Artykuły

Idę za tajemnicą

Magda Nogaj: Ma Pan w dorobku in­scenizacje sztuk mistrzów: Moliera, Gogola, Mickiewicza, teraz przyszła kolej na aktualnie najbardziej cenioną dramatopisarkę we Francji - Yasminę Rezę. Sprawdzają się te wybory?

Maciej Sobociński: Zawsze decyduję się na tekst, który mnie pociąga, idę za tajemni­cą, którą w sobie ma. A im lepszy dramaturg, tym więcej tajemnic w jego tekście.

A co odkrył Pan w sztuce "Życie: trzy wersje"?

- To specyficzny i trudny tekst. Poza tym, że nie ma kla­sycznego podziału na akty i sceny, osadzony jest wyłącznie na ak­torach. Oni przez półtorej godziny nie schodzą za sceny. Do minimum ograni­czyliśmy inscenizację. W tej sztuce waż­na jest świeżość emocji, która rodzi się tu i teraz. Każda gotowa, "zagrana" emo­cja natychmiast odsłaniałaby fałsz. Po to się robi przedstawienia, żeby za każdym odsłonięciem kurtyny przeżyć nową przygodę, dotyczy to zarówno aktora, jak i widza. Choć jest to oczywiste, w przy­padku Rezy jest to szczególnie ważne. Jednocześnie łatwo można wpaść w pu­łapkę tego, że to ma być komedia, więc musi być śmiesznie. Yasmina Reza nieraz przekonywała, choćby w związku ze swoim poprzed­nim dramatem "Sztuka", że jej teksty wbrew pozorom są tragediami, co naj­wyżej śmiesznymi tragediami.

- I tak ten tekst traktujemy. Oczywi­ście nie unikniemy śmiechu publiczno­ści, ale to nie jest nasz główny cel. Sztu­ka opowiada trzy różne wersje spotka­nia par małżeńskich: Soni i Henryka (Kinga Preis i Adam Cywka) oraz Inez i Huberta (Halina Skoczyńska i Paweł Okoński). Do młodego naukowca przy­chodzi z wizytą wpływowy autorytet. Młody astronom zamierza wkrótce opublikować artykuł, który ma mu po­móc w rozwoju kariery. Doświadczony kolega wtrąca jednak niby od niechce­nia, że podobny tekst czytał w internecie i kolacja zmienia się w stypę. Reza za każdym razem opowiada tę historię nieco inaczej, sprawiając, że zaczyna się ona mienić psychologicznymi odcienia­mi. To fascynujące, móc obserwować, jak te spotkania różnią się drobnymi szczegółami, i na­gle niezwykle ważne okazu­je się m.in. oczko w pończo­sze Inez. Ono wpływa na kondycję psychiczną boha­terki, a to z kolei na przebieg całego spotkania. Podobne sytuacje znamy z życia, ale też z kina.

Odczuł Pan kiedyś wpływ przypadku na własnej skó­rze?

- Tak było choćby wtedy, gdy jeszcze jako student Wy­działu Reżyserii Dramatu kra­kowskiej PWST zaraz po III roku dostałem propozycję inscenizacji "Dziadów". Na dodatek okazją miał być jubileusz 200-lecia teatru w Kaliszu. Ta realizacja sprawiła, że mogłem się tro­chę rozszaleć inscenizacyjnie, rzucić na szalę wszystko to, co potrafię i czego nie potrafię. Ale często zastanawiałem się, co by było, gdybym się wystraszył i od­mówił.

Po trzech latach zrezygnował Pan ze studiów na Wydziale Prawa Uniwer­sytetu Mikołaja Kopernika. O tym też zdecydował przypadek?

- Nie, to była przemyślana decyzja. Od początku wiedziałem, że to nie jest to, co chciałbym robić w życiu. Zanim jesz­cze zdecydowałem się na reżyserię, chciałem zostać aktorem. Jako student prawa reżyserowałem i grałem w Toru­niu w Akademickim Teatrze Młodego Aktora. Przypadek, że wystawiliśmy tu­taj "Iwonę, księżniczkę Burgunda", spra­wił, iż na pierwszym roku w krakowskiej szkole zostałem asystentem Grzegorza Jarzyny w jego realizacji tej sztuki Gom­browicza. I jak tu nie wierzyć w przy­padki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji