Artykuły

Tym razem blokersi górą

"Made in Poland" z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy i "Raj" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy na IV Festiwalu Prapremier. Piszą Katarzyna Kaczór i Jakub Ignasiak w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Podczas 4. Festiwalu Prapremier teatr wychodzi do ludzi dosłownie, i w przenośni. Spektakl o blokersach wstrząsnął widownią, podczas gdy subtelny "Raj" męczył dłużyznami.

W poniedziałek [3 października] wystawiono jedno z najlepszych przedstawień 4. Festiwalu Prapremier. Była to sztuka "Made in Poland" [na zdjęciu], przygotowana przez legnicki Teatr Modrzejewskiej. Już samo miejsce przedstawienia było nietypowe - hala po dawnym supermarkecie w samym centrum Fordonu. Spektakl zaczął się jednak na zewnątrz...

Wybite szyby

- Ludzie! Obudźcie się! - wrzeszczy zakapturzona postać stojąca na ulicy. - Ludzie! Rewolucja!!!

Po chwili otwiera się kilka okien pobliskiego bloku, z którego mieszkańcy przeklinają krzykacza. Ten niezrażony chwyta metalową rurę i rozwala nią szyby samochodu.

Ten młody rewolucjonista to Boguś (Eryk Lubos). Najbardziej na świecie kocha swoją mamę (Anitę Poddębniak). Reszty nienawidzi. Poza Krzysztofem Krawczykiem. Nienawiść i rewolucja jest głównym zajęciem Bogusia, poza tym nie robi nic.

"Made in Poland" opowiada o nas samych. O ludziach zagubionych, przerażonych otaczającą nas rzeczywistością. W każdym z nas tkwi bowiem Boguś, który wrzeszczy "fuck off i rozwala okoliczne limuzyny. Boimy się go uwolnić, bo przecież nam nie wolno. Sztuka Przemysława Wojcieszka to obraz Polski tu i teraz. Porusza problemy, o których nie chcemy lub nie potrafimy rozmawiać. Można je za to świetnie zagrać.

Sceniczne szaleństwo

Tymczasem prapremiera Teatru Polskiego z Bydgoszczy - "Raj" Dirka Dobbrowa w reżyserii Jarosława Tumidajskiego, zamiast uwolnić w widzu emocje, pogrążył go w letargu. A zaczęło się nieźle: Woła! - płacze Meike (Dagmara Mrowieć) - Nie woła - odparowała jej przez zęby wściekła Maren (Dorota Androsz). Dwie siostrzyczki wykończyły swoją obłożnie chorą babkę. Jak? Wyniosły się przed dom, do szałasu i czekały na jej śmierć. Smród chorego ciała, wlewanie soku "do pyska chorej babki", jej rzężenie, chrapanie -zlepek makabrycznych zdań, potoki chorych pomysłów dziewczyn.

Z takiego początku mogło narodzić się coś intrygującego, gdyby tylko reżyser znalazł inny pomysł na dalszy ciąg spektaklu. Nie znalazł. Z minuty na minutę sens pracy całego zespołu znikał nie wiadomo gdzie. Sztuka miała opowiadać o pamięci, o jej niszczącym i terapeutycznym działaniu, ale temat porzucony został gdzieś w natłoku scenicznego szaleństwa. Dziewczynom odbija palma, wariują, wprawdzie nie dają sobie rady, ale jakoś tam się jeszcze trzymają, w to wszystko wplątany jest ich przyjaciel Gilbert, uciekinier - morderca Lis, samotny mężczyzna Hans... I co w związku z tym? Niewiele. Za dużo tu sztywniactwa, słabych rozwiązań, a za mało wiarygodności.

Kryminalna informacja o morderstwie - w radiu, gazecie, tv żyje kilka godzin - no, może kilka dni, ale dla sztuki teatralnej, która chce wisieć na afiszu, to jest za mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji