Trzecia pierś
Ależ z tego byłby film! Genialny, sensacyjny, w klasycznym stylu amerykańskim i przede wszystkim - kasowy! "Trzecia pierś" Iredyńskiego jest na taki film zaczynem wprost idealnym.
Jest tu godna amerykańskiego hitu z gatunku filmów " o drodze" para bohaterów: silny, sprawiedliwy, nieustraszony i choć małomówny - wzbudzający sympatię od pierwszego kadru, przepraszam od pierwszej sceny ON, oraz atrakcyjna, nietuzinkowa pod każdym względem, "ostra" ONA. Jest trochę humoru, trochę seksu, ale nie za dużo, żeby nie zgubić smaku głównego, społecznego wątku... O! To właśnie: stopniowe wynaturzanie się stosunków w idylliczno-arkadyjskiej społeczności aż do "zamordyzmu" - dzięki lekkości dialogów i sporym dawkom humoru, problem ten dobrze wchodzi nawet w umysł widza opornego. A wreszcie: oryginalne jest samo miejsce akcji - komuna żyjąca z dala od tradycyjnie uporządkowanego świata. Co prawda dziś już nikogo chyba istnienie takich wspólnot ani nie dziwi, ani nie szokuje (tak jak przed kilkunastu - dwudziestu laty, kiedy to tworzyły się one ze szczególną intensywnością). Niemniej problemy, które rodziły się w tych mikroskopijnych systemach społecznych intrygują i często są poddawane analizom jako dowody utopijności pięknych założeń, że może istnieć społeczność szczęśliwa, sprawiedliwa, egalitarna.
Tekst Iredyńskiego brzmiałby oczywiście bardziej efektownie w formie rozbudowanej, filmowej, ale tak, jak prezentuje go w ciasnej piwniczce Starego Teatru ledwie troje aktorów jest również interesujący. Przede wszystkim dzięki bardzo plastycznym i stylowym sylwetkom bohaterów, stworzonych przez Ewę Kolasińską, Edwarda Lubaszenkę i - zwłaszcza! - Tadeusza Huka w kapitalnej wręcz roli Jerzego, wiernego wędrowca. Bomba!