Cela do wietrzenia
Skoro diabli wzięli utopie - co robić z antyutopiami? Gdy trudno dziś odbierać świat jako domenę totalitarnych sił dążących do wchłonięcia i stłamszenia każdego przejawu indywidualizmu - czy ktoś jeszcze będzie z przejęciem czytał, oglądał w teatrze "Rok 1984" Orwella, "Nowy, wspaniały świat" Huxleya? Albo "Zaproszenie na egzekucję" Vladimira Nabokova?
Zgoda, upraszczam. Powieść Nabokowa jest misterna, prosty, antyutopijny schemat jest tylko cząstką jej konstrukcji. Co więcej, podstawowa metafora - człowiek nieprzezroczysty wśród przezroczystych kukieł, skazany na śmierć za nieprzezroczystość, uprzednio nakłaniany do wyzbycia się choć cząstki tej swojej największej cenności - metafora ta jest pojemna i wykracza poza tematykę politycznego zniewolenia. Ale teatr zawsze grozi ujednoliceniem, szczególnie tak wielowarstwowej prozy.
We wrocławskim przedstawieniu scena jest celą, na żelaznej galeryjce dudnią kroki strażników, na pryczy siedzi mężczyzna w białej, rozpiętej koszuli, przed nim, na stoliku leży stos zniszczonych książek. I nic to, że oprawcy są ekscentryczni, mundury mają upstrzone modnymi szmatkami, stroją się w ostentacyjnie fałszywe kostiumy i mizdrzą się do bohatera. Teatr, chcąc nie chcąc, tkwi po uszy w schemacie więziennej metaforyki. Tak ogranej i zbanalizowanej, że już chyba całkowicie pustej - i znaczeniowo, i, co gorsza, emocjonalnie. Wołanie o nieprzezroczystość, czyli wołanie o człowieczeństwo brzmi wciąż przejmująco, przynajmniej dla rzeszy wielbicieli Nabokova. Teatr jednak musiałby znaleźć dlań zupełnie nowy język, nie używany uprzednio do przemycania przez cenzurę ąntytotalitarnych oskarżeń. We Wrocławiu się nie udało: i reżyserka, i aktorzy (wyjątkiem uciekający od banału Henryk Niebudek) wpadli w pułapkę nie wietrzonej celi.