Artykuły

Nieźle, czyli nudno

Ani dobrze, ani źle - komentowano niemal zgodnie w foyer lubelskiego teatru premierę "Wieczoru Trzech Króli". Czekający przy szatni na palta i futra widzowie różnili się tylko w swoich ostatecznych konkluzjach. - Zatem nieźle - mówili Jedni. - Niestety nudno - twierdzili inni.

Szekspirowski "Wieczór Trzech Króli" to kolejne przedstawienie w lubelskim teatrze, które nie wyzwalało mocniejszych - choćby negatywnych - emocji. I chociaż przedstawienie przygotowano starannie, to jednak czegoś mu brakowało. Nie zabrakło bardzo udanych ról. W dodatku aktorów zdobiły wyjątkowo udane, jednolite stylistycznie, nieco nawiązujące do postaci z obrazów Velazqueza kostiumy.

Nie wiadomo jednak dlaczego zagrano to właśnie przedstawienie, gdyż trudno zgadnąć, co próbowano w nim wygrać. Jak się zdaje, reżyserowi przedstawienia zabrakło pomysłu na ożywienie tekstu Szekspira. Zabrakło konsekwencji i odwagi, aby śmiało odczytać tekst Szekspira. Zobaczyliśmy przedstawienie, którym nie rządził wyraźny inscenizacyjny pomysł, choć nie brakowało scen zagranych pomysłowo, ani ładnych szczegółów. Niestety reżyser zostawił zbyt blady ślad pomysłu na całość.

W zamiarach reżysera leżało zapewne zderzenie świata etykiety, wzniosłej rycerskiej miłości, dworskiego konwenansu z rewolucyjnym, wyzwalającym śmiechem, karnawałową zmiennością ról, z eksplozją rubasznej kpiny. Jeśli tak, to pomysł ten zrealizowano niekonsekwentnie, sceny naszkicowano drżącą ręką, a rozegrano je w ślamazarnym tempie. Szekspirowska beczka z niesamowitościami nie wybuchła. Ani miłosne zamieszanie, igrające ambiwalencją płci i ironicznym miłosnym rozkołysaniem nie zakołysało wyobraźnią widzów, ani też rubaszny śmiech nie rozhuśtał ich w fotelach. Zobaczyliśmy przedstawienie zbyt statyczne, choć dzięki temu nie zabrakło w nim scen, w których aktorzy zastygali w pięknych plastycznie konstelacjach.

Choć wielu scenom nie sposób odmówić żwawego dowcipu, nie złożyły się one w równie dowcipną całość.

Autorka scenografii Barbara Wołosiuk, która tak pięknie ubrała aktorów, kazała tym strojom zaistnieć na tle wymalowanego w ryzykowne ciapaje horyzontu o bardzo dyskusyjnej urodzie. W dodatku celna stylistycznie, ozdobna i bardzo dla rozwoju scenicznych perypetii użyteczna fontanna - muszla ginęła w kolorowym rozgardiaszu. Choć autorce scenografii udało się morskie żywioły (horyzont) skontrastować z konwenansem pałacowych schodów, to jednak zobaczyliśmy scenografię równie czytelną, co pozbawioną powabów. Muzyka Marcina Błażewicza nie szkodziła przedstawieniu, choć nie dodała mu blasku. Brzmiała nieźle, choć nieco zbyt przewidywalnie i kiepsko ją nagrano lub odtwarzano.

Cezary Karpiński bardzo lubi taneczne kroki. Przymusił do nich aktorów w "Mieszczaninie szlachcicem", użył ich również w swoim najnowszym przedstawieniu. Rubaszny rozgardiasz oparł na żywiołowym krążeniu w kółko oraz pijackim zapętlaniu się nóg Andrzeja Redosza i Pawła Sanakiewicza, a dworski konwenans rozpisał na kroki nieco bardziej zdyscyplinowane. Pomysł z kroczkami można by uznać za bardzo dobry, pod warunkiem, że aktorzy potrafią te kroki stawiać z równą przytomnością własnego ciała i dyscypliną, jak trio - Jerzy Kurczuk, Tomasz Bielawiec, Marek Fabian, czyli książę Orsino i jego dworzanie. Innym aktorom zbyt często zdarzało się gubić krok i rytm.

W dobrym stylu na lubelską scenę powrócił grający gościnnie Roman Kruczkowski. Jego Malvolio, choć zagrany bardzo nierówno, był najciekawszą chyba rolą spektaklu. Znakomity w scenie z listem, przezabawny w damskiej nocnej koszuli i wzruszający, gdy mówił o swoich krzywdach. Sprzeczne uczucia targające hrabiną Olivią nieźle zagrała Grażyna Jakubecka. A Alina Kołodziej i Witold Kopeć przekonywali w ryzykownym wątku cudem odnalezionych bliźniąt.

Niezmiennie bezbłędnemu w rolach bohaterów odurzonych alkoholem Pawłowi Sanakiewiczowi, tym razem dorównywał w kostiumie á la Don Kichot uroczo i ryzykownie plączący nogami Andrzej Redosz. Obu obwiesiom z temperamentem towarzyszyła Hanna Pater oraz Zbigniew Sztejman w udanej roli refleksyjnego trefnisia.

Szkoda tylko, że niezłe role nie splatały się, nie zderzały, nie przenikały wzajemnie. W najlepszym razie aktorzy komponowali się w ładny plastycznie obrazek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji