Warszawska Jesień Poezji i Agnieszka
Po raz pierwszy w tym roku odbywa się Warszawska Jesień Poezji. W zapędzonym świecie, w którym coraz bardziej liczyć się zaczyna literatura faktu, gdy prozaicy piszą anty-powieści, nagle - poezja. Ofensywnie na przekór - w słotę i deszcz - w domach kultury i w klubach książki. Inauguracja w Starej Prochowni, w gościnnym lokalu Wojciecha Siemiona. I pełna sala. Masę młodzieży. Zasłuchanej, siedzącej w kucki pod ścianami. A na podium, z czerwonymi goździkami w dłoniach: Jastrun, Jachimowicz, Urszula Kozioł i Nowak. Ich poezja recytowana przez aktorów i przez nich samych. Związek Literatów rzucił projekt, komitet organizacyjny rzecz wykonał - i chwyciło. Okazało się, że jest miejsce na tego typu imprezę, że jest wdzięczna publiczność.
W Teatrze Rozmaitości premiera nowego musicalu Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Zielińskiego "Dziś straszy". Ale naprawdę to nareszcie w teatrze przy Marszałkowskiej przestało straszyć nudą i nieudanymi spektaklami. Osiecka z Zielińskim zaproponowali nam rzecz w dobrym guście. Jest to zabawne, liryczne, wartkie, miejscami melancholijne i z przydumką, gdzie indziej znów ostre, satyryczne. Muzyka Zielińskiego świetna - widać, że tej parze dobrze się ze sobą pracowało, że rozumieli się, bo tekst i nuty przystają do siebie idealnie. Jest w tym musicalu cała Agnieszka: ze swoim STS-owskim życiorysem, tkwiąca w teatrzykach studenckich tak bardzo, że aż przypomnieć wypada ostatnie zdanie z jej relacji londyńskiej wydrukowane nie tak znów dawno w "Polityce". Swój spacer po londyńskich teatrzykach studenckich i awangardowych zakończyła wyznaniem: Jedną nogą tkwię w tych teatrzykach, a drugiej nie mam gdzie na ziemi postawić. Cytuje z pamięci, ale sens był taki. I wydaje się, że Agnieszka jakoś dziwnie plącze się po ziemi, wpina wszystkim księżyc we włosy, odwiedza razem z bohaterką swojej sztuki, Agafią Demonowną Poźniak, wszystkich byłych mężów i "zakochańców", by wreszcie z przypiętymi skrzydełkami unieść się do nieba. A "zakochańcy" odprawiający ją w tę pogodną podróż śpiewają zwyczajnie, że zostają tu - naprzeciwko - i proszą poetkę by tam, na górze, zamówiła dla nich tymczasem małe piwko. A że Agnieszka smutna czasem, że pisze "na piołunie", że przez zabawę przebija zawsze szczypta goryczy, że tej goryczy czasem więcej - toż przecież ona żyje wśród nas i głuptakiem nie jest.
W sumie bardzo to udany spektakl, piosenki śliczne, szkoda tylko, że akustyka tak podła w sali i że orkiestra przygłusza momentami wszystko.
A na zakończenie coś o Urszuli Sipińskiej, ulubienicy publiczności z Opola, Pani Urszula udzieliła wywiadu jednej z gazet popołudniowych oznajmiając, że jedzie do Meksyku reprezentować ZAiKS na Kongresie Międzynarodowej Organizacji Związków Autorskich i Kompozytorskich "CISAC". Jest to poważny kongres związków twórczych i Polskę reprezentować będzie zupełnie inny skład czteroosobowej delegacji, której przewodniczy Karol Małcużyński, prezes ZAiKS-u. Zaś pani Urszula, owszem, jedzie do Meksyku zaproszona przez organizatorów, którzy zorganizowali międzynarodowy konkurs na piosenkę. Do finału - wśród 12-tu piosenek - doszła piosenka twórców polskich, i ich to - kompozytora Figla, aranżera Święcickiego wraz z wykonawczynią, właśnie Urszulą Sipińską - zaprosili organizatorzy konkursu. Więc chyba dobrze byłoby, aby pani Sipińska wiedziała o tym, że jedzie zaśpiewać piosenkę, a nie reprezentować najpoważniejsze twórcze stowarzyszenie w Polsce na Kongresie "CiSAC"-u. Niby to nic wielkiego taki wywiad w popołudniowej gazecie. Ludzie czytają literki "ZAiKS", "CiSAC" - ale przyjąć należy, że niektórzy orientują się co one znaczą.