Artykuły

Picasso bez pędzla

"Zupełnie nie wiem, o co chodzi, ale jestem dobrej myśli" - powiedzia­ła licealistka podczas przerwy przed­stawienia "Pożądanie schwytane za ogon" Pabla Picassa. I ta naj­krótsza recenzja dość trafnie oddaje aurę ostatniej premiery Teatru Pol­skiego w Bydgoszczy. Bowiem każ­dy, kto w teatrze koniecznie chce wiedzieć, o co chodzi, powinien so­bie Picassa darować. Na nic się tu nie zda natężanie uwagi i słuchu - zapis słów i skojarzeń układający się w purnonsensową sytuację surrealistycznego teatru - zupełnie nie poddaje się takim kryteriom oce­ny. Można na to przedstawienie patrzeć tylko tak, jak na obrazy Picassa - i może się ono podo­bać lub nie. Każde inne wyjście wiedzie ku ślepej uliczce. Do przystanku, który nazywa się: nieporozumienie.

"Pożądanie schwytane za ogon", jedyną swą sztukę teatral­ną napisał Picasso w ciągu trzech dni, między 14 a 17 stycznia 1941 roku. Stworzył ją w Paryżu, w nie opalanej pracowni przy rue des Grands Augustins. Ów okupowa­ny Paryż, z kolejkami po kartki ży­wnościowe, chlebem z kukurydzy i zupą z brukwi, Paryż pozbawiony węgla i prądu - nieraz i w sztuce, i w spektaklu powraca. Pierwszy tłumacz Picassa - Mieczysław Bibrowski próbował kiedyś w ten biograficzny sposób utwór polskie­mu widzowi tłumaczyć. A i realiza­torom bydgoskiego przedstawie­nia klimat wojny wydał się potrzebny - więc w holu i przed teatrem rozlepiono okupacyjne obwiesz­czenia i ulotki. Problem w tym, że dla widowni współczesnej te za­leżności i skojarzenia niewiele już znaczą. Jest to zabieg chybiony, trafiający w próżnię. Wypełnić ją może teatr. I tylko on.

Wiesław Górski, który "Pożą­danie" na nowo przetłumaczył i wyreżyserował, postawił w swej realizacji na styl buffo. Na gro­teskę, która tłumaczy się poprzez wizję plastyczną (autorką scenografii jest Carey Clark), czasem wyraźnie kojarzącą się z obrazami Picassa, innym razem autono­miczną, ujętą w teatralny cudzy­słów. Taką jest scena śniadania na trawie, jakby skopiowana z obrazu Maneta, po której czarno ubrani panowie (karawaniarze?) ładują wszystkich jej uczestników do skrzyń przypominających trum­ny. Gdyby tak - i tylko tak - pa­trzeć na spektakl, trzeba by mu przyznać wiele urody. Górski i Clark mnożą sytuacje i epizody, w których kolory i kształty pełnią funkcję najważniejszą, aktor wy­stępuje na tym tle jedynie w roli marionetki. Nic nie byłoby w tym złego, w końcu nie takie już rzeczy pokazywano na scenie, gdyby nie nieznośne chwilami celebrowanie groteskowego obrazu. Na scenie bydgoskiej z mikroskopijnego tekstu Picassa (ok. 10 stron ma­szynopisu) zrobiono bowiem spektakl dwugodzinny, z zupełnie niepotrzebną przerwą pośrodku.

Mnożenie efektów zostało więc rozciągnięte do granic możliwości - na wyobraźnię malarza nałożo­no jeszcze pomysły reżysera i scenografa. Na dodatek wszyst­ko rozegrano w spowolnionym tempie sennego koszmaru i ta sceniczna celebra już od połowy przedstawienia skutecznie zlikwi­dowała jego rytm, sprawiła, że ca­łość rozpadła się na ciąg obrazów. Bywały one piękne. Zabawne. Szokujące. Poruszające nawet. Nie układały się w całość.

Aktorzy w tym spektaklu - jak na groteskę przystało - istnieją je­dynie jako plastyczny element wi­dowiska. Tylko Wojciech Kalwat - Wielkostopie i Małgorzata Wit­kowska - Kuszątko - mają wy­starczającą ilość materiału na role. I wywiązują się ze swoich zadań dobrze: Witkowska wygląda pięk­nie i bardzo sexy, Kalwat jest jedy­nym na scenie człowiekiem, kon­sekwentnie wyłamującym się z konwencji groteski. Dobra to rola i dobry pomysł na rolę.

O przedstawieniach takich jak bydgoskie "Pożądanie" mówi się czasem: ambitna porażka. Nic do­dać - nic ująć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji