Artykuły

Don Juan Hanuszkiewicza w Szwecji

"Don Juan" Moliera zakończył niestety zbyt krótki polski występ gościnny na deskach Stockholms Stadteater. Wybór sztuki podyktowany był oczywiście wzglądami praktycznymi, gdyż można przypuścić, że większość publiczności zna tę sztukę, lub przynajmniej ma o niej pojęcie, tak iż nawet ktoś kto nie rozumie ani słowa po polsku może odważyć się na próbę recenzowania przedstawienia. Gdyby słowo to nie było tak negatywnie obciążone skojarzeniami idącymi w kierunku powierzchowności i łatwizny, chciało by się w pierwszym rzędzie podkreślić elegancję przedstawienia. Charakteryzowała ona już same dekoracje, które składały się niemal wyłącznie z tworzących wnetrze, a jednak lekkich arkad pałacowych, utrzymanych w przytłumionych kolorach z brązowymi akcentami. Wejście i zmiany scen odbywają się z niewyszukaną prostotą, która zbliża się do nieco roztargnionej nonszalancji.

Tego samego określenia możnaby również użyć w stosunku do kreacji aktorskiej Adama Hanuszkiewicza w roli tytułowej. Jest on nieco podobny do gwiazdora filmowego Jean Paul Belmondo i podobnie jak tamten odzwierciedla idealny obraz nowoczesnego, nieco ironicznego kochanka i gwiazdora - odprężonego, pozbawionego złudzeń, stojącego jakby na uboczu, a w gruncie rzeczy równie pełnego melancholii jak Hamlet. Jest to Don Juan naszych czasów; nie jest natomiast całkiem pewne czy również Don Juan Moliera. W każdym razie Hanuszkiewicz jako uwodziciel wydawał się uderzająco roztargniony. W pełnej życia i ruchu scenie z dziewczętami wiejskimi w drugim akcie rozwija wprawdzie nieodpartą siłę zdobywczą i wirtuozerię Don Juana, ale jest to Don Juan, który wydaje się być znużony swymi talentami, który mógłby w każdej chwili zdecydować się przestać bawić się lalkami. Wydaje się, że scena ta jest w swojej znakomicie subtelnej stylizacji ukształtowana wyłącznie z myślą o zademonstrowaniu techniki donżuanerii - a należy pamiętać, że to właśnie Hanuszkiewicz sam jest jej reżyserem. Nie można natomiast dostrzec jakiegos specjalnego apetytu zmysłowego u tego Don Juana - jeśli jest on istotnie libertynem nie tylko w znaczeniu filozoficznym, to prędzej z zasady niż z żądzy rozkoszy. Nowoczesność odczytania sztuki przez Hanuszkiewicza jest bardzo wyraźna również w stosunku Don Juana do Sganarela. Różnica między panem a sługą jest zaznaczona bardzo lekko. Jest to raczej różnica między dwoma indywidualistami, między chłodnym sceptycyzmem Don Juana a impulsywną ludzkością Sganarela. Z kipiącą radością gry i szerokim rejestrem gestykulacji i mimiki odtwarzał Gustaw Lutkiewicz pomieszane ze sobą podziw i przerażenie sługi wobec bezbożnych poczynań Don Juana, oraz swoje krótkotrwałe nadzieje, gdy jego pan grał rolę skruszonego grzesznika. Obaj ci doskonali aktorzy zdołali w jakiś sposób nie tylko postawić swoje kreacje ról na równym poziomie, ale również uczynić kreowane postacie rownorzędnymi sobie. U Sganarela Lutkiewicza obserwuje się jakąś siłę życiową i soczystość, które czynią z niego równego partnera melancholijnego Don Juana. Obok Sganarela Don Juan wydaje się w końcu być jakby purytaninem "na odwrót", który gra swoją niebezpieczną grę dla samej gry. Ale jeśli Don Juan przez swój sposób bycia, przez swoje uczynki stał się kamieniem obrazy dla wszystkich dążących do zachowania starego porządku społecznego i wszystkich wzorów cnoty, dla moralistów i pobożników, to naprawdę niebezpieczny staje się dopiero wówczas, gdy występując w roli obłudnika wyszydza pośrednio samą obłudę, podstawowy czynnik społeczny. On - albo przynajmniej Molier - rozumie to sam, i dlatego musi z hukiem i hałasem zostać zepchnięty w gorące objęcia piekieł. Oczywiście nie za karę za swoje eskapady erotyczne, tylko jako naturalne następstwo faktu, że w swoim wyzwaniu posunął się za daleko - są bowiem rzeczy, których społeczeństwo nie wybacza nigdy. Patrząc z tego punktu widzenia można nazwać "Don Juana" niemal tragedią heroiczną. Nie jestem absolutnie pewien, czy Hanuszkiewicz odczytał to w ten sposób. Uroczysty sposób w jaki on sam i jego koledzy dziękowali za oklaski, a który stał się niemal dodatkowym małym przedstawieniem po przedstawieniu, podczas gdy tony chóralnego "Alleluja" z "Mesjasza" Haendla wypełniały salę - może być tłumaczony w różny sposób. Kiedy jednak powaga rozpłynęła się w uśmiechu, w pamięci publiczności musiały przecież pozostać wszystkie niemal farsowe wtręty w przedstawieniu. Przede wszystkim może znakomita scena w której ojciec Don Juana wygłasza swoją pełną małostkowej bigoterii i ciasnoty umysłowej przemowę do syna, który ziewająć skrył się za kulisy, aby odpocząwszy powrócić po chwili gdy ojciec skończywszy swoją orację zauważa, że przez cały czas słuchał go tylko Sganarel. Pełna elegancji technika reżysera łączy się tu z drwiącą nonszalancją tytułowego bohatera w sposób charakterystyczny dla całego tego sugestywnego pokazu nowoczesnej polskie sztuki teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji