Poskramianie złośnicy
Z wielką przyjemnością delektowałem się Szekspirem i teatrem na premierowym pokazie "Poskromienia złośnicy".
Smaku narobili mi kilka miesięcy temu malarze z kazimierskiej Konfraterni Sztuki, bo na namalowanym przez siebie płótnie (najsławniejszy szekspirowski obraz, jaki powstał ostatnio w Polsce, wisi w holu) umieścili kilka bohaterek Szekspira, ale nie Kasię złośnicę. Ponoć dlatego, że kiedy genialny dramaturg przypłynął Wisłą do Kazimierza ze Stratfordu, to tutejsze panny i mężatki były mu tak chętne, że żadnej obłaskawiać nie musiał. Na scenie Petruchiowi (Paweł Sanakiewicz) nie poszło tak łatwo, bo zanim Katarzynę (Aneta Stasińska) poskromił, zeszło mu prawie trzy godziny, a mnie ani razu nie zdarzyło się zerknąć na zegarek. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że reżyser Bogdan Tosza świetnie zorganizował przestrzeń teatru (aktorzy grają na scenie, widowni i balkonach), do minimum zredukował scenografię, dając pierwszeństwo światłu i bardzo dobrym kostiumom (Aleksandra Semenowicz), i ilustrację muzyczną.
Po drugie, w spektaklu precyzyjnie zaplanowano ruch sceniczny (Przemysław Śliwa), który nadał scenom i aktorom wdzięk i lekkość, co w złożeniu ze znakomitym przekładem Stanisława Barańczaka dało to, co dać miało, czyli kawał dobrego teatru.
Po trzecie, w szranki z Szekspirem stanął dobrze obsadzony zespół i z aktorskiej potyczki wyszedł zwycięsko. Komplementować Pawła Sanakiewicza nie ma co, bo to świetny (co Kraków, to Kraków) aktor, który w dodatku z premiery na premierę odsłania kolejne możliwości i wreszcie bawiąc się swym talentem, bawi publiczność, a czyni to z lekkością i wdziękiem. W Szekspirze zmusił scenicznych partnerów do sporego wysiłku, a najbardziej dwie nowe
gwiazdy teatru: Anetę Stasińską i Annę Bodziak (Bianka). Ten wysiłek opłaca się na scenie sowicie i każdy z aktorów ma w "Poskromieniu złośnicy" swoje aktorskie klejnoty i klejnociki. Starając się bić brawo każdemu po równo, trochę bardziej biłem poskramianej Kasi, Tomaszowi Bielawcowi, Wojciechowi Dobrowolskiemu i Maciejowi Polaskiemu. A najbardziej Pawłowi Sanakiewiczowi.
Pierwszy sezon dwóch Krzysztofów, Babickiego i Torończyka, zamknięty został w dobrym stylu.