Artykuły

Boguduchawinni. Sic!, czyli o tym, jak nie odbył się sąd nad "Siemaszką"

W swojej naiwności sądziłam, że debata pod hasłem "jakiego teatru Rzeszów potrzebuje", będzie debatą o kształcie teatru w ogóle. Jeden, dosłownie jeden, głos anonimowej, jak my tam prawie wszyscy, "wielbicielki teatru" przesądził o kierunku rozmowy wokół prywatnego "niesmaku" tej pani, wywołanym wizytą w Siemaszce w ciągu ostatniego roku - pisze Krystyna Lenkowska na blogu w Podkarpackim portalu opinii "Bisnes i Styl"

W końcu okazało się, że ten niesmak jest związany "z gołymi męskimi tyłkami" w sztuce "Boguduchawinni" (Sic!). Dyskutantka zapytana czy rzeczywiście gorszą ją takie sceny, odwróciła kota ogonem i powiedziała, że jej niesmak dotyczy poziomu realizacji sztuk proponowanych przez Teatr. Przy okazji dodała, że ubolewa nad zwolnieniem swojego kolegi, aktora.

Szkoda, że prowadzącej nie udało się powrócić na tor tematyczny (próbowała, ale czas ograniczał oraz dwie "gadające głowy") po merytorycznym wprowadzeniu trzech decydentów rzeszowskich scen (swoją drogą, jeśliby oceniać tylko retorykę, słowa dyr. Cabana, jak dla mnie, były najbardziej frapujące).

Było jak było, cenne, że BiS wpadł na pomysł takiej debaty, choć szkoda, że nie na żywo w mediach. Zadziwia mnie jednak przekłamanie redaktorskie owego zdarzenia w lokalnej GW (ogólnie mojej ulubionej gazecie ogólnopolskiej). Nie uwierzyłabym, gdybym tam osobiście nie była. Już sam tytuł, "Sąd nad Siemaszką", prowokuje (i kto tu najbardziej w mieście kocha prowokacje?). W pewnym sensie, muszę przyznać rację, że czuło się w powietrzu to pobożne życzenie aby urządzić publiczny sąd nad p. R. Cabanem. Bardziej spektakularny niż dotąd w prasie (Nie śledziłam pilnie, a mimo to docierało do mnie, że niektóre media sobie używają na Siemaszce. Może pod kątem lepszej sprzedawalności?).

Summa summarum, sądu nie tylko nie było (można to zawdzięczać, między innymi, konstruktywnej postawie wszystkich dyrektorów teatrów, w rzeczywistości sympatyzujących ze sobą osób), ale mimo próby prowokacji ze strony jednej, podkreślam jednej, osoby, dyrektor Caban wyszedł ze spotkania z tarczą, a po jego "stronie" (raczej po stronie wolności artystycznej wypowiedzi) stało "kilka" tam obecnych osób. Takie jest moje wrażenie.

Co do realizacji teatralnych w ostatnim czasie, widziałam niewiele i jestem nieobiektywna. Jednak to, co widziałam nie zasługuje na taką nagonkę jaką się urządza obecnej dyrekcji. "Śmierć pięknych saren" jest piękna i tu nie ma kontrowersji. Natomiast skąd się bierze to zdegustowanie innymi produkcjami, nie wiem. Wciąż pozostaje to dla mnie tajemnicą. Może niech nazwą wreszcie rzeczy po imieniu ci, którzy są w lobbingu any-cabanowskim, dziennikarze, aktorzy. Kto jeszcze? Nie wiem. W kuluarach szepczą i krzyczą, że sprawa jest głębsza, że ja znam ją tylko, cytuję, "naskórkowo". Panie i Panowie, zamiast jątrzyć i siać ziarno niepokoju, odsłońcie przyłbice i powiedzcie o co chodzi. Nie wygląda mi na to, że robicie to w imieniu sztuki poszukującej wysokiego głosu. I jak wyjaśnicie fakt, że od roku 2005. nie było w teatralnej, prestiżowej prasie ogólnopolskiej ani jednej recenzji ze spektaklu w Teatrze Siemaszkowej? Ani złej ani dobrej. Ogólnie wiadomo, że lepiej aby mówili źle o sztuce niż wcale.

Oprócz "Saren" wg Pawła Szumca, widziałam ostatnio "Boguduchawinnych" i "Zemstę". Te adaptacje, według mnie, równoprawnie zasługują na pozytywną ocenę. O wszystkich pisałam w poprzednich blogach. Nie rozumiem zachwytu nad tym, co działo się w Teatrze przed Cabanem, a po Rybce, za dyrektorów z namaszczenia partyjnego, co zdradzały media. To było poprawne, lub fatalne (impreza wspominkowa o Marku Grechucie), bardziej przypominające rozrywkę w stylu Estrady niż teatr (nie widziałam wszystkiego, m.in. dlatego, że prawie każda wizyta w teatrze nie zachęcała mnie do kolejnych, nie tanich dla widza, widowisk szumnie zwanych sztuką). Jeśli obiektywizm pani redaktor jest taki jak w artykule "Sąd nad Siemaszką" na temat spotkania w Hotelu Grand, w którym brałam czynny udział, to nie mam zaufania do jej teatralnych recenzji.

Pani Teresa Draus, jeden z kilku głosów debaty, powiedziała wyraźnie, że nie chodziła ostatnio do teatru, ale teraz znów zacznie. Czyli zniechęciło ją to, co widziała przed nastaniem dyr. Cabana. Natomiast w artykule pani Mach jest domniemanie, że osoby starsze z kręgu pani Draus przeniosły się do filharmonii po obejrzeniu ostatnich sztuk. W moje usta też włożono, owszem moje słowo, ale inny kontekst i ta mała kontaminacja nie wyczerpuje tematu, a nawet go spłaszcza.

Ekstremalność można postrzegać różnie. Ekstremalność artystyczna to operowanie maksymalną formą, taką która według twórcy najmocniej odda przesłanie. Taką ekstremalnością może być na przykład cisza. Remigiusz Caban, reżyser, wybrał formalne kontry, jak choćby w doborze aktorów do "Zemsty", bo taka jest jego licentia poetica. Nie wtrącam się to tego, bo to sprawa samego twórcy i potem ew. zadanie do rozgryzienia dla specjalistów od teatru, a nie dla przeciętnego widza (a nawet każdego dziennikarza), który ma prawo nie wiedzieć co dla niego dobre. W sztuce nie wolno słuchać tłumów (w polityce też odradzam), bo Sztuka to sprawa elitarna.

Kolejne przekłamanie w tekście GW, to domniemanie, że to dyr. Caban sugerował "brak dystansu" rzeszowskiej (prowincjonalnej) widowni. Natomiast te 2 słowa padły z ust dyr. Moniki Szeli z Teatru "Maska". Brawo pani Szela! To ona, w dwóch słowach, podsumowała ironicznie wszystkie ataki na Teatr Siemaszkowej właśnie tak. Gorszą się ci co nie mają dystansu. Tak to zrozumiałam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji