Artykuły

Seks i łono natury

Do powrotu do natury namawia w "Szkarłatnym pyle" Sean O`Casey. Nie ma przy tym na myśli wy­łącznie bytowania pośród zielonych irlandzkich pól i wzbierających rzek. Agituje także za dojściem do głosu natury ludzkiej, czyli za realizacją marzeń i pragnień, zresztą dość jednokierunkowych i jed­noznacznych. Sztuka jest i zabawna, i poetycka zarazem. Ośmiesza Anglików lub uogólniając - współczesnych mieszczuchów goniących za pieniądzem, gloryfikuje Irlandię, której synowie, dumni i szczęśliwi, pędzą beztroskie życie wśród swoich pól, lasów i łąk, goniąc jedynie za dziewczynami.

Spektakl zabawny jest momenta­mi, poetycki w jeszcze mniej licznych fragmentach. Spektakl jest prawie wyłącznie o naturze, oczy­wiście w znaczeniu podwójnym.

Naturalizm w teatrze, modny ostatnio w świecie i w Warszawie; objawił się wreszcie we Wrocławiu! Mamy więc na scenie pejzaż prawie że naturalny, deszcz niemal prawdziwy (brawa dla ekipy technicznej), grzmoty i błyskawice tak sa­mo, drób prosto z kurnika, krowę co prawda nie z obory, ale tak jak­by. Wymieniam te elementy szta­fażu nie w celu ich wykpienia. Zgoda na wszystko (zwłaszcza jeśli modne!), byleby cel owych środków był jasny. Tymczasem nie jest lub raczej jasno się nie rysuje. Oprawa piękna a w środku jakby pusto. Gramy komedię powiada w pierwszym akcie reżyser. Ale żeby nie było przypadkiem nudno wpro­wadza scenę żywcem wziętą z lunaparu. W tym samym zresztą akcie, jak i pozostałych gra się także groteskę - obie panie, Andrzej Mrozek (Bazyli Stoke), czasa­mi i farsa dochodzi do głosu. Z koncepcją postaci kobiecych oraz Stoke'a jest potem sporo kłopotu. Susan i Avril ustawione od począt­ku na panienki lekkich obyczajów. Kiedy w finale stają się nagle liryczne i idą za głosem serca robi się z tego od razu melodramat w złym gatunku. Ponadto przez dwa i pół aktu Ewa Lejczakówna i Anna Koławska zajmują się wyłącznie demonstrowaniem rzeczywiście znakomitych kreacji oraz rzeczywiście imponującej kobiecości i urody ciał. Ale do takich funkcji wystarczy modelka, od aktorek wymaga się czegoś więcej.

Andrzej Mrozek śmieszy, autentycznie, ale zabawniejszy i wyra­zistszy jako postać jest Igor Przegrodzki grający konsekwentnie, w tonacji komediowej, bez przerysowań, z naturalnością, której w ca­łym spektaklu brakuje. Na szczę­ście podobny styl utrzymuje większość wykonawców ról pozostałych. Andrzej Wilk (O'Dempsey) za bardzo piękny krótki monolog otrzymał na sobotnim spektaklu brawa. W pełni zasłużone. Drugi Irlandczyk - Janusz Peszek był jak zwykle niezawodny. Warto też odnotować typowego angielskiego kamerdynera - Andrzej Polkowski, naiwną pokojówkę - Halina Śmiela oraz zabawne epizody w wyko­naniu Zdzisława Kozienia i Jerzego Z. Nowaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji