Artykuły

Nie tylko tyran...

W pierwszych słowach - wyjaśnienie podstawowej wątpliwości sporo bowiem za­mieszania wywołało okre­ślenie najnowszej propozycji repertuarowej Teatru Śląskiego - a jest to "Kaligula" Alberta Camusa - mianem prapremiery polskiej. Jest to w rzeczy samej krajowa prapremiera ale pierwszej wersji tego dramatu przetłumaczo­nej dla katowickiej sceny przez Bożenę Sęk. I przyznajmy też od razu, że "Kaligula" stał się sukcesem reżyserskim Jerzego Zegalskiego i aktorskim - całego zespołu przede wszystkim zaś Jerze­go Głybina w roli tytułowej.

Sam tekst Camusa pobrzmiewa­jący dziś tu i ówdzie nachalnym echem egzystencjalnego sporu o znaczenie jednostki i jej relacji wobec zbiorowości uczynił Jerzy Zegalski jednak także zapisem zmagań człowieka z samym sobą. I szczęśliwie obsadził w tej roli Jerzego Głybina, który objawił swoje możliwości już w roli Króla w inscenizacji "Hamleta" będącej - być może - psychologicznym wstępem do postaci Kaliguli. Jest więc ten cesarz - w zgodzie z wi­zerunkiem jaki pozostawia historia, tradycja i literatura - cesa­rzem zbrodniczym i okrutnym ale także człowiekiem poszukującym granic wolności wyznaczanych wła­dzą, przewaga nad innymi i nad własnymi doznaniami. Nie ma w nim właściwie nic z psychopaty choć jego czyny nie mieszczą się już ani w ludzkim, ani w boskim rejestrze kar. Jerzy Głybin ukazuje nie tylko determinację Kaliguli, ale także jego chwile słabości ja­kąś miękką chłopięcą bez mała potrzebę 1iryzmu, porządku, kary wreszcie. Jest to rola drobiazgowo rozpisana na emocje i uczucia w której widz bezbłędnie rozpozna momenty maski cesarza i momenty jego samotności: sadyzm kontrolowanego i sadyzm zrodzonego z bierności otoczenia.

Scena z lustrem, ostatnia rozmowa z Cezonią i dialog z Chereą wyznaczają rozpiętość aktorskich środków wyrazu Jerzego Głybina który buduje postać Kaliguli nie tyle z różnych cech charakterolo­gicznych ile z całych nakładają­cych się na siebie a zupełnie odmiennych osobowości.

A ponieważ stare teatralne po­wiedzenie głosi iż to otoczenie czyni króla oddajmy sprawiedli­wość pozostałym postaciom dramatu i przedstawienia które zyskało bardzo na wyrazistej grze aktorów wszystkich planów. W roli Cezonii wystąpiła Joanna Budniok-Machera, tak odmienna od wielu swoich dotychczasowych wcieleń scenicznych: ściszona pokonana przez mi­łość do Kaliguli z rozpaczliwym samozaparciem uczestnicząca w zbrodniach nie tyle kochanka co - ukochanego. W roli Cherei - białego odbicia cesarza - oglądaliśmy Jana Bógdoła i była to po­stać zbudowana rzeczywiście z przeciwieństwa myśli i czynów szlachetna w jakiś ograniczonym przez wydarzenia i potencjalny w nich współudział sensie. Wreszcie Helikon w interpretacji Jacentego Jędrusika, człowiek rozumny ale niebezpiecznie zaślepiony przywiązaniem do Kaliguli, którego dra­żni, ale któremu jest - także psychologicznie - niezbędny.

Tekst Camusa nie należy do łatwych, nie można się tutaj prze­śliznąć po żadnej kwestii, ale Je­rzy Zegalski nadał całości kształt trzymający widownię w napięciu które nie opada nawet przy długich monologach czy dysputach. Całość rozgrywa się w interesująco drażniącej scenografii Wacława Kuli, który podkreśla poprzez umowność dekoracji i kostiumów oczywistą uniwersalność tekstu, ale czyni to bardzo dyskretnie. Podobnie jak muzyka Jerzego Miliana, współczesna, ograniczona do punktowa­nia najważniejszych momentów akcji ale silna w swoim artystycznym wyrazie.

Polecam "Kaligulę" w Teatrze Śląskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji