od początku stawia wszystko na jedną kartę. Najpierw szuka rozmówcy. Epatuje samotnością. Potem prosi o numer telefonu. W końcu domaga się, by mogła dzwonić, kiedy ma problem, nawet w nocy. Jednocześnie szarżuje intymnymi opowieściami. Prowadzi erotyczną, kocią grę. Zdejmuje koszulę. Pokazuje piersi. Żąda akceptacji. Uwagi. Uwielbienia.

Fabuły łatwo się domyślić, bo podpowiada ją tytuł: pewnego dnia bohaterka grana przez Zawadzką puka do drzwi mężczyzny, z którym jako 17-latka spędziła szalone lato. Nietrudno przewidzieć, że kryzys wieku średniego wywołuje u faceta chęć ponownego przeżycia przygody. Nie przeszkadza w tym rozpacz żony ani jej argumenty, że byli razem tyle lat i dała mu syna.

W koszalińskim przedstawieniu intrygująco wypadła zwłaszcza scena "wkręcania" widza. W Szczecinie był nim juror - dramaturg Michał Walczak. Chcąc nie chcąc, dał się wciągnąć do rozmowy ze sceniczną nimfomanką. I był tym następnym, do którego przyszła po miłość. Po życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji