Artykuły

Królikiewicz Fredrą

Jak dobry aktor może stracić pracę, grając na zasłużone] scenie? Przekonali się o tym dwaj członkowie zespołu Teatru Nowego w Łodzi - Marek Cichucki i Dariusz Wiktorowicz. Dlaczego?

Ponieważ wystąpili ostatnio w Katowicach z premierą inaugurującą przebudowaną Scenę w Malarni Teatru Śląskiego im St. Wyspiańskiego. Notabene usytuowaną arcyciekawie - w miejscu dawnej izby inicjacji śląskiej loży masońskiej.

Sam spektakl - "Frank and Sztajn" w reżyserii Piotra Bikonta, z minimalistyczną scenografią Aleksandra Janickiego - to świetna parodia filmu na dwóch aktorów, dwa krzesła, stół, wieszak i zapalniczkę, w przezabawnym i wręcz karkołomnym wykonaniu aktorskim. Cichucki grą w Teatrze Śląskim stracił pracę w łódzkim Nowym, Wiktorowicz jeszcze nie, ale obaj z powodu tamtejszej atmosfery nie żałują decyzji. Jak nam wyjaśnili, dyrektor Grzegorz Królikiewicz dopisał do "Dożywocia" Fredry nieistniejącą postać i kazał, wcześniej nieobsadzonemu, wybierać - Katowice albo Łódź...

O co tu mogło chodzić? Czyżby o osobę Henryka Baranowskiego, nowego i kreatywnego dyrektora, który szybko robi z "Wyspiańskiego" teatr szeroko otwarty? I, co ważne, dość niespodziewanie wyłonionego w marszałkowskim konkursie po kilkunastu niezbyt dynamicznych sezonach.

Baranowski, absolwent reżyserii warszawskiej PWST, założyciel Transformtheater w Berlinie, uczestnik festiwali dramatycznych, laureat wielu nagród - w ciągu 30 lat stał się znany jako reżyser filmowy i teatralny, także w Europie i Ameryce. Teraz robi, co może, by ożywić wiekowy, katowicki przybytek Melpomeny. To jednak, jak widać, nie dla wszystkich tzw. twórców jest wystarczającą rekomendacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji