Artykuły

Teatr ogromny - czemu zapoznany?

Telewizja zna wielu nieprzyjaciół; jednym z najważniejszych i koronnych ich argumentów jest przyczepianie jej etykiety środka masowego przekazu. A ponieważ wiadomo, że środkiem przekazu jest także telefon i telegraf bez drutu, bywa nim zroweryzowany listonosz i gołąb pocztowy, nieprzyjaciele telewizji mają szczerą satysfakcję w tej sprawie splendid isolation, chyba, że zdenerwuje się któryś z ludzi za program telewizyjny odpowiedzialnych, jak to uczynił ostatnio w "Kulturze" Witold Filler, mając wiele rzeczy za złe Jerzemu Pomianowskiemiu i Stefanowi Żółkiewskiemu. .

Najwięksi jednak oponenci telewizji milkną, gdy chodzi o teatr telewizyjny. Ten rodzaj programów zyskał sobie w TV polskiej znakomitą reputację, czym wyróżnił ją zresztą korzystnie w porównaniu z innymi systemami telewizyjnymi. Teatr telewizyjny stał się w naszym programie TV czymś nowym, odkrywczym, angażującym wszystkie środki ekspresji, którymi teatr konwencjonalny nie dysponuje. Dlatego, pisząc o jego osiągnięciach i biadając nad jego niewątpliwym ostatnio impasem, trzeba brać pod uwagę dwa decydujące czynniki: masowość teatru TV i jego nowoczesność pozwalającą na śmiałą symbiozę z innymi rodzajami sztuk i innymi, bardziej uświęconymi środkami ekspresji.

Masowość: według oficjalnych danych Głównego Urzędu Statystycznego w roku ubiegłym teatry dramatyczne Polski odwiedziło blisko 8 milionów widzów, przy czym w porównaniu z rokiem 1964 ilość ich spadła o ponad 5 proc, czyli o ponad 400 tysięcy osób. W tym samym czasie ilość zarejestrowanych telewizorów przekroczyła znacznie dwa miliony; przywykło się liczbę tę mnożyć co najmniej przez cztery, aby otrzymać faktyczną liczbę telewidzów. Ponieważ zaś, jak znowu wynika ze statystyk, spektakle teatralne ogląda w telewizji przeciętnie 60 proc. teleabonentów, można przyjąć bez większego błędu, że każdy spektakl teatru telewizyjnego ogląda około 6 milionów widzów.

Porównajmy te dwie liczby: 8 milionów w skali rocznej i 6 milionów w czasie jednego przedstawienia teatru TV. Ale przede wszystkim porównajmy oddziaływanie społeczne teatru telewizyjnego z oddziaływaniem teatrów konwencjonalnych; jego zasięg, jego bezpośrednią ingerencję w życie jednej piątej społeczeństwa, jego funkcję kulturalną i kulturotwórczą.

Natomiast w sprawiedliwej ocenie obu tych zjawisk kulturalnych, teatru telewizyjnego i teatrów konwencjonalnych doszukać się można bardzo zasadniczych różnic. Teatry "normalne" dysponują w Polsce rozbudowaną krytyką i niemal każdy aktor, nawet pośledniejszego gatunku, może doczekać się w prasie gruntownej oceny swojej gry. Teatry "normalne" dysponują rozbudowanym czasopiśmiennictwem, dla nich organizuje się najrozmaitsze festiwale i narady; teatr telewizyjny doczekuje się co najwyżej kilkuwierszowych wzmianek recenzyjnych, a jak wynika z wspomnianych na wstępie tego artykułu polemik prasowych, cieszy się dość miernym uznaniem teoretyków teatru.

W pierwszym okresie swego istnienia teatr TV naśladował Iość wiernie poetykę teatru; było to po prostu przeniesienie przedstawień teatralnych na mały ekran, z całą klasyczną inscenizacją i scenografią, mało, nawet stylem gry aktorskiej. Najlepszym tego przykładem były pierwsze festiwale telewizyjne teatrów dramatycznych, kiedy to, korzystając z letniej przerwy w działalności teatru TV, a także pragnąc w najszlachetniejszych intencjach zaprezentować szerokiej widowni telewizyjnej dorobek zwłaszcza teatrów prowincjonalnych - transmitowano spektakle teatralne niemal "na żywo", z różnymi oczywiście wynikami. Dopiero znacznie później specyfika teatru TV wzięła górę, w czym zasługa przede wszystkim kilku wybitnych reżyserów i kilkudziesięciu aktorów, którzy podjęli się - jakże niewdzięcznej ze względów materialnych - współpracy z tym największym teatrem w Polsce i w jej milenijnych dziejach.

W roku bieżącym do połowy czerwca teatr TV, nie licząc "Kobry", "Sfinksa", ani "Studia 63", które dawno już straciło sens swojego szyldu - dał 39 spektakli, z tego 5 wznowień; 20 premier dał teatr warszawski, 7 teatr łódzki, pozostałymi 12 podzieliły się Katowice, Kraków, Szczecin i Gdańsk.

Pomimo protestów ze strony kierownictwa artystycznego TV - nie uważam repertuaru teatru telewizyjnego za najszczęśliwsze rozwiązanie dla telewizji. Nie uważam nie dlatego, że brakuje w nim chronicznie sztuk specjalnie dla potrzeb telewizji pisanych - nie wysuwamy aż tak górnych i w obecnej sytuacji raczej niemożliwych do spełnienia żądań. Wydaje się jednak, że teatr telewizyjny powinien rozwijać się w dwu kierunkach; popula-ryzacji tradycyjnego teatru, przy uwzględnieniu całego nowatorstwa inscenizacyjnego, a także eksperymentu twórczego, zmierzającego do wykorzystania wszystkich możliwości, jakie telewizja ze sobą w dziedzinie teatru przynosi.

Oznacza to w jednakowym sensie ucieczkę od klasyki, jak też znaczne obniżenie lotów teatru telewizyjnego w ostatnim czasie. Przywykliśmy do osiągnięć teatru telewizyjnego, do spektakli, o których się później długo mówiło, do inscenizacji, które były w historii teatru polskiego czymś nowym i niepowtarzalnym. W ostatnim okresie w jednym tylko, jedynym wypadku, kiedy Hanuszkiewicz pokazał na małym ekranie spektakl "Kolumbów" Bratnego - tylko wtedy dzięki śmiałej koncepcji zestawienia teatru z filmem, a raczej uzupełnienia jednego drugim - mogliśmy mówić o ciekawszej inscenizacji teatru TV. Niestety, wiele innych przedstawień teatru, choć znakomitych pod względem reżyserskim, a przede wszystkim aktorskim - nie stanowiło odkrycia Ameryki. Nie chodzi tu zresztą o odkrywanie Ameryk - ale skoro postawiło się już na nowoczesność i doskonały eksperyment - trudno zrozumieć i pojąć późniejsze odwroty. Właśnie Hanuszkiewicz stworzył coś, co można by nazwać nową szkołą telewizyjnego teatru, śmiało używając kamer do różnych zbliżeń i przebitek (zwłaszcza w "Stabilizacji" Różewicza); jego zasługą było również wyeksponowanie mikromimiki aktorskiej, przez co otworzył przed wykonawcami nowe możliwości niedostępne dla nich na scenie teatru konwencjonalnego.

Jerzy Antczak posługiwał się środkami bardziej tradycyjnymi, zachowując wierność dla tekstu i intencji autorskich: ale i on postawił na aktora, wymagając od niego gry znacznie bardziej wyrazistej w porównaniu z warunkami scenicznymi. Nie tu miejsce na dokładniejsze omawianie osiągnięć innych reżyserów TV; w każdym razie telewizja polska zaskarbiła sobie współpracę najlepszych inscenizatorów polskiej sceny. Nie inaczej zresztą, jeśli chodzi o scenografię telewizyjną. Obserwatorowie innych programów telewizyjnych w różnych krajach europejskich i pozaeuropejskich jednogłośnie afirmują osiągnięcia scenograficzne polskiej TV; można tu również mówić o szkole Xymeny Zaniewskiej, można mówić o funkcjonalnej roli dekoracji w teatrze telewizyjnym, ale nie tylko w teatrze; można mówić o dbałości o fakturę materiału dekoracyjnego, o dokładnym wyczuciu jego istoty i efektu, jaki wywołuje ten materiał, transponowany przy pomocy kamery telewizyjnej, jakże ostrowzrocznej i | często bezlitosnej dla fotogeniczności twarzy ludzkiej.

Spraw teatru telewizyjnego nie ogarnie obszerny nawet esej; można tu wiele mówić i pisać na temat całej działalności adaptacyjnej tej sceny. Aniele kontrowersji wywołała inscenizacja "Pożegnania z Marią" Tadeusza Borowskiego na scenie TV. I tu posłużono się bogato filmem, i tu sięgnięto do efektów, bardzo od poetyki teatru odległych. Jakże to się dzieje, że trudna niewątpliwie stylistyka teatru telewizyjnego zyskuje ogromny poklask widowni, wcale przecież pod względem percepcji teatru nieelitarnej? Jak się dzieje, że każdy spektakl teatru TV tak szeroko dyskutowany jest - przy nieobecności oczywiście fachowej krytyki?

Wydaje się, że trudna do właściwej i pełnej oceny jest funkcja i rola literaturoznawcza teatru telewizyjnego. Jakkolwiek adaptacje, jak i wszelkie przeróbki z prozy, pozwalają na powierzchowne i z reguły jednostronne odczytanie dzieła, iż sam fakt, że dzięki telewizji miliony ludzi zapoznają się z twórczością Galsworthyego i Woltera, a z naszych i bliższych nam autorów z prozą Borowskiego czy Morcinka - już sam ten fakt dla dziejów kultury polskiej nie jest bez znaczenia.

Teatr telewizji dawno już porzucił hegemonię słowa, i słusznie, gdyż słowo, choć decydujące, nie odzwierciedla pełnych możliwości TV. Ale od obrazu do twórczej wizji wielkiej literatury bardzo daleka droga. Jeśli kiedykolwiek znajdzie się historyk teatru telewizyjnego, czy też sumienny rejestrator dziejów polskiej kultury, o pierwszych latach teatru telewizyjnego nie będzie mógł zapomnieć. Tym bardziej niepokoi pewien tego teatru w ostatnim okresie regres i powtarzające się niezmiennie i operujące bardzo ubogim arsenałem argumentów ataki tych publicystów, którzy o telewizji mają dosyć mgliste i zaczerpnięte z obcych źródeł pojęcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji