Artykuły

O potrzebie programu

Niby to oczywiste, że porządny program powinien zawierać takie rzeczy, żeby warto go było czytać. A przecież regularnie widzimy, że tak nie jest - o programach oper w serwisie Teatr dla Was pisze Tomasz Flasiński.

Wybrałem się do Poznania na "Cyberiadę"". Wróciłem zachwycony - i przekonany, że gdyby Krzysztof Meyer, któremu długie oczekiwanie na premierę dzieła zmierziło pisanie oper dla dorosłych, podjął się dziś stworzenia jakiegoś swojego "Świętego Franciszka z Asyżu", summy wieloletnich poszukiwań muzycznych, godnego zwieńczenia swych nienapisanych oper (a jestem pewien, że by potrafił), efektem byłby utwór prawdziwie fenomenalny. Może nie jest jeszcze za późno?

Ale ja właściwie nie o tym. I nie o samej "Cyberiadzie", bo ta już doczekała się pewnej ilości recenzji. Oprócz samego dzieła i inscenizacji wrażenie zrobiło na mnie jeszcze coś: program, najlepiej skonstruowany i najbardziej informatywny, z jakim miałem kiedykolwiek (przynajmniej w Polsce) do czynienia w operze. Prócz standardowej zawartości można w nim znaleźć znakomity - bardzo przydatny specjaliście, ale zrozumiały i dla laika - esej o muzyce Meyera. Oraz długie i szczegółowe omówienie treści opery - w tym jej relacji z książkowym oryginałem - wzbogacone obszernym komentarzem, z czym i dlaczego mogły się kojarzyć poszczególne fragmenty współczesnym Lema. Plus kompetentne uwagi o filozofii pisarza w kontekście "Cyberiady". Niżej podpisanemu nie przeszkadzał (inaczej niż zwykle) nawet brak wydrukowanego libretta - nie tylko ze względu na książkę w odwodzie, również dlatego, że można było zrozumieć każde słowo padające ze sceny (z wyjątkiem fragmentów z taśmy i chóralnych). Skądinąd jednak warto, żeby naszym operom zamieszczanie librett w programach przyszło wreszcie do głowy - na razie robi to tylko Opera Narodowa (stale) i WOK (okazjonalnie).

Niby to oczywiste, że porządny program powinien zawierać takie rzeczy, żeby warto go było czytać. A przecież regularnie widzimy, że tak nie jest. Oczywiście, nie każdy teatr i nie każdy kompozytor ma pod ręką Danutę Gwizdalankę, która by tak ładnie wszystko napisała i zredagowała. Poza tym może i nie wszystkie programy powinny być aż tak dobre - ostatnio zauważyłem, że jeśli są za porządne, niektórym krytykom przestaje się chcieć dokonywać własnych poszukiwań i bez żenady przepisują stamtąd informacje o tym, jak i dlaczego brzmi w danej operze orkiestra oraz czym się podczas komponowania zajmował jej twórca. Ale mimo wszystko mając pod ręką wzorzec programu, który naprawdę może się czytelnikowi przydać, trudno nie narzekać, że pod tym względem ich poziom jest ostatnio dość niski. Z różnych przyczyn.

Czasem po prostu dlatego, że dawno nikt nie wpadł na pomysł zmiany. Ten problem ucieleśniają programy Opery Wrocławskiej czy Teatru Wielkiego w Łodzi, które nie zwykły wychodzić poza informacje standardowe - obsadę, biogramy realizatorów, streszczenie libretta i listę sponsorów, ewentualnie jakiś krótki, sztampowy tekścik o powstaniu dzieła, rzadziej jakieś słowo od reżysera. Czasem sęk w priorytetach dyrekcji i realizatorów: w Operze Bałtyckiej Marek Weiss (który nb. bardzo poważnie podniósł poziom programów w porównaniu do czasów Włodzimierza Nawotki) po prostu nie umie sobie odmówić drukowania w programach swoich refleksji o okropnym świecie nie ceniącym Sztuki, w Narodowej (a ostatnio choroba ta rozszerza się i na inne opery) streszczenia dzieł zostały wyparte przez streszczenia inscenizacji. TW-ON niekiedy zresztą poprawia swoje opery już na etapie nowych tłumaczeń librett, ale ta kwestia wykracza już zdecydowanie poza opisywany problem.

Przypadek Opery Narodowej w ogóle jest ciekawy. Jej dyrekcja - jak w wielu innych kwestiach - wyciągnęła wnioski z dawnych błędów (za pierwszej kadencji Trelińskiego o muzyce w programach prawie nie pisano) i stara się utrzymywać równowagę: obowiązkowo musi być jeden tekst o kompozytorze i muzyce, drugi o libretcie i jego pierwowzorze literackim, dopiero potem - dla równowagi - próby interpretacji i osadzania dzieła we współczesnym pejzażu kulturowym oraz inne rzeczy. Czasem te "inne rzeczy" bywają wcale ciekawe: program do "Matsukaze" pomieścił bardzo ładny mangopodobny komiks Katarzyny "Hitohai" Wasylak na kanwie tej samej opowieści, z której Toshio Hosokawa zrobił libretto. Podejrzewam, że żadna inna opera polska by na coś takiego nie wpadła.

Ale częstsze są przykłady odwrotne - teksty, których zamieszczanie w programach sens ma (delikatnie mówiąc) dyskusyjny. Wyliczać je można długo, poczynając od takich, których związek z wystawianą operą potrafiłby udowodnić tylko uniwersytecki humanista od stopnia doktora wzwyż (np. esej Igora Stokfiszewskiego w programie "Trojan", którego autor zaangażował doń m. in. Carla Schmitta, gejów i "miłość postsekularną", i tak nie zbliżywszy się ani o cal do Berlioza), przez bardzo luźne strumienie świadomości bez początku, końca i sensu (np. Monika Małkowska tamże albo Magdalena Środa wywodząca, że "Halka powinna znaleźć grupę wsparcia") aż po całkowitą żenadę (np. grafomańskie próbki slamu na kanwie Trojan pióra m. in. Jasia Kapeli albo "test na długowieczność" w programie "Sprawy Makropulos", w zamyśle chyba śmieszny).

Cokolwiek by nie mówić o tych tekstach (w esejach poświęconych muzyce, librettu i jego kontekstowi kulturowemu też zresztą zdarzają się autorom TW-ON niemałe wpadki), Opera Narodowa ma jednak odnośnie programów pewien, nomen omen, program: te coraz droższe książeczki mają zawierać tak różnorodne refleksje, by znalazł w nich coś dla siebie i muzykolog, i kulturoznawca, i zwykły widz nieznający się specjalnie na operze, i taki, który przychodzi nie na operę, lecz na opowieść inscenizatora, i wrażliwiec społeczny, który oglądając "Holendra tułacza" widzi historyczne świadectwo patriarchalnej stereotypizacji kobiet, i młody hipster (oczywiście nie są to kategorie rozłączne, ale rozumieją państwo, o co mi chodzi). Czy się to udaje? Nie zawsze, ale jest to wizja, do której inne polskie teatry mogłyby się - i powinny - odnieść. Można widza próbować zainteresować tak, można - jak pokazała Danuta Gwizdalanka - inaczej, pisząc o sprawach najbardziej skomplikowanych tak, żeby zaciekawił się każdy lub prawie każdy. Ale wypadałoby, żeby niektóre z naszych oper zaczęły się o to starać w jakikolwiek sposób. W niektórych bowiem przypadkach w ogóle nie ma tam sensu kupowanie programu w innych celach niż dla wkładki obsadowej. O tym jednak nabywca dowiaduje się zwykle post factum.

Inna rzecz, że do podobnych i jeszcze gorszych rezultatów można dojść z pozycji "nowoczesnych". Zbiorczy program do obu oper Projektu "P" w TW-ON składa się z pliku luźnych kartek zadrukowanych i zapisanych rozmaitym śmieciem, od fragmentu maila reżysera Michała Zadary po maźnięte długopisem na całą stronę (też przez Zadarę?) wielkie X z podpisem "Mnie tutaj nie będzie". Zaznaczmy, program jest zafoliowany, by widz broń Boże nie wiedział, co kupuje. Ja rozumiem, że częścią hipsterskiego sznytu jest płacenie więcej za rzeczy warte mniej, ale nie owijajmy w bawełnę: trzeba tupetu wielkiego jak kubatura Opery Narodowej, by sprzedawać coś takiego za 15 zł.

Z programami filharmonicznymi na ogół nie ma problemów tego rodzaju; nikt (jeszcze) nie wpadł w Polsce na pomysł, żeby wykonując np. "Dziewiątą Beethovena" umieścić obok albo wręcz zamiast szkiców o samej muzyce esej Richarda Taruskina czy Susan McClary. Może i dobrze: proszę sobie wyobrazić Jasia Kapelę komentującego Beethovena, a tak by to w naszych warunkach mogło wyglądać. Ale coś trzeba powiedzieć o okropnym rutyniarstwie, w jaki te programy - w odróżnieniu od operowych - popadły. Uprzytomniła mi to ostatnio koleżanka, pytając mnie (w przekonaniu, że jako współpracownik "Ruchu Muzycznego" mogę znać ten branżowy sekret): "Dlaczego właściwie Studio im. Lutosławskiego potrafi drukować w swoich darmowych programach tłumaczenia wykonywanych pieśni i teksty librett oper granych w wersjach koncertowych, a Filharmonia Narodowa w płatnych nie?".

Tak, dlaczego? Taka FN zamieszcza czasem w programach przekłady pieśni, kantat czy utworów chóralnych, ale bardzo rzadko i dość nieprzewidywalnie. Librett nie zamieszcza nigdy, nawet streszczenia oper są zwykle dość zdawkowe.

Naturalnie, między FN a studiem Polskiego Radia jest ta różnica, że pierwsza z tych instytucji musi pracować na swoją "narodową" markę, więc lakierowany papier i ilustracje są niezbędne, co podnosi koszty programów. A jednak skostnienie w tej dziedzinie widać gołym okiem. Logicznym wyjściem wydawałoby się wszak drukowanie librett na zwykłym papierze w formie osobnej wkładki. Albo nie osobnej, tylko wszytej do programu, niechby i podrożonego z tej okazji o złotówkę lub dwie. Jeśli mamy do czynienia z pieśniami, z symfoniami, z motetami, to ich teksty można by nawet zmieścić w programie o zwykłej objętości, gdyby np. obciąć zajmujące obowiązkowo całą stronę zdjęcia dyrygenta i solistów. Jakbyśmy nie mogli podczas koncertu sami na nich popatrzeć! Opery też drukują tego rodzaju fotki, ale na ogół w rozsądnych rozmiarach. Rozsądniejsze gospodarowanie miejscem także przyniosłoby FN pewną oszczędność (jeśli to o oszczędność tu chodzi), na przykład wykonawców spokojnie można by wypisać na pierwszej po okładce stronie.

Podejrzewam jednak, że - jak w przypadku niektórych oper - nie chodzi tu o finanse ani o to, by koniecznie uniknąć wszycia dodatkowej kartki w programie. Raczej o brak elastyczności. O bycie na bakier z potrzebami słuchacza. Co piszę z nadzieją, że nowa dyrekcja FN zdobędzie się na reformy również na tym odcinku.

Oraz że inne polskie filharmonie pójdą za jej przykładem, nadrabiając przy okazji stare zaniedbania. Cokolwiek by mówić o programach FN, Piotr Maculewicz, Grzegorz Michalski i inni ich stali autorzy na ogół piszą rzeczowo, ze znajomością tematu i nie robią błędów. Czego nie mogę powiedzieć o takiej Filharmonii Bałtyckiej, która niedawno piórem anonimowego autora programu poinformowała mnie, że VIII Symfonia Weinberga ("Kwiaty Polskie") przypomina kantatę "Stracenie" autorstwa Stiepana Razina Szostakiewicza. Wiedzieliście państwo?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji