Artykuły

Gdzie się bawić?

Stawiając taki tytuł sprze­niewierzam się sam so­bie. Wszak broniłem nie­raz na tych łamach teatru myślącego, więcej - politycznego, a trudno przecież uznać to za równoznaczne z za­bawą. Odeszliśmy już bowiem - nie w teorii lecz w praktyce - od Brechtowskiej formuły, że teatr jest miejscem, gdzie co wie­czór dostarcza się rozrywki, for­muły, która przecież nie przeszka­dzała wcale temu twórcy w prze­kazywaniu poważnych proble­mów społecznych i politycznych. Teoretycznie ciągle wyznajemy tę zasadę, ale mało kto zdradza dziś zdolność łączenia wysokiego lotu myśli z rozrywkową atrakcyjno­ścią. Oba nurty wyraźnie się ro­zeszły i chodzimy do teatru albo bawić się, albo myśleć.

Zresztą czy od dziś? Gdy się o tym mówi pamięć przywraca na myśl spory Boy'a z uczonymi ko­mentatorami twórczości Fredry, którzy koniecznie chcieli widzieć w utworach ojca komedii polskiej jakieś treści patriotyczne, jakieś postawy zgodne z duchem czasu, a więc wyrażające antyzaborcze tendencje, żeby nie powiedzieć wręcz, że wpisywali w życiorysy fredrowskich bohaterów udział w powstaniach. Tymczasem Fredro, pisząc o Polsce malował przed nami rozsłonecznione obrazy na­szej ojczyzny, takiej jaka kiedyś była, Polski wiecznej, ponadczasowej, ze swoimi typami znaczo­nymi już przez nadchodzący czas, zdradzającymi zmianę obyczaju, ale całkowicie apolitycznymi.

Przypomniał mi się ten Fredro z okazji pewnego przedstawienia, które wystawił niedawno Teatr Zagłębia w Sosnowcu a zapowia­da wkrótce warszawski Teatr Rozmaitości. Chodzi mianowicie o "Cudzoziemczyznę", rzecz w któ­rej Fredro wykpiwa "zachodni snobizm", jak byśmy dziś po­wiedzieli, śmieszny już choćby z tego powodu, że uprawiają go lu­dzie, którzy ani tej zagranicy nie znają, ani żadnym językiem z cudzoziemcem porozumieć się nie potrafią. Dziś gdy nasz trend turystyczny ogarnia coraz szersze warstwy miałoby to sens, gdyby równocześnie nie wzbudzało w nas nieuzasadnionej pychy, że wszystko co nasze jest lepsze. Jest to więc utwór niewątpliwie szla­chetny w intencjach, ale nudna­wy i nie najlepiej skonstruowany. Rzadko też bywa grywany, bo ty­le innych świetnych komedii Fre­dry czeka na realizację. Otóż Teatr Zagłębia postanowił odmło­dzić utwór powierzając to zada­nie... Wojciechowi Młynarskiemu, który miał tyle taktu, że nie tylko nie ingerował w materię komedii, ale zachował ją w całej naiwnej krasie, piosenkami zaś "skomen­tował" dialektycznie samą akcję. "Cudzoziemczyzna" w dawnym kształcie zamienia się w bibelocik, oprawny w nową, powiem na­wet modną ramkę.

Powstała rzecz zarazem zabaw­na, jak wywołująca jakiś szacu­nek dla przeszłości, a więc an­gażująca myślowo. Może nie na tym poziomie, co sztuki intelek­tualne, ale przecież nie pozbawio­na przyjemnych wzruszeń.

Żeby snuć dalej ów nurt ludyczny, rozrywkowy, zastana­wiam się czy nawet w naszych warunkach zabawa musi koniecz­nie oznaczać bezmyślność. Czy rozrywka automatycznie wyjała­wia rzecz samą z zachęty do my­ślenia. Można by tak mniemać, gdyby potraktować sprawię staty­stycznie. To co u nas funkcjonuje w charakterze rozrywki jest isto­tnie całkowicie wyprane z myśli. Takie widowiska powstają w oparciu o założenie, że ma się do czynienia z publicznością całko­wicie wymóżdżoną. Ale przecież tak być nie musi. Oglądałem no­wy musical Agnieszki Osieckiej "Dziś straszy" w warszawskich Rozmaitościach. Może dla wielu okaże się atrakcją to co moim zdaniem istotnie straszy w tym widowisku, tj. niezmiernie hała­śliwa muzyka. Ale sam proces straszenia ludzi przez zmarłą poetessę w jej wędrówce po na­szym świecie - jest nie tylko zabawny, ale i pod wieloma wzglę­dami pouczający. Już choćby ze względu na zanotowane obserwa­cje z zakresu zmiany obyczaju, czy dotyczące funkcji chłopców wobec kobiety, która zna tajem­nicę szczęścia. Osiecka przekro­czyła granice poetyki uprawianej w innych swoich musicalach, spo­winowaciła swoją bohaterkę z po­staciami z Witkacego, sięgnęła do poetyki surrealistycznej, ale prze­cież nasyciła swój nowy utwór myślami wcale nie banalnymi, myślami niepokojącymi na temat otaczającego nas świata. Nie w tej mierze, żeby siąść i załamywać rę­ce. Takich ambicji Osiecka nie ma.

Zresztą to nie do tej publiczności. Agnieszka pozostaje sobie wier­na, ale przecież wiadomo: należy do tych, którym nie jest wszyst­ko jedno. I to przyjmuję za obie­cującą oznakę.

Wymieniłem dwa nazwiska po­pularne w naszym kraju, nazwi­ska autorów, mających swoją szeroką publiczność, szukającą roz­rywki - Osieckiej i Młynarskie­go. Osiecka już dawno zaintereso­wała się teatrem, Młynarski do­piero - zasygnalizował swoje w tym kierunku ochoty. Żadne z nich nie zdradziło siebie i dzięki temu po­szerzyli system znaków jakimi teatr współczesny operuje. To co oboje prezentują na scenie nie jest z pewnością musicalem. Ale ich propozycje zdolne są od nowa pchnąć w jeden nurt myśl z roz­rywką, skupić rozwichrzone i roz­chodzące się ścieżki współczesne­go teatru. Okrasić cnotę uśmie­chem. Czyżby mi się tylko marzyło?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji