Żywy trup
Gdy Tołstoj pod koniec ubiegłego stulecia pisał "Żywego trupa", małżeńskie i pozamałżeńskie perypetie Fiodora Protasowa miały być ilustracją walki z zakłamaniem i obłudą. Obłudą w jej najczystszej i zarazem najszlachetniejszej formie, gdyż jest ona w "Żywym trupie" cechą ludzi, których dobrych intencji i cnotliwości nikt nie podaje w wątpliwość. Gdy fałsz wynika z norm międzyludzkiego współżycia, na szczerość i prawdę uczuć nieskrępowanych przez konwenanse może sobie pozwolić jednostka całkowicie aspołeczna, a przez swych bliskich uznana za parszywą owcę. Taka właśnie, jak Fiodor Protasow, którego obronę przeprowadza autor. A więc dwa przeciwstawne bieguny - Liza i Karenin, postacie bynajmniej nie potraktowane przez pisarza ironicznie, reprezentujące dobroć i szlachetność, która jest samym fałszem, i Fiodor, uosobienie zła, które jest samą prawdą. W tym ustawieniu tracą oczywiście ważność wszelkie skale wartości, a na pierwszy plan wysuwa się kwestia względności jakichkolwiek ocen moralnych.
Osią akcji w "Żywym trupie" jest sprawa rozwodu Lizy i Fiodora. Rozwodu, którego domagają się Liza i Karenin, a którego Fiodor boi się tak bardzo, że woli usunąć się w ogóle z życia, pozorując samobójstwo. Erupcja namiętności, która towarzyszy sprawie rozwodu, mogłaby się wydać patetyczna i śmieszna, tak samo jak walory moralizatorskie, o które Tołstojowi chodziło. Współczesny reżyser znaleźć musi zatem inny punkt oparcia, usprawiedliwiający wystawienie dramatu. Może nim być postać głównego bohatera, ów tytułowy żywy trup, Fiodor Protasow. Zagrał go w telewizyjnym przedstawieniu Andrzej Łapicki, zarazem reżyser sztuki. Jego kreacja była studium złego i słabego człowieka, który zdobywa się jednak na czyn godny bohaterów antycznych. W ten sposób skonstruowana postać stała się o wiele ciekawsza, o wiele dramatyczniejsza niż jej zbyt, jak na nasze dzisiejsze gusty, retoryczny pierwowzór. Fiodor Łapickiego nie był ofiarą stosunków społecznych, potępianym odmieńcem. Jawi się nam jako alkoholik, człowiek słaby i bezwolny, nie potrafiący poradzić sobie ze splotem wydarzeń dramatycznych. Wybiera śmierć jako jedyne wyjście z sytuacji, a nie jako bohaterski czyn zaszczutego człowieka. Szkoda, że Łapicki-reżyser nie umiał znaleźć równie przekonywających koncepcji innych postaci sztuki, których racje, odarte z namiętności, stały się jednobarwne i żałosne. Nawet tacy aktorzy, jak Fetting, Hańcza czy Lutkiewicz nie potrafili tchnąć życia w swoje jednowymiarowe role.