Artykuły

Historia ze śmietnika. Poniemieckiego

"Trash Story" w reż. Marcina Libera w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Tym razem zachęcam Państwa do wycieczki do Zielonej Góry. Nie tylko dlatego, że to moje rodzinne miasto. Warto wybrać się tam do teatru - na "Trash Story" Magdy Fertacz w reżyserii Marcina Libera. Ostrzegam: to ryzykowna wyprawa, bo jej skutkiem będzie wstrząs - bolesny, ale potrzebny. To spektakl o historii, która domaga się opowiedzenia. O duchach, krążących wokół starych domów, usiłując przemówić. O przeszłości, która sprowadza przekleństwo na kolejne pokolenia. O cierpieniach kobiet, ale i o ich zwycięstwie.

I choć tekst Magdy Fertacz po raz pierwszy został wystawiony w Warszawie, to jednak mam wrażenie, że pełną energię uwolnił w Zielonej Górze. A jest to energia porównywalna z wybuchem paru dobrych kilogramów trotylu - jednej z tych niespodzianek, które tak lubili pozostawiać w ziemi dawni mieszkańcy poniemieckich wsi i miasteczek. I choć z zewnątrz wydaje się, że zielonogórski teatr wciąż mocno trzyma się fundamentów, to widownia podczas tego przedstawienia czuje się rozniesiona w pył.

Na tę moc składają się sam tekst, reżyseria Marcina Libera (nie bez znaczenia jest fakt, że pochodzi on z Zielonej Góry), najwyższa mobilizacja zespołu aktorskiego z Hanną Klepacką, Elżbietą Donimirską, Ernestem Nitą, Aleksandrem Podolakiem i Dawidem Rafalskim na czele, a także - last but not least - miejsce tej premiery. Bo przecież "Trash Story" przynosi opowieść tak nierozerwalnie zrośniętą z historycznym dziedzictwem Ziem Odzyskanych, że wywieziona poza ich obręb musi stracić część siły i energii. Duchy dawnych mieszkańców mamroczące coś w obcym dla nas języku to specjalność tego regionu, gdzie mieszka się w poniemieckich domach, spaceruje po poniemieckich cmentarzach, a jeśli ma się słabość do staroci, to i pija poranną kawę z poniemieckiej porcelany.

W Zielonej Górze ta świadomość obcego dziedzictwa ma w sobie siłę ryzykownej metafory. Sama mam trudność z opisaniem niektórych miejsc, w których dorastałam. Okna mieszkania mojej babci wychodziły na park, do niedawna jeszcze - cmentarz. Sąsiedztwo tylko teoretycznie ciche i spokojne, bo z dawnego krematorium nocami dochodziły potężne hałasy - przez całe dekady działała tam dyskoteka, nazywana przez miejscowych "Pod Trupkami". Jednocześnie cała historia miasta, jaką dane było nam poznać na lekcjach w szkole, kończyła się na średniowiecznych procesach czarownic, zamykanych w zielonogórskiej wieży. Potem było długo, długo nic - aż do 1945 roku. A nas intrygowały niemieckie napisy, które wciąż wychodziły spod tynku. I srebrne łyżeczki czy kawałki szkła wykopane spod ziemi. Kamienice przy deptaku, tak różne od brzydkich szarych bloków z betonu. Opuszczone cmentarze. Na to wszystko był jeden przymiotnik - "poniemieckie".

To, co poniemieckie, nie daje spokoju nam, dzieciakom sprzed lat - Liber zrobił o tym spektakl, mój dawny kolega z liceum, Krzysztof Fedorowicz, napisał książkę "Grunberg", w której powojenni osiedleńcy wyrywają z ziemi pod Zaborem korzenie winorośli, żeby posiać w tym miejscu zboża, które tu nigdy nie obrodzą. Dzisiaj winnice wracają w okolice Zielonej Góry - jedną z nich prowadzi autor "Grunbergu", dokładnie w miejscu dawnej, "poniemieckiej".

To wszystko są trash story - historie wyciągnięte ze śmietnika, dokąd trafiły na kilkadziesiąt powojennych lat. Fertacz i Liber podejmują wątek, który przedtem na teatralne deski trafił tylko raz, kiedy Jan Klata wystawił "Transfer" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Temat wymiany ludności, przesiedleń, styku niemieckiej i polskiej historii Ziem Odzyskanych został tutaj jednak potraktowany inaczej. W "Transferze" miał w sobie moc dokumentu, tutaj - choć tekst został częściowo oparty na historii Niemek z Wildenhagen, dzisiejszego Lubina (nie tego miedziowego, chodzi o małą wioskę w Lubuskiem, tuż przy niemieckiej granicy), opowiedzianą w reportażu Włodzimierza Nowaka - ma zupełnie inny charakter. Niemki, które w panicznym strachu przed Rosjanami popełniły zbiorowe samobójstwo rozszerzone - bo zabiły też własne dzieci - zostały tu przeniesione do Grunbergu (Zielona Góra). W prologu opowiadają swoje historie, w trakcie spektaklu zamieniają się w chór Ursulek, duchów usiłujących doprowadzić do uznania przez żyjących ich praw (znakomita robota Hanny Klepackiej - pod jej kierunkiem aktorki Teatru Lubuskiego nie dość, że poradziły sobie ze skomplikowanymi kompozycjami Aleksandry Gryki, to jeszcze śpiewają tak, jakby nic innego dotąd nie robiły). Widoczne dla publiczności, dla mieszkańców poniemieckiego gospodarstwa są całkowicie niewidzialne. I szukają pośredników, którzy po-mogliby im się urzeczywistnić, a współczesnym mieszkańcom odzyskać spokój - w zgodzie z sobą i z historią.

Przekleństwo historii to temat, który już wcześniej pojawiał się u Libera - m.in. w zrealizowanych w Legnicy "III Furiach". Zielonogórski spektakl wydaje się ciemniejszy, mocniejszy, a węzeł przeszłości trudniejszy do rozwikłania, mniej oczywisty. A jednak po tym trwającym około trzech godzin seansie spektakl zostaje rozświetlony finałem, który spinając wszystkie wątki, zdejmuje klątwę z bohaterów. To jest zwycięstwo pamięci nad mechanizmem wyparcia, opowieści nad milczeniem. Ale też kobiet nad mężczyznami - to one z tej historii wychodzą zwycięsko. - Patrz, leci bocian - mówi teściowa (Donimirską) do synowej (Klepacką), na cmentarzu, nad grobami syna-męża i jednej z Ursulek. - Nie, to bocianowa - odpowiada synowa i obie śmieją się długo i beztrosko.

"Trash Story" nie ma wprawdzie już w czerwcowym repertuarze Teatru Lubuskiego, ale proszę się nie zniechęcać - spektakl, podobnie jak kilka dolnośląskich przedstawień, zakwalifikował się do programu Teatr Polska, co oznacza, że od 15 lipca będzie podróżował - będzie go można zobaczyć pewnie i gdzieś bliżej Wrocławia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji