Artykuły

Jestem wielką fanką Łodzi

- Chcemy założyć własny teatr, w którym moglibyśmy robić dobre rzeczy. Z reżyserami znanymi łódzkiej publiczności, ale też realizować własne pomysły. Chcielibyśmy, aby było to coś ambitnego, co rozrusza Łódź. Nie chcemy się uzależniać od i tak trudnej sytuacji teatrów repertuarowych, państwowych - mówi MAGDALENA DRAB, tegoroczna absolwentka Wydziału Aktorskiego łódzkiej PWSFTViT.

Anna Gronczewska: Skończyła Pani wydział aktorski łódzkiej szkoły filmowej, ostatnie cztery lata spędziła w Łodzi. Jak będzie Pani je wspominać?

Magdalena Drab: Na pewno dobrze. Jestem fanką Łodzi. Bardzo mi się ona podoba. Uważam, że to świetne miasto, z wielkim potencjałem. Niestety, nie wykorzystanym. Łódź to też niedoceniane miasto. Kiedy tu nie mieszkałam, a pochodzę z Katowic, to wiele słyszałam o Łodzi. Głównie, że jest brzydka. Przyjechałam tu i jakoś nie widzę tej brzydoty. Łódź na pewno jest społecznie zaniedbana. Czasem trudno tu o wspólnotę. Wszystko jest jakieś rozbite.

Co w takim razie jest potencjałem Łodzi?

- To miasto leżące w centrum Polski. Ma mnóstwo mieszkańców, ciekawą architekturę, wszelkie możliwości, by stać się wspaniałym i wielkim miastem, a jakoś nie do końca tak się dzieje. Nie wiem z czego to wynika.

Łódź przypomina Pani śląskie miasteczka?

- Tak, bo powstała w tym samym czasie, co one. Łódź najbardziej jest podobna do Katowic. Tam też kamienice pochodzą z okresu secesji. Ale inna jest mentalność ludzi. Na Śląsku są bardziej krzykliwe kolory, Łódź jest bardziej nieśmiała.

A to przyjazne miasto dla młodych ludzi?

- Myślę, że robi się coraz bardziej przyjazne. Jest tu wiele ciekawych, fajnych miejsc. Jednym z nich jest na pewno szkoła filmowa. Bardzo przyciąga i sprawia, że Łódź jest otwarta na różne kultury, inne religie. Można tu sobie pozwolić na ekstrawagancję, bo łodzianie są do niej przyzwyczajeni. Może właśnie dzięki szkole filmowej.

Szkoła filmowa to szczególne miejsce na mapie Łodzi?

- Na pewno. Dla mnie przez ostatnie cztery lata szkoła filmowa stanowiła drugi dom. To taki punkt, z którym kojarzy się Łódź. Nie tylko w Polsce, ale też na świecie.

Poznała Pani dobrze naszą Łódź?

- Myślę, że dobrze jeszcze nie. Ale starałam się ją poznać.

Które miejsca robią na Pani największe wrażenie?

Mieszkałam najpierw w Śródmieściu, a na trzecim roku przeniosłam na Bałuty. Uwielbiam tę dzielnicę. Teraz mieszkam na Starym Mieście. Jestem fanką tego terenu. Teraz bardzo chciałabym poznać Stoki. Słyszałam, że to bardzo fajne miejsce. Poznanie Stoków to mój plan na najbliższy czas.

- Co jest takiego ciekawego w Starym Rynku, który jednak nie stanowi serca Łodzi?

- Znajduje się na uboczu. Z reguły nikomu nie chce się tam jechać. Wiem to, gdy zapraszam gości. A Stare Miasto, Stary Rynek stanowią swój mały świat. Znajdujący się w pobliżu park sprawia, że zachowały się tu trochę wiejskie zwyczaje. Wszystko jest scentralizowane, wszyscy się znają. To miasteczko w mieście. To miejsce ma rynek, który gromadzi ludzi. Dalsza część Łodzi, faktyczne śródmieście, tego nie ma. Ludzie tak sobie płyną przez Piotrkowską, trudno się spotkać. Tu jest zaś plac, ludzie tam lgną i się spotykają.

Razem z kolegami z roku, w kolejne niedziele, czyta Pani łodzianom książki. Skąd ten pomysł?

- Usłyszeliśmy o konkursie "Studenci dla Łodzi" i zastanawialiśmy, co moglibyśmy zrobić dla Łodzi. Stworzyliśmy więc projekt z czytaniem książek. Wygraliśmy i będziemy go realizować. Według badań Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej imienia Józefa Piłsudskiego, w Łodzi jest bardzo niski poziom czytelnictwa. O wiele niższy niż w innych miastach Polski. Na przykład na Widzewie książki czyta tylko osiem procent mieszkańców! To trudne do wyobrażenia. W szkole uczyliśmy się dobrze czytać, wrażliwości na słowo i uznaliśmy, że możemy przekazać to łodzianom. Postanowiliśmy zorganizować czytanie książek w sposób niemal parateatralny, tak, by wydały się łodzianom interesujące.

Jak będzie chcieli przekonywać łodzian do czytania?

- Zaczynamy od rozdawania książek. Zawsze łatwiej po nią sięgnąć, gdy ktoś da nam ją do ręki. W książce umieszczamy adresy pobliskich bibliotek. Potem czytamy. Założyliśmy też księgę, do której łodzianie mogą się wpisywać i uroczyście przysięgać, że w najbliższym czasie przeczytają książkę. Książki czytamy w centralnych punktach dzielnic. Nie chcemy tego robić w centrum miasta, gdzie ten problem jest najmniejszy. Zaczęliśmy na Górnej. Potem będą Polesie, Bałuty, a na końcu Widzew.

Zakładacie też fundację Teatr Zamiast. Co to jest?

- Chcemy założyć własny teatr, w którym moglibyśmy robić dobre rzeczy. Z reżyserami znanymi łódzkiej publiczności, ale też realizować własne pomysły. Chcielibyśmy, aby było to coś ambitnego, co rozrusza Łódź. Nie chcemy się uzależniać od i tak trudnej sytuacji teatrów repertuarowych, państwowych. Stają się one komercyjne, ich sytuacja finansowa nie jest najlepsza, przez co pogarsza się sytuacja artystyczna. Zdecydowaliśmy, że grupą, którą skończyliśmy szkołę, utworzymy teatr.

Nie boicie się wyzwania?

- Na pewno. Tym bardziej, że jeszcze jesteśmy studentami i każdy się zastanawia, ile może dać na swoje marzenia. Ale jeśli są energia, poświęcenie, ludzie współpracują, to wszystko może się udać.Teatr ma mieć siedzibę w dawnej fabryce Wina. Mamy nadzieję, że już jesienią zaprosimy łodzian na premierę. Właśnie rejestrujemy fundację, lada dzień zaczynamy próby.

Wynika z tego, że chce Pani zostać w Łodzi?

- Chciałabym się związać z Łodzią. Zobaczymy jak będzie. Wiadomo, że w moim zawodzie dużo się jeździ. Gram w Teatrze Nowym, ale o etat się nie starałam. Chcę, aby przygoda z Łodzią trwała jak najdłużej. Moim marzeniem jest, by powstało tu coś trwałego. Coś, co będzie mogło wypełnić serca łodzian i nasze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji