Artykuły

Zadania aktorskie oraz reżyserskie

"Kawa, chleb i ser" w reż. Ewy Ignaczak w Teatrze Stajnia Pegaza w Sopocie. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Kiedy trójka bohaterów staje przed nami w bezruchu na początku tego przedstawienia, mamy sporo czasu, aby zastanowić się, co też może łączyć ze sobą te postaci i co takiego może się między nimi rozwinąć. Skąpe i niezrozumiałe gesty, jakie wykonują, sugerują zresztą coś całkiem przeciwnego - że te postaci funkcjonują osobno, bez żadnego głębszego związku ze sobą. Już sam ich wygląd wskazuje na dalekie i obce sobie światy. Kobieta (Ida Bocian) w jaskrawoczerwonej, szykownej sukni, mężczyzna (Piotr Misztela) w sweterku a la Kononowicz i spodniach z nogawkami wywiniętymi na byle jakich butach, i wreszcie ta trzecia (Sandra Szwarc), w każdym szczególiku zrobiona na odkrywającą swoją kobiecość nimfetkę.

Sztukę "Kawa, chleb i ser", która w minioną niedzielę miała swoją premierę w sopockim Teatrze na Plaży, reżyser Ewa Ignaczak oparła na tekstach belgijskiego pisarza Louisa Paula Boona. Co ją w tych tekstach zainteresowało? Mogę się tylko domyślać, że sytuacja uwięzienia, którą - każdy na własny sposób - przeżywają bohaterowie tej sztuki. Uwięzienia w nieudanych związkach, nieudanych życiach, niespełnionych marzeniach. Jeśli można z tego świata jakoś uciec, to tylko w jeszcze większy banał trywialnego romansu. Jeśli można mieć do kogoś pretensje o tak byle jaką egzystencję, to tylko do wiszącego na ścianie krucyfiksu. Ale Pan Bóg, o którym mówią kiczowate, stare oleodruki w ciężkich ramach, wydaje się tak samo pospolity, trywialny. Może Go nie ma, skoro na żadne pretensje nie odpowiada... Te postaci funkcjonują osobno, bez żadnego głębszego związku ze sobą

Mogłaby to, nie wykluczam, być historia poruszająca, gdyby z opowiedzeniem jej poradzili sobie aktorzy. Ale ani Ida Bocian, ani - zwłaszcza - Piotr Misztela, mimo iż z poświęceniem (zwłaszcza Bocian) wykonują zadania aktorskie, nie pozwalają zapomnieć, że to właśnie tylko aktorskie zadania. Za to bardzo przekonująco w roli odkrywającej swoją seksualność kobiety-dziecka wypadła Sandra Szwarc.

Co można powiedzieć o aktorach, da się też powiedzieć o reżyser. Ewa Ignaczak ma różne pomysły reżyserskie, ale nie wynika z nich przekonujący spektakl.

Teatr na Plaży ma od niedawna nowego menedżera, ale Bocian i Ignaczak to osoby związane z poprzednim rozdziałem historii sopockiej sceny. Nic już ten rozdział, niestety, nie wnosi nowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji