Artykuły

Zbrodnie w łaźni i kabarecie

XVII Festiwal Szekspirowski w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Każdy kolejny Festiwal Szekspirowski daje okazję do porównań, jak jeden i ten sam dramat Szekspira czytają różni reżyserzy. Na tegorocznym festiwalu zdarzyła się wręcz totolotkowa kumulacja: "Titusa Andronicusa", najbardziej krwawy tekst Szekspira, poznajemy aż w czterech odsłonach.

Ci, którzy mogli przysłuchiwać się sesji naukowej, towarzyszącej festiwalowi, mieli okazję obejrzenia adaptacji filmowej słynnego przedstawienia "Titusa Andronicusa", wyreżyserowanego w 1992 r. przez rumuńskiego twórcę Silviu Purcarete. Spektakl, który czytano potem jako przypowieść, odnoszącą się i do realiów despotycznej dyktatury Ceausescu, i do uniwersalnych mechanizmów historii. Co ciekawe, w dwóch polskich przedstawieniach "Titusa Andronicusa", które zaproszono w tym roku do Gdańska, pojawiają się oba te punkty widzenia.

Wojciech Klemm, ściśle biorąc, posłużył się dramatem Heinera Millera, współczesnego niemieckiego dramaturga, który sparafrazował szekspirowski dramat.

"Anatomię Tytusa Fall of Rome", wyreżyserowaną przez Klemma w krakowskim Starym Teatrze, otwiera wizyjna wręcz scena wspólnej oczyszczającej kąpieli po krwawej wojnie. Ta scena łączy na moment zwycięzców i pokonanych. Szybko jednak sztuka wraca na tory wyznaczone przez oryginalny tekst Szekspira. Wzięta do niewoli królowa Celtów Tamora, dzięki swym intrygom, bierze odwet na zwycięskim wodzu Titusie Andronicusie.

Ten odpłaca jej jeszcze większym okrucieństwem. W toczącym się kole historii raz jedni, raz drudzy znajdują się na szczycie, by w chwilę później osunąć się na dno. W finale dwaj synowie Tamory, którzy wcześniej okrutnie okaleczyli Lavinię, córkę Andronicusa, pojawiają się w takich samych jak Lavinia sukienkach. Kaci stają się ofiarami. "Nasze czasy", do których odnoszą się np. przytaczane wulgarne i pełne pogardy dla odmienności rasistowskie kawały, to tylko mały fragment stale tej samej historii.

"Titus Andronicus" [na zdjęciu] wyreżyserowany przez Jana Klatę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, w koprodukcji z drezdeńskim Staatschauspiel, pozornie o wiele wyraźniej odnosi się do "tu i teraz". Jesteśmy w zjednoczonej Europie, w której niemieccy aktorzy grają Rzymian, Polakom zaś przypadła rola barbarzyńskich Celtów. Co prawda dosyć już zeuropeizowanych, ale jakaż to, pożal się Boże, europeizacja: na poziomie hawajskich koszul oraz podróbek "najków" i adidasów na nogach. A gadają ci Polaczkowie jak w skeczach kabaretu Paranienormalni.

Niemcy-Rzymianie aż tak bardzo jednak się od nas nie różnią. Mają w pamięci dumne czasy wojskowych marszów, ale dzisiaj lubią tandetne dyskotekowe kawałki, które co rusz słychać w tym przedstawieniu. Taki to właśnie świat, kabaretowo-dyskotekowy, w którym tak naprawdę nie ma już miejsca na wzniosłość czy tragedię, choć pozostaje na okrucieństwo.

Można sztukę Klaty odczytywać jako prześmiewczo-ostrzegawczy komentarz do sentymentalnego obrazu polsko-niemieckiego pojednania w zjednoczonej Europie. Ale można też chyba zobaczyć w niej apokaliptyczny wręcz obraz historii, która została pożarta przez popkulturę, co niesie ze sobą rzeczy nie lepsze niż te, które przyniosły minione epoki.

Na finał festiwalu obejrzymy jeszcze jeden spektakl "na kanwie" "Titusa Andronicusa" (choć głównie na "Troilusie i Kresydzie") - sztukę "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji