Portret wiecznie żywy
Po głośnej prapremierze w Teatrze Polskim w Warszawie nowa sztuka Sławomira Mrożka "Portret" trafiła i na inne sceny. W Sopocie, w Teatrze Kameralnym, wyreżyserował przedstawienie Marek Okopiński według - jak podaje program - wersji scenicznej Teatru "Wybrzeże".
Jest to dziwna formuła, ale ponieważ "idzie nowe", także w teatrze, nie ostał się więc i tekst Mrożka. Skróty są widoczne dla sensu i interpretacji dramatu, skróty są widoczne - na niekorzyść sopockiego spektaklu.
Napisano już o nowym dramacie Mrożka wiele. Szukano paraleli, że dech zapiera. Odwoływano się do gęstych w tekście dekoracji literackich, odnośników, dopowiedzeń - cytatów, wskazówek. Nowy dramat narodowy - krzyknął jakiś entuzjasta; czyżby udało się stworzyć "Dziady" na miarę schyłku XX wieku - zapytywał inny. Tak więc na każdą scenę wchodzić będzie po warszawskiej prapremierze "Portret" w glorii i niestety - co oczywiste - podsycać apetyty widzów.
Jest też nowy tekst Mrożka mniej sarkastyczno-ironiczny niż dotychczasowe dramaty autora "Tanga", "Indyka" czy "Emigrantów". Jest to również tekst o większym ładunku niepokojów, udręk i pytań zadawanych choć wprost - jednak bardzo przewrotnie.
Bohaterowie tej sztuki, dwaj przyjaciele z dzieciństwa Bartodziej (Henryk Bista) - ten, który uległ, uwierzył w ideologię epoki i portretu Stalina i w związku z tym musiał wydać - bo tak mu nakazywało sumienie polityczne - przyjaciela Anatola (Krzysztof Gordon). Ten w wyroku dostaje czapę, potem drogą łaski zamieniają mu to na długie "szczęśliwe lata" politycznej odsiadki, ale w końcu i jego dosięga amnestia. Wychodzi, by na wolności zacząć żyć. Chce gonić czas, chce nadrobić stracone.
Bartodzieja gubi wyrzut sumienia, czyli sprawa Anatola. Ten wyrzut mu się nawet materializuje, gości z nim na scenie. Z takim wyrzutem można rozmawiać, można się wadzić, sporzyć, można od niego żądać, wymagać, można go zmuszać itd. Potem wyrzut sumienia staje się żywym, tym wypuszczonym po izolatkach i upokorzeniach, postarzałym - choć nie bardzo - człowiekiem. Ten spór racji narasta. Teraz dopiero rozegra się dramat prawdziwy. Spotkali się naprawdę dwaj - ten co wydał i zdradził i ten co odcierpiał winy. Bartodziej chce kary, upokorzenia, Anatol chce życia i powrotu do normalności. Muszą się dręczyć, muszą w tej dramatycznej pijacko - trzeźwej, okrutnej rozmowie wytrząsnąć z siebie przeszłość. Od intymności Anatola, który nie zdążył zaznać miłości, nie zdążył wejść w życie bo pochłonęły go lata tresury za murami, po pragnienie oczyszczenia Bartodzieja, którego zdaniem resztki człowieczeństwa można osłonić jeżeli eks-przyjaciel po prostu się zemści. Bartodziej woła - niech będzie jakieś prawo - wręcz jakiekolwiek, ale prawo, Anatol rży wstrząsany konwulsyjnym, duszonym śmiechem.
Te dwie główne role w sopockim przedstawieniu, to popis gry aktorskie] Henryka Bisty i Krzysztofa Gordona. To przedstawienie "Portretu" dzięki tej obsadzie po prostu scenicznie istnieje. Ta dwójka aktorów umie ze sobą dialogować, umie tworzyć wspólne napięcie, porozumiewać się inteligentną i zróżnicowaną interpretacją. Każdy w innym stylu. Henryk Bista jest i natrętny i dziecinny, zdumiony i przerażony, ugodowy i napastliwy. Demonstruje przejście ze stanu w stan Bartodzieja sugestywnie, wręcz groteskowo czasami. Krzysztof Gordon natomiast, spokojny, nieco cyniczny, wyćwiczony przez lata w panowaniu nad sobą, teraz, na wolności zaczyna bronić inaczej swoich racji. Życie poza murami musi mieć wartość.
Pijacka libacja dwóch wrogo-przyjaciół osiąga apogeum - Anatol wykłada swoją filozofię portretu: "ciało nie żyje, ale duch jest żywy" i... "uprawia kult" - wywołuje przez ogień, pluton, wodę, ziemię - tego z portretu. Musi usłyszeć jego kroki i zostanie - za bluźnierstwo, a może niedowiarstwo - ukarany.
W Sopocie przedstawienie zrealizowano w złej scenografii Piotra Wajchta. Akcja m. in. prowadzona jest w rozwalonym domu - murze, w prymitywnym, obskurnym wnętrzu. Taki ubogi ten Bartodziej, ideolog z "Portretu", czy też to miały być dodatkowe przydania treści Mrożkowi? Jeśli to drugie - to nadmiar gorliwości. A reżyser - trafna obsada. Również epizodycznych ról kobiecych. Oktawia - Wanda Neuman, Psychiatra - Joanna Bogacka i Anabella - Sławomira Kozieniec. Kobiety w dramatach Mrożka zazwyczaj są uzupełnieniem do ważnych, męskich spraw - tak jest i w "Portrecie", ale w sopockiej obsadzie nie są to epizody obojętne, dodają poza rodzajowym kolorytem również i owego drugiego wymiaru panom - bohaterom. Natomiast zachwiana jest reżyserska koncepcja w podejściu do tej sztuki, brak zdecydowania jaki jest to tekst i jakie to powinno być przedstawienie. Dobrze więc, że można po spektaklu sięgnąć po oryginalny tekst sztuki Mrożka drukowany w ubiegłorocznym, wrześniowym numerze "Dialogu".