Artykuły

Outsiderzy

To jedna z tych świetnych sztuk, która znalazła się na naszych scenach stosunkowo późno. W Warszawie bodaj pierwszy raz. Prapremierę miała w 1967 roku, przyniosła wielki sukces trzydziestoletniemu wtedy Tomowi Stoppardowi. Wkrótce uznana została za najlepszą sztukę angielską lat sześćdziesiątych.

Londyńskie przedstawienie Teatru Old Vick przeszło do historii jako coś zupełnie innego, nowego, twórczego w spojrzeniu na szekspirowskiego "Hamleta", na sam teatr, no i przede wszystkim na język. To gra z rozmaitymi językami stała się atrakcją tej sztuki, polem niekonwencjonalnego poczucia humoru i dowcipu.

Niewiele z tego wszystkiego pozostało w przedstawieniu Na Szwedzkiej. Polskie brzmienie języka gubi wiele z oryginalnych gier językowych, ale to przecież nie wszystko. Drugoplanowi bohaterowie szekspirowskiego "Hamleta" w utworze Stopparda urastają do pełnowymiarowych postaci tragikomicznych. Żyją nie tylko w machinie wielkiego "Hamleta", ale także w rozmaitych innych machinach - np. teatru absurdu. W przedstawieniu Jacka Pazdry urastają raczej do postaci bardziej tragicznych, egzystencjalnych, trochę przez to jednowymiarowych, niezrozumiałych, a co najważniejsze, pozbawionych wielu własnych barw.

Rosencrantz i Guldenstern całe życie marzyli o tym, by być zwykłymi outsiderami, a wbrew sobie stali się częścią przytłaczającej ich historii, na którą nie tylko nie mieli wpływu, ale której nie rozumieli. Można to przedstawienie w interpretacji Pazdry potraktować także jako studium konformizmu. Wszystko byłoby inaczej, gdyby w pewnym momencie po-wiedzieć nie - tak brzmi ostateczna konkluzja przedstawienia.

Sztuka Stopparda uprawnia do takiej interpretacji, ale jest to tylko część z wielu bogactw, które niesie. Wyrazisty jest w tym przedstawieniu wątek aktorski. Wnosi poczucie dystansu i nieco humoru, głównie za sprawą przytomnego aktorstwa Zdzisława Wardejna. Ale w większości jest to przedstawienie zbyt toporne, zbyt jednostajne, zbyt egzystencjalne, poz-bawione zmysłu kontrapunktowania rozmaitych rzeczy ze sobą, zbyt nużące w sumie, by w czymkolwiek przypominało fajerwerki Stopparda.

No i co najbardziej przykre, pozbawione prawie zupełnie poczucia humoru. Momentami, na osłodę, dość ładne w obrazie. Z niezłymi kostiumami Urszuli Kubicz.

Spektakl wart jest dalszej pracy. Bo sztuka na pewno warta jest teatru. I pełnego w nim blasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji