Artykuły

Drwina do kwadratu

ZA DUŻO w tych "Hiszpanach w Danii" elementów czystego a wysokiej próby komizmu, by dziś ktokolwiek miał się głębiej zastanawiać nad autentycznością wydarzeń historycznych, do których ten uroczy utwór Mériméego nawiązuje, choć prawdą jest, że w roku 1808 hiszpański oddział wcielony do najeźdźczej armii Napoleona uciekł z duńskiej wyspy Fionii, by w ojczyźnie włączyć się, do powstańczej walki przeciw bonapartystom. Radykalny pisarz - romantyk, chociaż sam Francuz, wyraźnie sympatyzuje z broniącymi swej wolności Hiszpanami i na potęgę wykpiwa zarówno niezdarnych dyplomatów napoleońskich (Rezydent), jak i wulgarnych oficerów cesarskich (Karol Leblanc) a za tą kpiną kryje się w dodatku atak na zupełnie już autorowi współczesną francuską interwencję w Hiszpanii z czasów Ludwika XVIII.

Ale żywioł wszechogarniającego komizmu jest w "Hiszpanach" tak silny, iż - w naszym dzisiejszym przynajmniej odbiorze - śmieszni są nie tylko ci, których autor chciał bezwzględnie wyszydzić, lecz również ci, po których stronie była jego sympatia (generał de La Romana, pułkownik Don Juan Diaz). Ich szlachetne tyrady, traktowane już przez samego Mériméego z niewątpliwym dystansem ironicznego uśmiechu, w odczuciu widowni dzisiejszej stale się ocierają o parodię.

Dlatego myślę, że klucz inscenizacyjny, jaki do "Hiszpanów w Danii" zastosował Włodzimierz Herman, jest właśnie precyzyjnym i ściśle tu pasującym kluczem a nie pospolitym wytrychem. Jest to klucz wielorako spiętrzonej umowności i swobodnej stylizacji, która służy przede wszystkim spotęgowaniu zabawy.

Idealnie wspomagany przez scenografa (Aleksandra Jędrzejewskiego) reżyser najpierw dowcipnie sięgnął do konwencji seryjnego filmu historyczno-przygodowego, w którym zazwyczaj najmniej się dba o historyczną prawdę a najbardziej o kostiumową barwność, dynamikę akcji, pikanterię wątku romansowego i pirotechnikę.

Tej pirotechniki jest w spektaklu bardzo dużo (armaty, pistolety) i oczywiście każdy jej wybuch zamiast przerażać, bawi i śmieszy. Za każdy strzał należą się oklaski takie same jak te, które na premierze prasowej po kapitalnie sprawnych technicznie a przy tym niebywale znów komicznych pojedynkach na szpady w końcowych scenach przedstawienia.

Nawiązanie do awanturniczego filmu najmocniej zostało zaznaczone we wprowadzonej na miejsce prologu "czołówce". Głos z taśmy mówi: "Teatr Kameralny przedstawia..." a na dodatkowej kurtynce-tle widzimy napis: "Prosper Mérimée - "Hiszpanie w Danii". Kurtynka, celnie utrzymana w stylu XIX-wiecznych ilustracji do książek przygodowych, ma po środku otwór, z którego po kolei wychodzą prezentowani przez głos z taśmy bohaterowie, by wystąpić w krótkich a charakterystycznych "cytatach" dialogowych z mającej się za chwilę rozpocząć akcji.

Wszystko to od razu wprowadza nas w nastrój żartobliwego persyflażu, którym będzie przeniknięty cały spektakl. W nastroju tym doskonale bawią się nie tylko widzowie, ale i aktorzy, świetnie czując sugerowaną im przez reżysera konwencję.

Tak więc debiutujący na scenie wrocławskiej Aleksander Gierczak świadomie przerysowuje romantyczny gest szlachetnego żołnierza Hiszpanii i Don Juana Diaza i z taką samą świadomością półparodii rozgrywa sentymentalny romans Juana z nasłaną na jego zgubę kobietą - szpiegiem, Panią de Coulanges. Postać tę z celowo wyolbrzymianą egzaltacją a mimo to z autentycznym wdziękiem odtwarza Jadwiga Skupnik, która też znakomicie, oczywiście również z odcieniem parodii, śpiewa specjalnie przez Hermana z tekstu Mériméego "wydobyte" piosenki (romancę i arię). Szczytowy moment (i największy sukces) duetu Gierczak - Skupnikówna stanowi scena w trzecim akcie, kiedy tarzając się w namiętnym uścisku po podłodze Don Juan i Pani de Coulanges toczą gorący dialog o... cnocie.

Niejedna pochwała należy się także Bolesławowi Abartowi w roli brutalnego, ale również " z zasadami", francuskiego oficera Karola Leblanc. Karykaturalną postać francuskiego Rezydenta sprawnie odtwarza Ludomir Olszewski. Rolę przebiegłej matki Karola Leblanc i Pani de Coulanges (de facto panny Leblanc) z pikantną swobodą gra Łucja Burzyńska. Celowo "usztywnionym" Markizem de La Romana jest Adolf Chronicki a charakterystycznym Kanonierem i Ordynansem - Ryszard Michalak.

Spektakl wymagałby dłuższego opisu. Roi się w nim bowiem od ubarwiających utwór Mériméego i wzbogacających jego zabawność pomysłów reżyserskich i scenograficznych. Niejeden z nich jednak powinien pozostać dla widza niespodzianką. Więc nie opisuję.

Teatr Polski we Wrocławiu. Prosper Mérimée: "Hiszpanie w Danii", Przekład: Joanna Guze. Reżyseria: Włodzimierz Herman. Scenografia: Aleksander Jędrzejowski. Muzyka: Zbigniew Piotrowski. Premiera na scenie kameralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji