Artykuły

Mężczyzna, który może wszystko

TADEUSZ KWINTA. Teatr jest dla niego najważniejszy. Artysta Piwnicy pod Baranami obchodził wczoraj 75. urodziny. Nie żyje już w takim pędzie jak kiedyś, ale nadal ma sporo do zrobienia. Dewizie tej wierny jest od lat. Mężczyzna może wszystko. I Tadeusz Kwinta może.

Gdy jako dyrektor artystyczny teatru Bagatela, mając dość intryg i niegodziwości, odszedł z dnia na dzień w połowie sezonu (napisał wtedy do wiceprezydenta Krakowa: "Skreślam Pana, Panie Prezydencie, z listy moich pracodawców"), pojechał do Francji pracować przy przebudowie domów. Kładł dach, obsługiwał koparkę. W swym drewnianym domku na wsi też wybudował schody, wykonał zbrojenie tarasu, wprowadził elektrykę, położył podłogi, zrobił piętrowe łóżka...

- Bo ja mam dwie prawe race - lubi podkreślać. Wykonuje też prace typowo kobiece i nie tylko wkuchni. Trzeba, wszyje zamek, skróci spodnie, niegdyś nauczył się od żony szydełkować. Siedział na próbie u Krystyny Skuszanki. "A pan co robi?" - zapytała zdumiona. "Plecy sobie robię" - wyjaśnił. Ongiś też, czekając na wejście na scenę, trochę rzeźbił. Także maluje i rysuje. Fakt - mało. Obiecywał sobie, że nadrobi zaległości na emeryturze. Niestety, brakuje czasu...

Ale przede wszystkim to znakomity aktor, który bywał i reżyserem - w teatrze, w telewizji, na estradzie, autor granych z powodzeniem sztuk, jak i piosenek dla dzieci.

Dziś już nie żyje w takim pędzie; mają teraz z żoną więcej czasu na wspólne wypady w Polskę, na pogranie w karty, na spotkania z wnukami. Niegdyś dzieciom nie mógł towarzyszyć. Gdy urodziła się córka, grał w teatrze w Katowicach. Gdy dorastała - w warszawskiej Komedii. Do dziś zachował wspomnienie nocy, gdy dotarłszy do domu poszedł, co zwykł robić, ucałować 14-letnią Dorotę. Przebudziła się: "Tuśku, jak się kiedyś spotkamy, to mam ci tyle do opowiedzenia".

- Wtedy sobie uświadomiłem, w co się wkręciłem - mówi teraz.

Teatr jest najważniejszy

Hierarchia młodego, napalonego na sztukę aktora, była taka: najpierw teatr, potem życie rodzinne. Zresztą Teresę, gdy postanowili razem spędzić resztę życia, lojalnie uprzedzał: teatr jest najważniejszy.

Tkwił w nim już jako dziecko. Miał 12 lat, gdy znalazł się w Teatrze Młodego Widza (czyli dzisiejszej Bagateli, która przewinie się przez życie Kwinty trzykrotnie, podobnie jak Teatr Ludowy). W "Samotnym białym żaglu" wygryzł z głównej roli Romana Polańskiego, tak zdecydowała pracująca z nieletnimi aktorami Maria Biliżanka. Kupił sobie za pierwszą gażę mandolinę i rower.

Było to ponad 60 lat temu, w co nie bardzo chce się wierzyć. - Sam nie do końca wierzą w swą metrykę, może to nie moja... - uśmiecha się aktor przewrotnie. Jego forma intelektualna i fizyczna przeczy bowiem peselowi. Od jakiegoś czasu nie je mięsa. Ryby, owszem. Odłożył lekarstwa.

- Skąd taka forma? Nie zastanawiam się nad tym, to jakoś samo się dzieje.

O fizyczną sprawność dbał zawsze. Prezentował ją w Piwnicy pod Baranami, gdy wskakiwał na rozpięte pod sufitem liny, zaskakiwał nią w teatrze. W Ludowym, w "Śnie nocy letniej", u Zamków wisiał jako Puk rozpięty na samych stopach na siatce, trzy metry nad ziemią i prowadził dialog. W "Weselu

na osiedlu" wymyślił sobie zjazd ślizgiem na piętach po schodach usytuowanych na wysokości I piętra. Już w Starym Teatrze, jako Skoczek w "Królu Mięsopuście", u Hussakowskiego zrobił coś niemożliwego - grał cały czas na puentach. Wybitna choreograf Zofia Więcławówna, oszołomiona, orzekła, że przecież mężczyzna tak nie może. To wtedy odrzekł, że mężczyzna może zrobić wszystko, poza urodzeniem dziecka.

Piwnica - druga szkoła teatralna

75. urodziny aktora, z której to okazji Piwnica pod Baranami przygotowała okolicznościowy wieczór, to dobry czas na wspomnienia.

Trafił do Piwnicy w roku 1956. On rozpoczynał studia, a legendarny kabaret swe istnienie. Nic dziwnego, że nazywa go drugą szkołą teatralną. Spędził w nim 15 lat, by wrócić przy okazji 45-lecia Piwnicy. I wciąż, poza nowymi numerami, przywołuje te dawne -jak monolog o kaczuszce, jak otrzymaną od Wiesława Dymnego piosenkę, "Konie apokalipsy", z muzyką Zygmunta Koniecznego. To dzięki kaczuszcze i występowi kabaretu poznał 50 lat temu, w swe urodziny właśnie, żonę, Teresę. Kabaretowi zawdzięcza też pierwszą pracę. Rajmund Jarosz zabrał Kwintę na rozmowę do dyrektor Skuszanki: "Tu jest, pani dyrektor kolega, zdolniejszy ode mnie...". Na co ta się roześmiała: , Ależ ja pana Tadeusza znam z Piwnicy pod Baranami...". I tak znalazł się w Teatrze Ludowym. Po raz drugi przyszedł do Ludowego w 1974 r. To wówczas wyreżyserował pierwszą napisaną przez siebie sztukę "Krawcy szczęścia", później wystawianą i na innych scenach - także Warszawy. Po raz trzeci trafił do Nowej Huty w stanie wojennym. Do Komedii już nie mógł wrócić, a i poważna choroba w rodzinie kazała mu więcej czasu spędzać w domu. Wyreżyserował "Szelmostwa Skapena", jak i swój wodewil "Tańcujące zbiegowisko" z muzyką Andrzeja Zaryckiego, z którym współpracowali przy okazji wielu audycji telewizyjnych...

Muzyka i matematyka

Telewizja to był żywioł, który pochłonął aktora na lata. Zrealizował kilkadziesiąt programów, m.in. "Po prostu muzyka". Otrzymał za niego Złoty Ekran, a także, na Festiwalu Filmów Edukacyjnych i Oświatowych, Srebrnego Światowida. Do dziś wiele osób wspomina Kwintę z tego edukującego najmłodszych programu. Kiedyś pojawił się u wnuczki Oli w szkole muzycznej. "To twój dziadek?" - pytała ją później nauczycielka fortepianu. - "Powiedz mu, że jadę uczę dzięki niemu, bo to jego programy sprawiły, że poszłam do szkoły muzycznej".

Przygotowywał i telewizyjną "Ściągę z matmy" dla maturzystów i przybyszów z Matplanety. Bo i matematycznie był uzdolniony. Nawet złożył papiery na architekturę, ale przegrała z PWST.

W 1987 roku mówił: "Moim motorem wżyciu jest entuzjazm, zapał i optymizm". Nic się nie zmieniło. Teraz dodaje, żejuż nie ma czasu na bycie pesymistą. Jedyna zmiana to zamiana słowa "muszę" na "powinienem".

Gdy pytałem aktora przed 12 laty, czy czuje się spełniony, odpowiedział: - Nie, mam jeszcze wiele do zrobienia.

- I dalej mam - mówi teraz. - Byłoby straszne, gdybym stwierdził, żejuż wszystko zrobiłem.

Teraz, gdy jest panem swego losu, interesują go większe wyzwania, pokazuje zatem swój teatr jednego aktora - "Małego Księcia", "Gdzie jest mój Homel?". Myśli też o nowym monodramie.

- Pamięć wciąż mi dopisuje - dodaje. Zatem pewnie coś jeszcze dorzuci do swych 250 ról, nie licząc telewizji, filmu radia.

Od mamy zawsze słyszał, że jest wczepku urodzony. Zatem pewnie nadal będzie "kwintła" twórcza aktywność Tadeusza Kwinty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji