Artykuły

Wampiry bywają niemuzykalne

"Taniec wampirów" w reż. Corneliusa Baltusa w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Do pełnego sukcesu "Tańca wampirów" [na zdjęciu] w Teatrze Roma brakuje istotnego drobiazgu: dobrych wykonawców głównych ról.

Los czasami płata niespodzianki. Kiedy w 1967 r. Romanowi Polańskiemu amerykański producent przerobił i skrócił jego "Nieustraszonych pogromców wampirów", reżyser chciał wycofać swoje nazwisko z czołówki filmu. Wydawało się też, że będzie to tytuł mało istotny w dorobku reżysera. Lata jednak dodawały mu wartości, a teraz wampiry przysparzają kolejnej sławy polskiemu twórcy. Wszystko za sprawą musicalu powstałego osiem lat temu na kanwie filmu.

"Taniec wampirów" nie jest dziełem Romana Polańskiego. On dał zgodę na wykorzystanie filmowego scenariusza swego współautorstwa, nadzorował pracę autorów musicalu - Jima Steinmana i Michaela Kunze, reżyserował prapremierę w Wiedniu w 1997 r., a także kolejne, niemieckie inscenizacje. W Warszawie utwór powierzył swym współpracownikom, ograniczając aktywność do tzw. opieki artystycznej: dobrał aktorów, zaakceptowałdekoracje, kostiumy, polski przekład libretta.

Trudno oceniać, jaki jest jego udział w ostatecznym kształcie tego spektaklu. Dla publiczności nie jest to ważne, ona i tak będzie chodzić do Romy "na Polańskiego", bo przedpremierowa promocja związała "Taniec wampirów" z jego nazwiskiem. I niech tak zostanie, bo musical ma klimat tamtego filmu, pokpiwającego z opowieści, które lubi kino. Są tu liczne wampiry i książę Dracula, ukryty w zamczysku w Transylwanii, jest roztargniony naukowiec i jego młody asystent, a także dziewczyna, w której on z miejsca się zakochuje.

Musical spółki Steinman -Kunze nie jest dziełem, które przejdzie do historii gatunku. Ale ma sprawnie skrojone libretto oraz rzetelną muzykę, choć kompozytora pociągał tzw. symfoniczny rock. Napisał więc dużo songów, popadających w operowy patos, zabrakło łatwego do zanucenia przeboju. Warszawska inscenizacja wydobywa jednak wszelkie dobre strony tego utworu. Niemal pod każdym względem jestto robota perfekcyjna, szwankuje jedynie choreografia - oprócz finału pierwszego aktu w gruncie rzeczy banalna. Ale pomysły scenograficzne Borysa Kudlički, gdy buduje skromną karczmę lub zamek księcia wampirów, są najwyższej próby. Reżyser Cornelius Baltus doskonale radzi sobie z krótkimi, niemal filmowymi sekwencjami, tworzącymi akcję. Do tego dochodzą interesujące animacje Piotra Dumały orazprecyzyjna gra świateł. A Teatr Roma dodaje wykonawców świetnych w scenach zbiorowych oraz efektowną oprawę muzyczną. Dyrygent Maciej Pawłowski prowadzi spektakl w znakomitym tempie, orkiestra gra perfekcyjnie.

Najsłabiej wypadli czołowi bohaterowie. Malwina Kusior jako piękna Sara i Jakub Molęda jako zakochany w niej Alfred są papierowi, trudno też słuchać, z jakimwysiłkiem zmagają się z materią wokalną. Łukasz Dziedzic usiłuje straszyć jako wampir, książę von Krolock, ale do występu w takim spektaklu brakuje mu cechy podstawowej - muzykalności. Na pociechę pozostają świetnie narysowana środkami aktorskimi i wokalnymi przez Roberta Rozmusa postać profesora Abronsiusa i Grażyna Strachota jako efektowna karczmarzowa Rebeka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji