Artykuły

Tu się nie zgina

"Dziób w dziób" w reż. Zbigniewa Lisowskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Aram Stern w serwisie Teatr dla Was.

Podejrzewam, że równie jak ja mają Państwo już dość słuchania informacji o grasujących po miastach bandach mułów ostrych, z którymi spotkanie ciemną porą na ulicy (a ostatnio nawet za dnia na plaży!) zakończyć się może dostaniem w dziób za zbyt inteligentną lub ciemną twarz. Malina Prześluga, autorka sztuki "Dziób w dziób", której prapremiera miała miejsce tuż przed wakacjami w toruńskim Baju Pomorskim, podjęła ten temat, przenosząc go w świat zwierząt, a konkretnie miejskiego ptactwa, które równie brutalnie jak ludzie rządzi "na dzielni". Powstał gorzko-mądry i prześmiewczy spektakl dla dzieci starszych i dorosłych oraz głośny protest przeciwko udowadnianiu swoich racji tylko siłą. Jak to w tekstach Prześlugi, jest tu i groźnie, i dowcipnie, ciepło i ostro zarazem, jest też mądrość jednostki oraz głupota grupy - czyli, niestety, arcyswojsko.

Prowokacja tej sztuki nie jest niczym nowym w teatrze, o ile się nie zapomni, że patrzymy na scenę lalkową - a to już duży plus dla twórców w podstawowym dialogu z publicznością. Od pierwszej sceny tej bajki, gang gołębi-skinheadów, żądny zemsty za rzekome "zabicie" swego ziomala Janusza, bardzo głośno domaga się sprawiedliwości. Niezbyt rozgarnięte ptaki znajdują swą ofiarę w odwiecznym wrogu - kotce Dolores, bowiem tylko ją w swych ptasich móżdżkach podejrzewają o uśmiercenie kumpla. Nie znaleziono jego ciała, ale cel jest jasny: mimo grożącego niebezpieczeństwa należy pomścić przyjaciela i iść na wojnę! Choć jedyną ich bronią są ostre dzioby i "obsryndalanie" wszystkiego dookoła, to w grupie czują się na tyle silne, iż nawet, gdy u kolejnych jej członków pojawiają się pewne wątpliwości - to i tak pójdą za swym wodzem, Zbigniewem. Przyznam, że kompletne wydrążenie wewnętrzne gołębich "bohaterów" nieco blokuje identyfikację widzów z ich pomysłem: czy zabicie Dolores rzeczywiście ma uratować honor bandy? Przywódca grupy nie zamierza nawet szukać dowodów morderstwa - wiadomo, tylko kotka mogła pożreć Janusza. Bezwzględny Zbigniew rządzi twardym pazurem i nie zamierza brać pod uwagę żadnych innych opcji, ale gdy do bandy próbuje dołączyć mały wróbelek Przemek, obsesyjny plan zemsty gołębi zaczyna się gdzieś rozmywać. Przemek (niezwykle przejmujący w tej roli Krzysztof Parda), to neurotyczny, zagubiony samotnik, wygnany ze swego stada po śmierci braciszka, który wypadł z gniazda. Pędzi żywot z poczuciem winy i pragnieniem bycia w grupie - ba, jest nawet gotowy zaryzykować własnym życiem, by zdobyć zaufanie groźnych gołębi.

Wróbel wspólnie z nimi na wojnie z kotem? Niemożliwe? U Maliny Prześlugi jak najbardziej - i tak po pierwszych nieco "odpychających" scenach, mimo planowanej bitwy, dochodzimy do klimatów łagodniejszych. Spektakl wyreżyserował Zbigniew Lisowski, dając swym aktorom fantastyczne pole do popisu w prowokującym (z przymrużeniem oka), ale i mądrym portrecie psychologicznym współczesnych "groźnych" - w grupie mocno do siebie podobnych, a w pojedynkę - jakże rożnych. I tak przywódca, Zbigniew (Mariusz Wójtowicz), w swej brutalnej sile, ale i chwilowym zagubieniu bardzo przypomina pewnego pana z polityki, zaś jego podwładni: Andrzej Korkuz w roli Stefana i Krzysztof Grzęda, jako Heniek swoje role również szkicują wdzięcznie, znajdując własne tony w roztargnieniu pomiędzy lekkomyślnością a totalnym przerażeniem, które podpowiada im intuicja. Byliby groźni, są jednak śmieszni we wszystkich działaniach, z drobnymi odmiennościami gestów, tu lekki żart, tam hasło z reklamy - ośmieszają nimi koła mechanizmów przemocy - przypominają dzięki swej malutkiej dozie indywidualności, że są to jednak gołębie indywidua, ale zdegradowane do posłusznych żołdaków. Wreszcie jedyna w tym gronie gołębica Mariolka - kolejna genialna rola Dominiki Miękus, grającej z taką werwą i kondensacją emocji, że aż otwieramy dzioby! Mariolka z jednej strony swą moc czuje w jedności z bandą, ale jest zarazem zaskakująco delikatna i troskliwa w relacji z wróblem Przemkiem. To ona pomoże mu dostać się do gangu i to w sposób wielce niebezpieczny: malec pójdzie na pierwszy ogień do kotki Dolores, by porozmawiać, jak to było z tym "zjedzeniem Janusza". W tym momencie sztuka z miejskiego blokowiska wkracza w świat baśni, a rozmowy Przemka z kotką Dolores na szczęście nie pulsują już tylko nienawiścią i fanatyzmem. Kotka jest wielką tajemnicą, której chyba sama nie zna, groźną i ciepłą zarazem, a jej postępowaniem kieruje elementarna uczciwość, którą jednak odkrywa stopniowo. Kreująca tę rolę Edyta Łukaszewicz-Lisowska pięknie stworzyła na scenie pełną osobowość postaci - posłuszno-nieposłusznej inteligencji zła i przekory. I wreszcie przewijający się przez cały spektakl zaginiony gołąb Janusz (nie zdradzę, co się z nim rzeczywiście stało) w bardzo udanej kreacji Jacka Pysiaka, który nadał znacznym partiom przedstawienia niezbędny dynamizm w zarówno w partiach gitarowych, jak i zaskakującym finale.

Warto wybrać się na "Dziób w dziób" całą rodziną, obejrzeć bajkowy komentarz naszej rzeczywistości, prezentujący zderzenie nieludzkiego z ludzkim i inności osaczonej nienawiścią przez każdego, kto mówi innym językiem, jak w wieży Babel na plakacie przedstawienia. Warto także zobaczyć, jak w Baju Pomorskim ogromnie dba się o kompozycję obrazu na scenie, precyzję oraz czystość planów aktorskiego i lalkowego. Zobaczycie kota, jakiego jeszcze nie widzieliście (scenografia i kostiumy Dariusz Panas), posłuchacie na żywo muzyki Mateusza Jagielskiego i Maurice Ravela. Zaleca się bardzo, bo z przymrużonym okiem i bez pazura - żyć łatwiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji