Artykuły

Partnerzy: Natasza Urbańska i Janusz Józefowicz

Kobieta z przyszłością mężczyzna po przejściach Mistrz i uczennica? Już nie. - Staliśmy się partnerami, rodziną - mówi NATASZA URBAŃSKA. A JANUSZ JÓZEFOWICZ dodaje: - Czas działa na naszą korzyść.

"Janusz jest wybuchowy, ja gaszę od razu wszelkie konflikty. Myślę, że to dzięki mnie stanowimy zgodną parę"

Pierwsze wrażenie? Nie było najlepsze Po castingu do obsady "Metra "znalazłam się w finale i już widziałam siebie jadącą na Broadway... A tu nagle na przesłuchanie wkroczył Janusz Józefowicz, zapytał, ile mam lat (miałam trzynaście, ale dodałam sobie rok, uważając, że to zrobi kolosalną różnicę), po czym kazał mi wrócić, jak będę starsza. Szalałam ze złości. Pomyślałam: "Co za buc!". I obiecałam sobie, że moja noga więcej tam nie postanie.

Gdy cztery lata później tata powiedział mi, że kompletują w Buffo obsadę do spektaklu "Do grającej szafy grosik wrzuć", najpierw uniosłam się honorem, a potem... poszłam na casting. Zastanawiałam się: co on tym razem wymyśli, żeby mnie odrzucić? Ale nie odrzucił. Do dziś nie wiem dlaczego, bo byłam wtedy beznadziejną tancerką. Najpierw pojawiła się fascynacja nastolatki genialnym artystą. Janusz znał odpowiedź na każde moje pytanie, miał charyzmę, świetnie śpiewał i tańczył - jawił mi się wtedy niczym Bóg! Bałam się go i to mnie pociągało. Potem zaczęłam poznawać go jako mężczyznę - dowcipnego, bezkompromisowego, niezależnego. I zdałam sobie sprawę, że jestem zakochana po uszy. Kiedy byłam małą dziewczynką, wydawało mi się, że ideałem mężczyzny jest mój tata i nikt nie jest w stanie mu dorównać. Ale okazało się, że jest jednak taka osoba -Janusz. Przez długi czas ta miłość była trzymana w tajemnicy. A może powinnam powiedzieć "romans"? On miał skomplikowaną sytuację życiową, więc nie mogłam i nie chciałam naciskać, żebyśmy się ujawnili. Sam musiał podjąć tę decyzję. Być "tą drugą" jest ciężko. Nie wiedziałam, czy nie inwestuję źle swoich uczuć. Ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabym być z innym mężczyzną.

Ludzie w teatrze musieli dostrzec, że między nami jest chemia. Talach rzeczy nie da się ukryć. Wiedziałam, że będą mi zarzucać związanie się z Januszem dla korzyści. Ale to nie ich opinią się przejmowałam. Najbardziej zależało mi na zdaniu rodziców. Domyślali się, że się z kimś spotykam, i jednocześnie martwili, przeczuwając, że coś jest nie tak - gdybym widywała się ze zwykłym chłopakiem, już dawno przyprowadziłabym go do domu. Mama zaczęła coś podejrzewać, gdy Janusz dzwonił wieczorami do naszego domu i pytał, czy bezpiecznie dotarłam. No bo jaki dyrektor teatru tak martwi się o pracowników?

Jego pierwsze spotkanie z moimi rodzicami nie było łatwe. Tato błyskawicznie nawiązał z nim porozumienie, ale mama była sceptyczna. Nie podobało się jej, że dorosły mężczyzna z takim bagażem życiowym zawraca w głowie młodej dziewczynie, w jej oczach - niemal dziecku. Ostatecznie Janusz przekonał ich do siebie, oświadczając, że ma wobec mnie poważne zamiary. Po tym spotkaniu poczułam, że nasz związek ma szansę. Wkrótce on zamieszkał w moim mieszkaniu i powoli się docieraliśmy. Ale tak naprawdę w stu procentach pewna Janusza i bezpieczna w tej relacji poczułam się dopiero wtedy, gdy cztery lata temu urodziła się nasza córka Kalina. Kiedyś myślałam, że dziecko i ślub nie są dla mnie. Bałam się, że jeśli zajdę w ciążę, moje miejsce w pracy zajmą koleżanki i nie będę miała do czego wracać. Ale po programie telewizyjnym "Przebojowa noc" (widowisku wokalno-tanecznym poświęconym muzyce różnych krajów), który był dla mnie największym zawodowym wyzwaniem, poczułam, że wreszcie mogę zrobić sobie przerwę. Janusz już od jakiegoś czasu namawiał mnie na dziecko, a ja po raz pierwszy pomyślałam, że macierzyństwo może być piękne. Poszłam do lekarza, żeby dowiedzieć się, jak przygotować się do ciąży. I usłyszałam, że nie muszę, bo to już drugi tydzień! Potem Janusz powiedział: "A może ślub?". Ja się tylko zaśmiałam: "Dopiero wziąłeś rozwód, a już chcesz się żenić?".

Nasz związek ewoluuje. Mąż już nie traktuje mnie jak małej dziewczynki, staliśmy się partnerami, rodziną. Jednak ciągle się docieramy. On jest wybuchowy, spala się niczym ogień, a ja, jak woda, gaszę wszelkie konflikty. Bardzo rzadko się denerwuję i uzewnętrzniam emocje, taki mam charakter i tak zostałam wychowana.

Janusz pilnuje, żebym miała czas dla Kaliny i realizowała się jako mama, a jednocześnie spełniała w pracy. W teatrze nie przytulam się do niego, zachowuję dystans. I nie opowiadam nikomu o naszych domowych sprawach. W tym zawodzie nie istnieje przyjaźń. Kiedyś boleśnie się o tym przekonałam. Powiedziałam coś w zaufaniu koleżance, którą uważałam za bliską osobę, a zaraz potem wiedział o tym cały teatr. Teraz wszystkie problemy i troski zachowuję dla siebie. Mąż nie daje nikomu powodu do mówienia, że mnie faworyzuje. Od początku wymagał ode mnie więcej niż od innych i jestem mu za to wdzięczna. Słowa krytyki wciąż bolą, ale mniej niż kiedyś, bo ostatecznie zawsze się okazuje, że to on ma rację. Nasza relacja zawodowa też się zmienia. Coraz częściej jest już nie na poziomie mistrz - uczennica, ale mistrz - partnerka. Moje zdanie bardziej się liczy. "Nabrałam kolorów" jako artystka, nie gram już tylko w Buffo, realizuję samodzielne projekty. Ale nie chcę ścigać się z mężem, a tym bardziej go wyprzedzać. Nie dałabym rady, on jest zbyt dobry w tym, co robi. Widzę, jak czas szybko przecieka przez palce. Wydawało mi się, że dopiero niedawno urodziłam Kalinę, a ona już niebawem pójdzie do szkoły. Namawiam Janusza na kolejne dziecko, choć on powtarza: "Jestem już stary". Tak naprawdę nie znamy dnia ani godziny. Niedawno odszedł mój tata, który był niewiele starszy od mamy. Nie chcę nawet myśleć o tym, że kiedyś mogłoby zabraknąć mojej połówki. Ale jeśli tak miałoby się stać, chciałabym, żeby Janusz zostawił mi jak najwięcej siebie. Mam jego część w Kalince i chciałabym mieć kolejną w drugim dziecku

NATASZA URBAŃSKA - ma 35 lat. Tancerka, piosenkarka i aktorka, od 1995 r. związana ze Studiem Buffo. Gra tam m.in. w musicalu "Polita". Wystąpiła też w serialu "Fala zbrodni" i filmie Jerzego Hoffmana "1920. Bitwa Warszawska". W 2011 r. prowadziła program "Taniec z gwiazdami".

Współwłaścicielka domu mody MUSES - Urbańska & Komornicka. Mama czteroletniej Kaliny.

**

Natasza czasem mi wypomina, ze nie pamiętam, naszego pierwszego spotkania. To było w 1990 r, na castingu do "Metra" podczas którego przewinęły się tysiące osób. Miała wtedy dopiero trzynaście lat, więc musiałem odesłać ją do domu. Kilka lat później przyszła na przesłuchanie do innego przedstawienia, "Do grającej szafy grosik wrzuć". To drugie spotkanie pamiętam już bardzo dokładnie. Na scenie było kilka dziewczyn, część z nich wykonywała ćwiczenia znacznie lepiej niż Natasza, ale to na nią zwróciłem uwagę. Miała w sobie to "coś". Trudno mi nawet powiedzieć, co to było. Zszedłem do mojej asystentki i powiedziałem: "Chcę mieć tę dziewczynę u siebie". I tak się to zaczęło. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Nasza relacja długo była czysto zawodowa. Czasami odwoziłem Nataszę po spektaklach do domu, dobrze nam się rozmawiało, ale to wszystko. Była ambitna, pracowita, chłonęła moje uwagi i robiła postępy. Kiedy uświadomiłem sobie, że się zakochałem, ogarnęły mnie ogromne wątpliwości co do sensu tego związku. W końcu miałem rodzinę, córkę i małego syna, do którego pędziłem wieczorem, żeby na dobranoc przeczytać mu bajkę. Nawet gdy już z moją pierwszą żoną Danką wiedzieliśmy, że nasze drogi się rozeszły, to wciąż zależało mi na utrzymaniu bliskiej relacji z Kubą. Nie tak łatwo było od tego wszystkiego odejść, przekreślić przeszłość. Zwlekałem z decyzją o rozwodzie. Za długo. To, jak się zachowujemy w trudnych momentach życia, najlepiej pokazuje, jacy naprawdę jesteśmy. Dla Danki rozwód był koszmarnym przeżyciem, ale mnie zrozumiała. I jestem jej za to wdzięczny. Zostaliśmy przyjaciółmi i oboje wiemy, że możemy na siebie liczyć.

Na początku relacja moich dzieci z Nataszą była trudna. Zawsze po rozwodzie "nowa kobieta" to ta, która rozbiła rodzinę. Kuba pierwszy zaakceptował mój związek. Wiedział, że będę go kochał bez względu na wszystko - pozostaliśmy sobie bliscy i dziś mamy świetny kontakt. Z Kamilą było trudniej. Nie potrafiliśmy z sobą rozmawiać, a potem ona wyjechała za granicę. Dopiero nie tak dawno udało się nam odbudować naszą relację i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Czas pracuje na naszą korzyść. Cztery lata temu urodziło się moje trzecie dziecko - Kalina. Mam dla niej więcej czasu, bo, już wychowując Kubę, zrozumiałem, że momenty spędzone z dzieckiem są tak samo ważne, a może ważniejsze niż realizacja swoich artystycznych pasji. A jeszcze do niedawna nie wyobrażałem sobie, że mogę stawiać cokolwiek na równi ze sprawami zawodowymi.

Cztery miesiące przed narodzinami Kaliny wzięliśmy z Nataszą ślub. Ktoś mógłby się zastanawiać, po co mnie, rozwodnikowi, to wszystko potrzebne. Może jestem staroświecki, ale nazwanie rzeczy po imieniu, oficjalne potwierdzenie: "Tak, chcę moje życie przeżyć z tobą", ma ogromną wartość. Pobraliśmy się w Emilinie, gdzie teraz mieszkamy. I mamy święty spokój. Natasza rządzi w domu, a ja zajmuję się gospodarstwem, zbieram zioła, robię nalewki. Dawno temu ustaliliśmy, że sprawy związane z teatrem zostają za bramą Emilina. Ja w pracy jestem człowiekiem surowym, apodyktycznym i nie zawsze przyjemnym, więc gdybyśmy przynosili emocje do domu, to już od dawna nie byłoby czego zbierać. Prywatnie jestem zupełnie inny, wręcz spolegliwy i często oddaję stery Nataszy. Gdy akurat pracuję nad nowym projektem, zaszywam się gdzieś w kącie i siedzę cicho, a ona musi o wszystkim decydować. Jest wtedy głową rodziny.

Wiem, że wzbudzamy skrajne emocje, przez co zdarzyło się wokół nas dużo złych rzeczy. Najtrudniejszy był okres, gdy robiliśmy "Przebojową noc" dla TVP - nagle przypuszczono na nas zmasowaną medialną nagonkę. Zawsze wydawało mi się, że jestem odporny na takie sytuacje, ale to był koszmar. Trzeba mieć ogromną wiarę w siebie i w to, co się robi, żeby przetrwać i się nie załamać. Ale jak to się mówi: co cię nie zabije, to cię wzmocni. Wyszliśmy z tej sytuacji zwycięsko i staliśmy się jeszcze silniejsi. Z perspektywy czasu widać, że mieliśmy rację - dzisiaj moją żoną zachwycają się amerykańscy producenci, a ja mam wielką satysfakcję.

Często słyszę, że zdominowałem Nataszę. Ale w tym zawodzie trzeba mieć kogoś, komu się ufa i czyje wskazówki się ceni. Jako artysta zawsze takiej osoby szukałem. Teraz sam mogę pomagać innym. Taka opieka jest wręcz konieczna - inaczej można stać się własną karykaturą, tego rodzaju przypadki spotyka się zresztą na rynku muzycznym. To prawda, że zawsze wymagałem od Nataszy więcej niż od innych, 300 proc. normy. Chciałem ją w ten sposób chronić, uniknąć zarzutów, że stosuję wobec niej inne kryteria tylko dlatego, że jest moją partnerką. Uprzedzałem ją, że będzie miała ze mną trudne życie.

Teraz jestem mentorem Nataszy, ale jeśli pojawi się ktoś lepszy, chętnie oddam ją w inne ręce. Nie trzymam jej zamkniętej w Buffo - to ja "wypchnąłem" ją do serialu "Fala zbrodni". Natasza się wzbraniała, ale wytłumaczyłem jej, że jeśli chce być gwiazdą i zyskać popularność oraz wyrobić sobie nazwisko, musi to zrobić. Problem polega na tym, że dla takich ludzi jak ona jest mało ciekawych propozycji zawodowych. Natasza powinna zagrać w dobrym filmie muzycznym, bo jest teraz w fantastycznym momencie kariery. Tylko kto ma taki film zrobić?

Funkcję doradcy pełnię tylko w teatrze, w życiu prywatnym mamy partnerską relację. Teraz planujemy powiększenie rodziny. Wiem, że nie będę młodym ojcem - w końcu mam 54 lata - i czasem ogarnia mnie obawa, że nie potowarzyszę kolejnemu dziecku tak długo, jak bym chciał. Ale Natasza jest już dorosłą kobietą i matką, da sobie radę.

JANUSZ JÓZEFOWICZ - ma 54 lata. Choreograf, aktor, reżyser, dyrektor teatru Studio Buffo. Pierwszy menedżer Edyty Górniak. Twórca kultowego musicalu "Metro", którego premiera odbyła się w 1991 r. Wyreżyserował wiele spektakli, m.in. "Piotrusia Pana", "Romea i Julię", "Politę", i stworzył do nich choreografię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji