Artykuły

Dziś straszy Osieckiej

Po rewiowym musicalu "Niech no tylko zakwitną jabłonie" i lirycznej komedii muzycznej "Apetyt na czereśnie" - a oba te utwory od lat są grane z olbrzymim powodzeniem, również na scenach zagra­nicznych - nowe spotkanie z Agnieszką Osiecką w teatrze: musical "DZIŚ STRA­SZY" z muzyką Andrzeja Zielińskiego, określony jako "komedia w dwóch akiach" z beatem. A więc jeszcze jedna ekspo­zycja stanowiąca wynik kolekcjonerskiej pasji Osieckiej. Jest to kolekcjonerstwo dość osobliwe: jakieś zgubione uśmiechy i zgubione westchnienia, czasem łza jakaś w kurzu gościńca obok ostrego gwizdu łobuziaka, zaplątanego w woale, to znów barwne wstążki z dawno obciętych war­koczy, jakieś zagubione piórko ptasie i kłujący stopy kawałek drutu kolczaste­go, rozbite szkło z okna, przez które pa­trzy zamyślona dziewczyna. Osiecka po wszystko się schyli z czułością i stworzy z tej graciarni ogród zaczarowany. Nie jest jednak ten ogród sielanką. Obok bia­łego goździka, z którym bohaterka "DZIŚ STRASZY" przepłynęła ocean, by dać ten kwiat ludziom, jak kiedyś cudowny zło­dziej z Olimpu ogień im przyniósł - roś­nie w tym ogrodzie i piołun, bo - jak śpiewa "poetessa" Agafia Demonowna Późniak - "kiedy piszę na piołunie to mnie wtedy świat rozumie". Sporo w tym wszystkim Gałczyńskiego, ale właśnie "z piołunem", jednak doszukać się też moż­na tonów i grymasów Witkacowskich; najwięcej jednak jest - Osieckiej.

"Komedia z beatem" ma luźną kon­strukcję poetyckiej fabuły, o elementach surrealistycznej groteski, w którą wpisu­je się różne piosenki (liryczne, satyrycz­ne, dramatyczne, beatowe, nastrojowe); nie zawsze co prawda wyrastające z sy­tuacji czy dialogu ale zawsze czymś "chwytające". Niestety agresywna inwa­zja płynących z głośników decybeli utrudnia dotarcie tekstów piosenek do wi­downi, a w momentach większego nasile­nia wręcz uniemożliwia normalny odbiór widowiska. Sala Teatru Rozmaitości jest za mała na stosowanie takich wzmacnia­czy akustycznych, o czym już przekonali­śmy się na premierze "big-beatowej" wer­sji komedii Fredry "Gwałtu co się dzie­je".

Nie najlepiej jest też z aktorstwem; przybyło sporo młodzieży, która być mo­że sprawdza się w big-beacie, ale to prze­cież zanikający już - nawet u nas - ga­tunek (czy moda), więc na tym nie moż­na budować teatru. Ale rekompensowała te wszystkie braki Krystyna Sienkiewicz: gdyby jej nie było, Osiecka musiałaby ja wymyślić i stworzyć na własny uży­tek, bo nie ma lepszej interpretatorki jej twórczości od Sienkiewicz. No i jeszcze oczywiście Jan Stanisławski (poeta Końskowodny). Tadeusz Grabowski jako Mi­nister Nonsensu, sprawny aktorsko i za­bawny, był jednak zbyt dosłowny w tej roli. Zresztą reżyser nie umiał chyba pod­powiedzieć wykonawcom jakiejś określo­nej formuły, więc i widowisko nie ma wyraźnie określonej poetyki. Wydaje się, że w tekście i muzyce tkwią znacznie cie­kawsze możliwości realizacyjne.

Po "Chryi" jest to jednak druga udana premiera esteesowego Teatru Rozmaitości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji