Papierowa cnota
Przedstawienie siedzi w stylu i jest żywe, znać starania o to, żeby niczego nie zaniedbać, ale bez przerysowań. Nie zabrakło lekko skarykaturowanych eunuchów w haremie, jest komedia, są charaktery, prawie trafnie rozdzielone role. Scenografia funkcjonalnie lokalizuje akcję przy zastosowaniu minimum środków, kostiumy przybliżają temat do czasów Mozarta. Jest trochę wierności dla niemieckiego Singstpielu i trochę gagów wymyślonych dla wzmocnienia jego siły komicznej (Pedrillo próbuje powstrzymać pościg wezwaniem do modłów).
Jest Konstancja - Izabela Nawe, piękna sztuka śpiewania Mozarta, śpiewaczka, która nie tylko doskonale zna, ale czuje to, co jest najtrudniejsze do zdefiniowania i przekazania: charakter dźwięku, frazy, arii. Temperament, spryt, wdzięk klasycznej subretki - wszystko to można znaleźć w głosie i postaci Grażyny Ciopińskiej, Blondy. Nieudany dźwięk, nieudana koloratura, minimalnie spóźniony instrument, krótka chwila, w której śpiewak czuje inne tempo niż dyrygent były rzadkością w toku sprawnie przepływających numerów opery.
Orkiestra szuka z powodzeniem właściwego gatunku dźwięku. Wyraziste jest zróżnicowanie tempa, ciężaru dźwięku, frazowanie. Niemiecka wymowa Pedrilla i Osmina wywołuje przypadkowe efekty komiczne, ale Piotr Czajkowski ma zacięcie tenora buffo, recytuje i śpiewa tak jakby o to chodziło. Jerzy Ostapiuk nie jest typem basa buffo, choć kolor jego głosu przylega do charakteru Osmina. Krzysztof Szmyt (Belmonte) chwilami sprawiał wrażenie jakby miał do pokonania jakieś problemy, potrafił jednak śpiewać bez zarzutu. Szlachetność baszy Selima (Feliks Gałecki) i cnota pięknych niewolnic, Konstancji i Blondy pozostaje trochę papierowa, ale kto potrafi to zmienić albo każe o tym zapomnieć, zdobędzie światową sławę.