Artykuły

Chłodne szaleństwo

"Obłąkany, czyli upadek III Rzeszy" w reż. Małgorzaty Siudy w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Recenzja Danuty Piekarskiej w Gazecie Lubuskiej.

Kwiecień 1945 r., zakład dla nerwowo chorych w Austrii. Personel porzuca szpital, uciekając przed Rosjanami. Zostawieni sobie pacjenci - każdy nosi w sobie jakąś historię - odprysk świata, który rozpadł się na kawałki - usiłują zapanować nad chaosem. Porządek codziennych obowiązków jest zbyt wątłym spoiwem wobec nagłej wolności. Porządek totalitarnej władzy, narzucony przez wszechwładną panią dyrektor, paradoksalnie jest jedynym, jaki znają.

Światowa prapremiera "Obłąkanego czyli upadku III Rzeszy" rodziła się w bólach. Zaplanowana pod koniec poprzedniego sezonu, na afisz trafiła przed tygodniem. Budząc w widzach uczucia mieszane.

"Obłąkany" to austriacka próba rozliczenia się z okresem II wojny światowej. Coś, co dla rodaków autora dramatu, ale i Hitlera, jest kwestią osobistego rozrachunku z własną przeszłością, nie może się wprost odwoływać do doświadczeń polskiego widza. Emocje, związane z tą warstwą sztuki siłą rzeczy będą mniej gorące u nas, niż w ojczyźnie H. Bergera.

Istota totalitaryzmu jest przecież ta sama. Twórcy spektaklu próbują nadać mu wymiar uniwersalny. W scenerii metalowych klatek oglądamy obraz jedynie słusznego ustroju, kreowany na podobieństwo realnego przez tych, których tzw. normalni uznali za nienormalnych.

Ale choć ogromna praca, włożona w spektakl, może budzić podziw, nie wywołuje w widzu głębszych emocji. Z kilku powodów. Poczynając od repertuarowego wyboru, który wziął się bardziej z ambicji zrównoważenia dominującej ostatnio na scenie lżejszej muzy, niż z żywej potrzeby oraz możliwości.

Arcytrudnemu wyzwaniu, które wymaga dobrze zestrojonej aktorskiej orkiestry, nie wszystkim udaje się sprostać.

Z jednej strony mamy więc przemyślaną od początku do końca kreację Janusza Młyńskiego w roli Karla Greinera, z drugiej - gościnny występ Grzegorza Stosza, który jako Gottfried Rasl poddaje widzów ciężkiej próbie w monotonnie podanym monologu. Z jednej strony - nadekspresyjne, oparte na krzyku i ruchu, postacie wariatów, z drugiej tragikomiczną Helgę, z wyczuciem zagraną przez Martę Artymiak.

W przydługim, nierównym przedstawieniu łatwiej mówić o ciekawych fragmentach, niż spójnej całości, która każe zapomnieć, że jesteśmy w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji