Artykuły

To, co aktualne

Głośne tykanie zegara. Z górnego poziomu na pro­stokątne pole gry schodzi aktor. Bez charakteryza­cji, w roboczym odzieniu, schludnych, czystych gumiakach. Zzuwa je, wkłada nocne pantofle, siada przed telewizorem by rozpo­cząć rzecz o człowieku, który patrzy na Sejm. Dziwnie znany mu Sejm. Potem pojawia się aktorka.

Dekoracja jest surowa, ceglana ściana. Wszyscy tu prywatni, po­wszedni, nie mają bowiem grać, lecz zdawać relacje. O 56., 70., 76., i 80. roku. O Warsza­wie, Wybrzeżu, Radomiu i Gdańs­ku: październikowy Goździk z FSO, Anna Walentynowicz ze Stoczni i I sekretarz z KW. Sala nabita do ostatniego miejsca napięta cisza skupionej widowni. Oczekują rela­cji z pierwszej reki, chcą sami do­tknąć rany, by jak niewierny To­masz upewnić się, że historia zmar­twychwstała.

Ulica, a nie film, telewizja, czy jakakolwiek inna rozrywka, jest prawdziwą konkurencją dla teatru. Kiedy dzieje się na niej coś ważnego, widownie pustoszeją. Tak było w 1956, 1970, i tak jest teraz. Trud­no znaleźć amatorów marzeń, które rzeczywistość bije na głowę. Życie jawą okazuje się ciekawsze od ży­cia snem. To prawda, tylko że teatr nie może egzystować bez publiczno­ści, podobnie jak człowiek bez po­wietrza. Aby ją odzyskać, aby mieć czym oddychać, teatr odwołuje się (a czyni tak od wieków) wprost do aktualiów. Nie szuka analogii, prze­nośni, symbolu, lecz sięga po życie ulicy. Żyje jawą. I wówczas na sce­nę wkracza dokument, reportaż, fakt. Dramaturgów zastępują dzien­nikarze, politycy, protokolanci, do­nosiciele, notariusze, kaznodzieje...

Adam Hanuszkiewicz, dyrektor Teatru Narodowego, od lat nie tyl­ko w teorii, ale i w praktyce opo­wiada się za repertuarem aktuali­zowanym. Nawet poddawanie się modzie uważa za celowe w teatrze. Nic więc dziwnego, że to on pierwszy sięgnął po bezpośredni doku­ment, trzy reportaże Hanny Krall: o Lechosławie Goździku, Annie Wa­lentynowicz i I sekretarzu z Rado­mia. Październik, grudzień, czer­wiec i sierpień. Szkoda, że z tego kalendarza wyrwano i zagubiono kartę: marzec 68. Szkoda, że wła­śnie stało się to w Teatrze Narodo­wym, gdzie wówczas zdjęto "Dzia­dy".

To, co w opracowaniu Zofii Ku­cówny pokazywane jest na scenie Małego pod wspólnym tytułem "Re­lacje", stanowi, na dobrą sprawę, tryptyk monodramatyczny. Surowy do ubóstwa i prosty niczym linia. Bez kostiumu, dekoracji, prawie bez rekwizytów. Ale jeżeli ma to być realizacja, powinno być i bez gry. Bowiem gra, ilekroć się tu po­jawia, morduje prawdę. Podważa wiarygodność. Lakieruje fakt. Od­biera mu siłę dowodu. I przeciwnie: tam gdzie relacja jest tylko relacją, gdzie nie rozmydla się w obyczajo­wych sytuacjach, nie grzęźnie w udawaniu, gdzie pozwala się jej za­chować siłę autentyku - zapada najgłębiej w świadomość widza, budząc szereg, tak potrzebnych każ­demu z nas, refleksji. Staje się rze­telną, nie fałszowaną wiedzą o Pol­sce i świecie współczesnym. Akto­rów - co jest naturalne - ciągnie do grania. Tym więc większe na­leży im się uznanie za te wszystkie sceny i te fragmenty "Relacji", w których się owego grania wyrzekli.

Spektakl Teatru Małego jest nie­zmiernie trudno oceniać w kate­goriach artystycznych. Nie o sztukę tu bowiem idzie, ale o politykę. O życie powszednie. Tekst jest typo­wym tekstem dziennikarskim, nie literackim (jak np. było z reporta­żami Kapuścińskiego o Abisynii), co nie umniejsza jego wagi poznawczej, aczkolwiek pozbawia mocy uogól­niającej. Ale w tym wypadku nie chodzi o metaforę, lecz aktualia. O współczesność. O przybliżenie najważniejszych spraw. Gorąca, jednorodna i spontaniczna reakcja pełnej widowni świadczy o tym do­wodnie. Nie zwalnia to przecież teatrów od prób udzielania odpo­wiedzi na wyzwanie współczesności dziełami wielkiej dramaturgii i wiel­kiej literatury. Reakcja strajkują­cych w sierpniu stoczniowców na występach aktorów z wielką poezją narodową świadczy, że można i przez sztukę wedrzeć się do współ­czesności.

Zofia Kucówna, jako autorka teatralnego opracowania "Relacji", oświadczyła przed kamerami tele­wizji, że właściwie poszczególne części tego tryptyku każdy przygo­towywał osobno i trudno tu mówić o próbach. To widać i to nie jest dobre. Powstało przedstawienie nie­spójne. Ujednolicenie zasad inter­pretacyjnych wyszłoby "Relacjom" na zdrowie, zwłaszcza gdyby wyeli­minowano granie na rzecz przeka­zywania, obnażono surowość przez konsekwentne odrzucenie ozdobności, z prostoty uczyniono zasadę na­czelną. Z punktu widzenia kon­strukcji spektaklu najpoważniejszym błędem wydaje się wprowadzenie między czysty, tchnący autenty­zmem, tekst wypowiedzi dramatis personae postaci Dziennikarki wią­żącej całość nicią fabularną. Gra ją Zofia Kucówna I szkoda jej na tę nieprawdziwą i niepotrzebną rólkę. Przecież bohaterów wieczoru spaja nie zabieg inscenizatorsko-literacki, ale historia. To dzieje ustawia­ją na jednej prostej: Goździka, Sekretarza i Walentynowicz. A wszystko inne jest niepotrzebne, bo sztuczne. Tak sztuczne, że mimowoli podważa wiarygodność ca­łości.

Henryk Machalica (Goździk) bu­duje swoją relację z tworzywa nie­omal czystej refleksji. Jego tekst przebija się jakby z trudnością przez opór własnego onieśmielenia. Jest w tym zażenowanie człowieka, od którego żądają obnażania tego, co najbardziej osobiste i najświętsze w nim samym. Machalica cedzi po­woli słowa, czyni pauzy, zasłuchany w siebie, w czas, który minął, i te­raz dopiero, niczym powrotna od Gdańska fala przyboju, wraca po latach. Wszystko, co jest czynnością sceniczną, owe telewizory, kapcie, wertowana "Polityka", słowem - ba­nalne "obsługiwanie" postaci, roz­bija tylko zwartość, wagę i świa­dectwo relacji autentycznego, boha­tera. Dlatego też najciekawsze i najmądrzejsze zarazem są te sceny, w których najmniej jest działań, ruchów i niepokoju. To, co ma do powiedzenia od siebie Goździk, i tak pozostanie najważniejsze.

Gustaw Kron (Sekretarz) dyspo­nuje najlepszym tekstem. Materia­łem na wielką tragedię o nieuchron­ności wpisanej przez los klęski, której źródła leżą w samym czło­wieku, jego niemożności i spełnie­niu. Radom. Koniec czerwca 76. KW zajęte przez protestujący tłum. W gabinecie sam ze sobą, przez osiem godzin szukający rozwiązania Se­kretarz. Osiem pustych jak wymie­cione biura Komitetu godzin, śle­pych jak wybite okna, głuchych jak odkładane w Warszawie te­lefony. Czyż to nie temat? Czy nie dramat, nie tragedia? Osiem godzin przed rozpętaniem ognia... Cóż robi z tego aktor? Aktor parodiuje postać. Przez wido­wnię przebiega zły chichot. Z ludz­kiego lęku, głupoty, z wulgarnego słowa. Zaczyna się niestosowna za­bawa. A przecież tu właśnie odsła­niają się korzenie tragedii. Nie tyl­ko indywidualnej, ale przede wszystkim historycznej. Nieumieję­tność (czy niechęć) politycznego roz­wiązania radomskiej sytuacji ozna­czała dramat. I dlatego nie czas na kpinę z kogokolwiek, na zabawę w kabaret i "typki". Mniejsza przy tym, do jakiego stopnia aktor kła­dzie rolę, skoro kładzie Sprawę.

Zofia Kucówna (Walentynowicz) jest aktorką tej klasy, że właściwie wszystko, co robi, jest świetne i można sprzeczać się jedynie o to czy, jak na Kucównę, można by wymagać więcej lub chcieć inaczej. Osobiście wolałbym trochę inaczej. Zbyt wiele dostrzegam w tej posta­ci reliktów z poprzedniego, mono­dramu aktorki ("Maria" Iredyńskiego). I zbyt wiele czułostkowości wobec bohaterki, która tym tak bardzo odróżnia się od innych, że miast sama rozczulać się nad własną biedą umiała rozczulić się nad cudzą. Kucówna wzrusza - to prawda, i to bardzo bierze publiczność. Ale uważam, że powinna przede wszyst­kim zagrzewać do naśladowania. Do tego, by przedstawić publiczno­ści pewien wzór postawy. Głęboko ludzkiej i społecznej. Godnej naśla­dowania.

"Relacje" mają wielkie powodze­nie.. I mieć je będą zapewne długo. To dobrze. Ważne jest, aby nie traktować ich jedynie jako aktual­ności i tematu do płaczu. Powinny nas zbroić w wiarę i w siłę. Takie bowiem w istocie jest przesłanie te­go spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji