Artykuły

Chleba, igrzysk i szczawiu z frytkami

"Szczaw, frytki" w reż. Piotra Kaźmierczaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Anna Rogulska w serwisie kultura.poznan.pl.

Na meczu sędziego oplują, kino dla niego za drogie, może więc chociaż do teatru? W Teatrze Polskim sędziów piłkarskich przyjęto bardzo serdecznie.

Wieczorem 5 października Kolejorz wybiegł na murawę w Bielsku-Białej, ale szatnię sędziowską zaaranżowano na scenie Teatru Polskiego. Mecz z Podbeskidziem zakończył się remisem, jednak dla niektórych poznaniaków bardziej emocjonujące od losów Ekstraklasy okazały się rozterki trzech sędziów. Na piłce się nie znam, pozostaje więc wierzyć Michałowi Listkiewiczowi, że szatnia na scenie wypadła prawdziwie. Jestem zresztą przekonana, że piłka nożna nie może być aż tak skomplikowana jak to, co dzieje się poza meczem, czyli najprawdziwsze życie.

Sędzia główny zwany Smutasem (Mariusz Adamski) to młody karierowicz. Jeszcze trochę nieporadny, zajada stres słodyczami, ale nie ma wątpliwości co do swoich celów. Ogromna pewność siebie nieopierzonego młodzika po trupach torującego sobie drogę do FIFA pogłębia frustrację sędziego liniowego, który nie cierpi, kiedy zawodnicy zwracają się do niego per "Mydło" (Piotr Kaźmierczak). Rozwodnik, ojciec dwójki dawno niewidzianych dzieci nie opływa w luksusy. Rozczarowany nieudaną karierą nie gra fair play, ale wciąż jeszcze marzy mu się FIFA i sława, najlepiej piłkarska. Drugiego sędziego liniowego (Jakub Papuga), czyli Artystę, piłka niewiele już obchodzi, odkąd kobieta zostawiła go samego z kotem. Zbyt często zagląda do kieliszka i filozofuje o wieczności, która nie trwa wiecznie. Powiada, że ma zbyt kiczowatą duszę, dlatego tyle w nim uczuć, a wśród nich to najważniejsze - tęsknota za szczawiem z frytkami, który ukochana Marianna zwykła mu pichcić przed każdym meczem.

Tak bezpretensjonalnie i z humorem zbudowani bohaterowie pozwalają widzowi spojrzeć w lustro. W codziennych problemach związanych z karierą, rodziną i życiem osobistym dostrzega się własne słabości, z których na tym spektaklu można się otwarcie i szczerze pośmiać. Żywe i obfitujące gorzkim humorem dialogi Zoltána Egressy'ego w przekładzie Jolanty Jarmołowicz pozwalają zabłysnąć aktorom. Jakub Papuga w roli podpitego filozofa raz po raz wywołuje głośny śmiech, podobnie jego koledzy. To śmiech szczery i oczyszczający - nikt tu nie kpi z nieporadności bohaterów, lecz z własnych porażek, bo nagle nie trzeba się wstydzić. Wszyscy przecież mają podobnie.

Ludzkie słabości pozostają jednak w szatni, kiedy przy dźwiękach Heart of Courage z Euro 2012 sędziowie wybiegają na boisko niczym superbohaterowie, profesjonalnie wymachując kartkami i chorągiewkami. A po pierwszej połowie? W szatni znów wyścig szczurów, problemy z żołądkiem, nadwagą i kobietami. Kobiety wbrew pozorom stanowią nieodłączny element tego męskiego świata, z natury swej są niestety niestałe i przynoszą pasmo rozczarowań. Po meczu nie ma już nawet co na taką kobietę czekać, czekają więc, niczym na Godota, na obserwatora Bitnera, który może zadecydować o ich przyszłości, zwrocie lub całkowitym upadku kariery. Ten oczywiście nigdy nie przychodzi.

Sędziowie zawsze wywołują gorące emocje - do szatni wracają opluci i zwyzywani przez kibiców. Teatralna publiczność przyjęła ich jednak ciepło i pocieszyła głośnymi brawami, pocieszając jednocześnie samych siebie. Pierwsza premiera tego sezonu napawa optymizmem, bo brakowało w Teatrze Polskim spektaklu, na który bez obaw można zabrać bliskich i znajomych, żeby nabrać zdrowego dystansu do szarej codzienności i bez zbędnego patosu - przy szczawiu z frytkami - ale też i niebanalnie, obśmiać swoje odbicie w krzywym zwierciadle ironii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji