O chłopcu, który rusza w świat
- Wolter zadaje tym utworem pytanie: "Skoro coś jest, to czy być musi?" Jeśli widzowie wyjdą z teatru z refleksją: "Czy naprawdę nie mogę czegoś w swoim życiu zmienić?" - to już będzie bardzo dużo - mówi MACIEJ WOJTYSZKO przed premierą "Kandyda..." w Teatrze Rampa w Warszawie.
Iza Natasza Czapska: - "Kandyd, czyli optymizm", spektakl, który właśnie Pan reżyseruje, to nie jest Pańskie pierwsze podejście do Woltera. Co każe Panu do niego wracać?
Maciej Wojtyszko [na zdjęciu]: - Niezwykłe jest to, że ta archetypowa historia chłopca, który rusza w świat i na każdym kroku przekonuje się, że jest to świat okrutny, w ogóle się nie starzeje. Niemal w tym samym czasie, gdy w Stanach Zjednoczonych szalał huragan Katrina, a w Polsce Włodzimierz Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta, my w Rampie robimy spektakl, w którym są i trzęsienie ziemi, i królowie pozbawieni władzy. Poza tym jest to spektakl muzyczny i podobnie jak w przypadku zrealizowanego w tym teatrze przez Jana Szurmieja "Sztukmistrza z Lublina", żal by było, gdyby to przedstawienie co jakiś czas nie odżywało na nowo.
Maciej Stuhr, występujący w głównej roli, ma być gwiazdą przyciągającą widzów na Targówek?
Tak, ale w drugiej obsadzie tę samą rolę gra Rafał Marszałek i myślę, że obaj chłopcy sa fantastyczni, każdy z nich ma swój pomysł na Kandyda i gdybym był człowiekiem lubiącym teatr, to przyszedłbym dwa razy, żeby obejrzeć ich obu.
Czy widzowie wyjdą z "Kandyda..." w optymistycznych nastrojach?
Wolter zadaje tym utworem pytanie: "Skoro coś jest, to czy być musi?" Jeśli widzowie wyjdą z teatru z refleksją: "Czy naprawdę nie mogę czegoś w swoim życiu zmienić?" - to już będzie bardzo dużo.