Artykuły

Oczarować widzów teatrem

- "Podróże Guliwera" to pięć krain - każda z nich jest inna, fantastyczna i formalnie odmienna od pozostałych. Zatem Guliwer jest bajką podróżniczą dla dzieci z elementami sensacyjnymi i filozoficznymi, czy krytycznymi - dla dorosłych - mówi reżyser MICHAŁ DERLATKA przed premierą na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie.

To jedna z najbardziej znanych i często adaptowanych na różne sposoby powieści dla dzieci i nie tylko dla dzieci. Michał Derlatka [na zdjęciu], reżyser "Podróży Guliwera", które trafiają właśnie na scenę Teatru Wybrzeże, opowiada dla kogo jest jego spektakl i jak powstawał.

Przemysław Gulda: Dla kogo tak naprawdę przeznaczone jest twoje najnowsze przedstawienie? Dla dzieci? Dla dorosłych? Dla jednych i drugich?

Michał Derlatka: Mam nadzieję, że dla jednych i drugich. "Podróże Guliwera" to pięć krain - każda z nich jest inna, fantastyczna i formalnie odmienna od pozostałych. Zatem Guliwer jest bajką podróżniczą dla dzieci z elementami sensacyjnymi i filozoficznymi, czy krytycznymi - dla dorosłych. A poza tym - zachętą do działania, czy poszukiwań, czy właśnie podróżowania, dla jednych i drugich. Guliwer dzieciom mówi że warto działać i mam nadzieję, że pokazuje dlaczego warto. Widz dorosły doszuka się w przedstawieniu swiftowskiej parodii krytycznej totalitaryzmu, "scjentokracji" czy idealizmu.

W materiałach promocyjnych spektaklu mówisz o tym, że chcesz oderwać postać Guliwera od stereotypu, który wiąże go tylko z Liliputami. Jak chcesz to zrobić?

- Przywołując w przedstawieniu inne poza Liliputem światy, do których trafia bohater. Choćby kraj Nekromantów czy kraj rozumnych koni. W kraju Olbrzymów odwrócona zostaje sytuacja z Liliputu - tam Guliwer jest mały i popada z tego powodu w spore tarapaty. Wszyscy traktują go jak zabaweczkę czy co najwyżej żabę. Laputa to kraj wynalazców, latająca wyspa. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że laputianie rządzą leżącym w dole krajem i "uszczęśliwiają" jego mieszkańców coraz to nowymi wynalazkami i zarządzeniami. A to obsiewają kraj chwastami, a to wprowadzają zakaz chodzenia przodem. Wynalazcy z Laputy to rządzący, którzy nie mają żadnego kontaktu z rzeczywistością. Metaforycznie i faktycznie - bujają w obłokach. Przy czym zaznaczam, że jesteśmy wierni Swiftowi - to nie jest żaden polityczny manifest, a krytyka pewnych cech natury ludzkiej!

Tytułowy bohater twojego spektaklu ma być indywidualistą, który nie godzi się na zastany świat. W jaki sposób budujesz swojego Guliwera?

- Guliwer opowiada historię swoich podróży. Ta niezgoda jest motorem, który każe mu wyruszyć w podróż. W różnych krajach jego rola jest różna - czasem jest idolem, czasem traktuje się go przedmiotowo, a czasem jest jedynie świadkiem zdarzeń. W toku opowieści uczy się i uświadamia sobie, co tak na prawdę jest dla niego ważne i czego tak na prawdę szuka. Nie zawsze to, co znajdujemy jest tym, czego myśleliśmy, że szukamy...

W jakim stopniu trzymasz się litery powięści Swifta? Czy uwspółcześniasz jakoś tekst?

- Staramy się trzymać ducha Swifta, a nie jego litery. Jego książka powstała kilkaset lat temu, w angielskim oświeceniu, jako pamflet polityczno-społeczny. To nie jest literatura dla dzieci! W swojej oryginalnej formie "Podróże Guliwera" są dla wielu czytelników ciężkie w odbiorze, Swift stosuje krytykę ubraną w bajkowe i często dość niesmaczne metafory, nie stroni od rozhulanej ludzkiej i zwierzęcej biologii, używa nieskończonych powtórzeń, długich wyliczeń i przykładów. Postać Guliwera zaś jest tylko narzędziem w rękach Swifta do przeprowadzenia jego myśli i osiągnięcia satyrycznych celów, przez co jest konsekwentnie niekonsekwentna w poglądach i postawie. Odpowiadając na pytanie: razem z dramaturgiem, Jorge Gallardo, tekst znacznie skrócony przepisaliśmy na nowo w oparciu o światy Swifta, starając się zachować jego ducha krytycznego i bogactwo wyobraźni, konsekwentnie przeprowadzić postać Guliwera w myśl naszych założeń. A do tego przysposobiliśmy tekst dla młodego odbiorcy.

Realizacja tego typu spektaklu w teatrze żywego planu, a nie na scenie lalkowej, wydaje się być sporym przedsięwzięciem. Czy tak jest w rzeczywistości czy twoja inscenizacja jest raczej kameralna i oparta na pobudzeniu wyobraźni?

- Inscenizacja na deskach sopockiej sceny kameralnej Teatru Wybrzeże w dużym stopniu wykorzystuje możliwości, jakie daje ta przestrzeń. To nie będzie spektakl kameralny. I nie będzie to także spektakl stricte "żywego planu" - swoją drogą, co za niewdzięczne określenie! Będzie tam też trochę martwego planu... Czy raczej "ożywianego" planu, czyli aktorskich działań ożywczych na materii - czyli animacji, czyli lalkarstwa.

Można się domyślać, że w takim spektaklu ważną rolę odgrywać będzie scenografia. Czy tak rzeczywiście jest?

- Tak. Scenograf Magda Gajewska postarała się o to, by wizualnie przypisać każdemu z prezentowanych przez nas światów odmienną formę. Obrazy i światy zmieniają się zatem dynamicznie, a machina teatralna skutecznie je współtworzy. Mamy nadzieję, że uda nam się zaskoczyć widzów, trochę "poczarować" i oczarować teatrem...

***

Podróże Guliwera, Jonathan Swift, reżyseria: Michał Derlatka, dramaturg: Jorge Gallardo, scenografia: Magdalena Gajewska, Justyna Bartoszewicz, Maria Mielnikow-Krawczyk, Marzena Nieczuja-Urbańska, Piotr Chys, Jerzy Gorzko, Mirosław Krawczyk, Piotr Łukawski, premiera: piątek, 5 lipca, godz. 19, Scena Kameralna Teatru Wybrzeże, Sopot, ul. Bohaterów Monte Cassino 30, kolejne spektakle: sobota, niedziela, 6 i 7 lipca, godz. 18, bilety; ulgowe - 30 zł, normalne - 45 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji