Artykuły

Siostry na ekranie

Dawniej Wiśniewskie, Winiarskie i Żółkowskie. Teraz Bohosiewicz, Popławskie i Chapko. Siostry, które zdecydowały się wykonywać ten sam zawód, chcą pracować na własny rachunek - pisze Jolanta Gajda-Zadworna w Sieciach.

Karolina i Paulina (rocznik 1985) w życiu codziennym bywają mylone. Zawodowo - choć noszą to samo nazwisko - starają się od siebie odróżniać. Studiowały na różnych uczelniach: Karolina na PWST w Krakowie, Paulina we wrocławskiej filii uczelni. Rozpoczynając zawodowe życie, zdecydowały się na różne agencje. W jednej, przy nazwisku Chapko, jako pierwsze pojawia się zdjęcie niebieskookiej blondynki o sarnim spojrzeniu. Jako drugie - dziewczyny o mocniejszym wizerunku, miedzianowłosej. Gdy jednak zajrzeć głębiej do zdjęciowych galerii, można znaleźć fotografie, którymi aktorki śmiało mogłyby się wymieniać.

Pomyłki bywają zabawne, ale też potrafią irytować. Szczególnie, gdy trafiają się w podpisach pod zdjęciami. - Rozumiem, że media mogą być czasem skonfundowane naszą "podwójnością", ale przecież można sprawdzić, która z nas w czym grała, zanim napisze się imię na chybił trafił - uważa Paulina.

Na ekrany kin wszedł właśnie film "Oszukane" w reż. Marcina Solarza. To zrealizowana w cyklu "prawdziwe historie" opowieść o bliźniaczkach rozdzielonych przez pomyłkę tuż po narodzinach, które spotykają się przypadkiem po latach.

"Oszukane" są pierwszą wspólną filmową produkcją sióstr Chapko. Odkąd zaczęły pojawiać się przed kamerą, każda z nich stara się pracować na swój rachunek. Paulinę szeroka publiczność może już kojarzyć z roli przebojowej sierżant Karoliny Górskiej w serialu "Ojciec Mateusz". Karolina pojawia się dość regularnie w epizodach "M jak miłość", a wcześniej gościła w "Barwach szczęścia". Zagrała również, a może przede wszystkim, dramatycznie ewoluującą postać w kinowym filmie "Yuma" Piotra Mularuka.

Jak to bliźniaczki, siostry Chapko są do siebie bardzo podobne, a zarazem różne. - Zawsze myślałyśmy o sobie bardzo indywidualnie - podkreśla Paulina. - Ale zamiłowanie do aktorstwa odkryłyśmy niemal równocześnie i równolegle rozwijałyśmy - dodaje.

Zaraz po maturze siostry postanowiły opuścić rodzinny Nowy Sącz i zdawać na PWST. Paulinie powiodło się za pierwszym razem - przyjęto ją do Wrocławia. Karolina została studentką rok później. - Miała wybór, ponieważ dzięki swojej determinacji i pracowitości po roku zdała egzaminy do szkół w Krakowie i we Wrocławiu - komplementuje bliźniaczka.

Nie było wątpliwości, że krakowska uczelnia to właściwy wybór. - Każda z nas jest osobnym światem - podkreślają.

Zdarzyło się im odrzucić propozycję wspólnego grania - w reklamie. Mówią, że jeśli już występować razem, to w filmie czy spektaklu, który mądrze i sensownie wykorzystałby ich naturalną siostrzaną relację i to, że są... wyjątkowe. Co podkreślają z uśmiechem. Aktorzy-bliźniacy w polskim kinie już się zdarzali, aktorki-bliźniaczki to nowość. - Świadomość, że jesteśmy pierwsze i "bezkonkurencyjne" w tej dziedzinie, jest bardzo przyjemna - żartują.

Podwójność niesie też jednak problemy. Siostry Chapko nie lubią ze sobą rywalizować. Starają się unikać konkurowania do tych samych ról, nie chodzą na te same castingi. - To trudne sytuacje, wymagające dystansu i zdrowego nastawienia - mówią. Nie chciałyby też zostać wrzucone od szufladki "etatowe bliźniaczki".

Razem, ale osobno

Silna więź, a jednocześnie zawodowa odrębność - o to od początku aktorskiej drogi walczą też Joanna Kulig i Justyna Schneider. Starsza z sióstr ma już na koncie znaczące role - od debiutanckiej, w filmie Grzegorza Packa "Środa czwartek rano", docenionej na festiwalu w Gdyni w 2007 r., po głośną w "Sponsoringu" Małgorzaty Szumowskiej (nagroda na festiwalu w Gdyni i Orzeł - Polska Nagroda Filmowa) czy "Kobieta z piątej dzielnicy" Pawła Pawlikowskiego. Telewidzowie znają ją z seriali "Szpilki na Giewoncie" i "Na krawędzi".

Joanna jest absolwentką krakowskiej PWST, przez kilka lat była związana ze Starym Teatrem. Młodsza o pięć lat Justyna również ukończyła krakowską szkołę teatralną. Zadebiutowała w serialu "Nowa", potem pojawiła się w "Plebanii" oraz w "Na dobre i na złe". W kinie zadebiutowała w komedii romantycznej "Los numeros", a ostatnio w ciekawym, choć mniej komercyjnym "Supermarkecie". Związana z Teatrem Bagatela w Krakowie, występuje również na deskach warszawskich.

Urodzone w Krynicy-Zdroju siostry są do siebie na tyle podobne, że Justyna, kończąc szkołę teatralną, zdecydowała się przyjąć nazwisko prababki. - Za często mnie mylono z Asią - mówi. - Dla mnie to był sygnał, że siostra chce mieć własną drogę zawodową - komentuje Joanna. - Justyna Schneider to osobny byt, niezależny, wrażliwy, zintegrowany ze sobą. Szanuję to.

Mają już za sobą role sióstr - u Krystyny Jandy, w wystawianym w warszawskim Och Teatrze spektaklu "Wassa Żeleznowa" oraz w filmie "Los numeros" Ryszarda Zatorskiego. Justyna podpowiada, że gdyby mogły wybrać, co razem zagrają, najchętniej zdecydowałyby się na "żywiołowe, szalone dziewczyny z dużym temperamentem, taki zwariowany duet". Pracują jednak głównie osobno, obserwują swoją pracę, lecz nie oceniają na bieżąco. - Czasami odzywa się we mnie taka starsza siostra, która chciałaby pouczać, ale w tym zawodzie liczy się partnerstwo - podkreśla Joanna.

Córka swojej siostry

Na własny rachunek chciałaby też działać Maja Bohosiewicz. Nie jest to jednak łatwe, gdy wejście do zawodu ułatwiły jej osiągnięcia i pozycja starszej siostry. Różnica 15 lat sprawiła, że Sonia (m.in. filmy "Rezerwat", "Wojna polsko-ruska", "Obława", "80 milionów", "Syberiada polska", seriale "Przystań" czy "39 i pół") początkowo szeroko roztoczyła nad Mają opiekuńcze skrzydła. Siostry często pokazywały się razem i opowiadały, jak dobre więzi je łączą. Front zmieniły po serialu "Aida", w którym Maja zagrała córkę swojej siostry, podobnie zresztą jak w realizowanej mniej więcej w tym samym czasie kinowej "Wojnie żeńsko-męskiej". Czy sprawiły to niezbyt pochlebne recenzje obu produkcji - firmowanych przez Łukasza Palkowskiego i Xawerego Żuławskiego, reżyserów wcześniej wspomagających sukcesy aktorki? Sonia, przynajmniej w wypowiedziach dla mediów, zdecydowanie odcięła się od rodzinnych więzi.

Maja też ważyła słowa: - Od dziecka marzyłam, by zostać aktorką, ale nie chcę łączyć się wizerunkowo z siostrą. A grać z nią? Życzyłabym sobie zawsze grać z tak zdolnymi aktorami, jak Sonia - mówiła po premierze "Aidy" w 2011 r.

Rzecznik producenta murem stawał za taką medialną decyzją: - Obie funkcjonują jako niezależne aktorki, a zestawienie ich jako sióstr nie jest dobre, ani dla jednej, ani dla drugiej na rozwój kariery.

- Wszystko jest dobrze, gdy obie siostry są spełnione zawodowo. Kiedy jednak ich drogi się rozchodzą, mogą zaczynać się spięcia, dlatego bezpieczniej od początku starać się zaznaczyć własną odrębność - tę oczywistą prawdę potwierdzają ludzie związani ze środowiskiem. Starsi przywołują przykłady sióstr Winiarskich, których wspólną karierę, ale nie dobre relacje, przerwały losowe wypadki. Inaczej sprawa miała się z Ewą Wiśniewską i Małgorzatą Niemirską [panieńskie nazwisko matki - przyp. red.]. To Ewa była tą bardziej znaną, odnoszącą sukcesy siostrą. Dziś, dzięki serialom, także odmienna wizerunkowo Małgorzata trafiła na dłużej do serc widzów. I jako bohaterka z "Tancerzy" czy "Barw szczęścia" odcięła się na dobre od roli Lidki z serialu "Czterej pancerni i pies".

Na temat rodzinnych więzi w show-biznesie aktorka rozmawiać jednak nie chce. Podobnie jak Ewa Wiśniewska, choć były lata, kiedy chętnie opowiadały o swoich relacjach, pozując w kobiecych magazynach, także z najmłodszą siostrą Jolantą Fejkiel.

Osobno, mimo że blisko siebie, wydają się także żyć i pracować siostry Joanna i Jolanta Żółkowskie. Są lubiane przez widzów, ale starsza jest bardziej rozpoznawalna i ceniona zawodowo. I właśnie ona, pytana o rodzinne bycie w aktorstwie, odpowiada: - Nasz zawód wymaga natychmiastowej akceptacji. Zawsze lepiej, gdy jest się w nim znanym, niż nieznanym, i lepiej, kiedy się dużo pracuje... Trzeba mieć w aktorstwie wielką odporność na stres, jak również na opcję, że nie osiągnie się sukcesu.

A ponieważ na sukces nie ma recepty, ani młodszej siostrze, która poszła w jej ślady, ani córce [Paulinie Holtz - przyp. red.] Joanna Żółkowska niczego nie doradzała i nie odradzała. - To bez sensu. Aktor powinien być sobą. Nie można nikomu narzucać, jaki ma być. Siła indywidualności jest niesłychanie ważna, ale trzeba ją sobie zbudować samemu.

Zdaniem Joanny Żółkowskiej w budowaniu odrębności zdecydowanie pomaga zmiana nazwiska.

Ja gram i ty grasz

Aleksandra i Magdalena Popławskie, choć nazywają się tak samo, widzom zdecydowanie się nie mylą. I dzieje się tak nie tylko za sprawą wyglądu, ale przede wszystkim stosunku do aktorstwa i pomysłu na rozwój zawodowej drogi.

- Na aktorstwo byłyśmy niejako skazane - opowiada Aleksandra Popławska, wspominając dzieciństwo spędzone w Zabrzu i mamę polonistkę, która kupowała córkom karnety na Gliwickie Spotkania Teatralne oraz posyłała na konkursy recytatorskie. Starsza, Ola, połknęła bakcyla, zdała do szkoły teatralnej. Magda, na przekór rodzinnym sugestiom, wybrała liceum ekonomiczne, ale szybko wróciła na właściwe tory. Ola ukończyła PWST we Wrocławiu, Magda w Krakowie. Spotkały się w Warszawie. W Teatrze Dramatycznym wystąpiły nawet razem w sztuce "Widzialna ciemność".

Nazwisko od początku nie stanowiło przeszkody. Aleksandra mówi: - Jesteśmy na tak różnych pozycjach, jak na dwóch biegunach. Nie miałyśmy okazji się skonfrontować. Wykonując swój zawód z wielkim zaangażowaniem. Magda oddaje się aktorstwu stuprocentowo, natomiast ja poszukuję też innych dróg, m.in. reżyseruję przedstawienia. Po urodzeniu dziecka spojrzałam na to, co robiłam, z szerszej perspektywy. Przekonałam się, że wolę tworzyć rzeczywistość, niż odtwarzać rolę. Magda jest w pełni oddana graniu.

Młodszą z sióstr możemy oglądać nie tylko na deskach teatrów, lecz także m.in. w filmach "Prosta historia o miłości", "Lęk wysokości", "Dziewczyna z szafy" czy w serialu "Przepis na życie", gdzie wciela się w czarny charakter. Aleksandra nie odmawia udziału w popularnych seriach ("Hotel 52", "Przyjaciółki"), ale na pierwszym planie stawia teatralną reżyserię. Jej najnowszą pracę - adaptację "Klary" Izabeli Kuny w warszawskim Teatrze Powszechnym -tak oceniła w naszym cyklu "Do 3 Razy Sztuka" Maria Seweryn: "Wiedziałam, że Ola jest dobrym reżyserem, ale to przedstawienie jest po prostu znakomite".

Siostra najpierw

Związane rodzinnie, zarazem bardzo różne, także w gustach i artystycznych osądach, Aleksandra i Magdalena Popławskie idą własną drogą. W zawodzie i w życiu. W ich przypadku dobrze się to sprawdza. Młodsze koleżanki, wybierając niezależność, mają jeszcze bardzo emocjonalny kontakt z siostrami.

- Trudno mi zdystansować się na tyle, żeby obiektywnie ocenić artystyczną pracę Karoliny - zwierza się Paulina Chapko. - Jestem zdenerwowana i przejęta, kiedy widzę ją na ekranie albo na teatralnych deskach. Myślę, że bardziej od krytyki potrzebujemy od siebie wsparcia, dobrego słowa. Na to mogę zawsze liczyć. Kiedy jest mi ciężko, dzwonię do siostry.

Paulina wspomina, jak pracując w krakowskim Teatrze Stu, rozmawiała z Joanną Kulig na temat siostrzanych relacji. Okazało się, że Joanna i Justyna mają podobne doświadczenia i dylematy. - W jednej kwestii byłyśmy całkowicie zgodne: najpierw siostra, potem kariera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji