Artykuły

Bawmy się w czas karnawału

"Wieczór Trzech Króli" - karnawałowa bajka dla dorosłych. Jak każda w banalnej ii treści kryje wiele życiowej mądrości i filozoficznych aforyzmów.

Bierz zatem widzu to, co ci najbardziej odpowiada, baw się błazenadą, wzruszaj tkliwą miłością, nasycaj mądrością. Zaplątana intryga rozplątuje się powoli i zmierza w kierunku dobrze znanym a przecież wciąż na nowo odkrywanym, że błazen niekoniecznie jest błaznem, a miłość ma wiele imion.

"Wieczór Trzech Króli" - sztuka na czas, kiedy zabawa osiąga apogeum, gdy wypada radować się i tańczyć. Jest w niej przebiegła służąca, jest głupi pyszałek - zarządca, nie brak wydrwigroszów i nieszczęśliwie zakochanych dam i panów. Miesza się nam świat wyrafinowanej i nazbyt upoetyzowanej miłości wyższych sfer z rubaszną, biologiczną witalnością służby. I choć tu akurat całość rozwiązuje jeden z owych cudownych przypadków, który pozwala się spotkać bohaterom najniespodziewaniej, to przecież ci, którzy grają główne role w beztroskiej hulance, w bachanaliach czasów elżbietańskich, cieszą nas

"Wieczoru Trzech Króli" cieszą nas bardziej, bo są krwiści, autentyczni, prawdziwie zabawni i nadają tempa dramatowi.

W niezwykle oszczędnej scenerii, za to w pysznych kostiumach, pojawiają się bohaterowie. I zdecydowanie, jak chciał pan Szekspir, dzielą się na dwie wyraźne warstwy. Tę, która wystąpiła absolutnie brawurowo - ze świetną rolą Tobiasza Czkawki (Pawła Sanakiewicza), bardzo dobrą rolą Marii (Hanna Pater), dobrą Andrzeja Chudogęby (Andrzej Redosz) i Malvolia (Roman Kruczkowski). Oni bawią widza, pobudzają do śmiechu, ożywiają. Są autentyczni, zabawni, rozpasani. W drugiej warstwie jest tak bezbarwnie, że zaczynamy się wreszcie dziwić, dlaczego Viola (Alina Kołodziej), grając zupełnie poprawnie, zakochała się w tak nijakim, bez żadnego wyrazu księciu. Podobnie rzecz ma się z Olivią (Grażyna Jakubecka), która była tyleż przekonywająca ile bezbarwny Sebastian. Nawet bardziej niewyraźny, niż było to w zamysłach autora.

Feste (Zbigniew Sztejman), błazen hrabiny Olivii, tu akurat miał mniej z błazna, a więcej ze spryciarza doświadczonego życiem, który doradzi, powie mądrą maksymę, weźmie udział w błazeńskiej intrydze, wszakże nie za darmo. Zbyt wiele przeszedł i teraz już może spokojnie stać z boku i wkraczać do akcji wtedy, gdy uzna sam za stosowne. I skończyć ją jak trochę błazen, a bardziej poeta, filozof.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji