Artykuły

Jan Skotnicki

Chyba nigdy nie widziałem żadnego jego przedstawienia. Patrzę na listę spektakli przez niego reżyserowanych i nic mi się nie przypomina - zmarłego prof. Jana Skotnickiego wspomina Wojciech Majcherek na swoim blogu w onet.pl.

Nie mogłem być w Płocku w czasach, gdy tam dyrektorował, inaugurując zresztą działalność miejscowego teatru. W ostatnich dziesięciu latach robił już niewiele. Ale pamiętam przedstawienie z Teatru TV z lat 80.: "Misterium Wielkanocne" w układzie Schillera, z gdańskimi aktorami. Bardzo ładne, stylowe. A do schillerowskiej klasyki sięgał w przeszłości częściej: do "Pastorałki", "Kramu z piosenkami", "Godów weselnych". Sporo też zrealizował widowisk, które można określić mianem ludowych czy obrzędowych. Należał jeszcze do tego pokolenia reżyserów, którzy umieli robić duże inscenizacje, z wyczuciem konwencji. A zaczynał w studenckim Pstrągu w Łodzi, bo tam się zresztą urodził i stamtąd znał się z dwoma Jerzymi: Grzegorzewskim i Koenigiem. Opowiadał nam kiedyś na zajęciach w Szkole Teatralnej taką anegdotę z czasów Pstrąga: w knajpie przysiada się do Ludwika Benoita aktor Pstrąga i się przedstawia: - Mistrzu, jestem członkiem Pstrąga. Na co Benoit, a trzeba teraz sobie przypomnieć jego fizjonomię i głos, odrzekł: - Znaczy się chuj ryby. No taka anegdotka. Bez nich nie ma historii teatru.

Zajęcia z Janem Skotnickim na Wiedzy o Teatrze nosiły nazwę: Praca w teatrze. I właściwie nie wiadomo, o czym były. Chyba kazał nam zaprojektować program teatralny. A na egzaminie zapytał mnie o jakiś paragraf jakiejś ustawy, o której nie miałem zielonego pojęcia. Z pozoru był bardzo surowy. Ostro się wypowiadał. Trochę to było śmieszne, bo nie baliśmy się go. A zajęcia z nim pamiętam z jeszcze jednego powodu. Kiedyś przyniósł mały monitor z klawiaturą i jakimś dodatkowym urządzeniem. I tak właśnie bodaj w 1988 roku zobaczyłem po raz pierwszy w życiu komputer. To chyba była słynna Amiga firmy Commodore. Musiał ją przywieźć z Ameryki, gdzie też pracował. Sporo nam opowiadał o Axerze, którego jako student reżyserii był asystentem m.in. przy "Trzech siostrach". Nawet ze zdziwieniem zobaczyłem, że grał jakąś małą rólkę w "Karierze Artura Ui". Grywał też czasami w filmach. Pamiętam go z "Był jazz" i "Ostatniego dzwonka". Był niezwykle charakterystyczny z tymi swoimi białymi, rozwichrzonymi włosami.

Kiedy Grzegorzewski został dyrektorem Narodowego Jan Skotnicki znalazł się obok niego na stanowisku "sekretarza artystycznego". Spotykałem go czasami w teatrze, rozmawialiśmy krótko, bo zwykle gdzieś się spieszył. Rzucał szybkie pytanie, słuchał odpowiedzi, pointował po swojemu i szedł dalej. Lubiłem go, choć pośród wielu znakomitych naszych wykładowców nie był tym najważniejszym. Ostatnio ciepło wspominał prof. Skotnickiego na promocji swojego albumu Jerzy Juk Kowarski. Okazało się, że jedną z pierwszych scenografii realizował do spektaklu Skotnickiego w Koszalinie. To byli "Kolędnicy". A debiutował jako scenograf w przedstawieniu Henryka Baranowskiego. Tak się złożyło, że obaj reżyserzy tego lata zmarli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji