Artykuły

Sztuka przyciągania

"Sztuka kochania, czyli serdeczne porachunki" w reż. Jana Szurmieja w Teatrze na Woli w Warszawie. Pisze Elżbieta Isakiewicz w Gazecie Polskiej.

Jest taka piosenka Jadwigi Has do muzyki Seweryna Krajewskiego.

Facet śpiewa do żony, że tamtej, tej drugiej "kocicy, lamparcicy, szalonej", już nie pamięta. "Ty łagodna, ty spokojna opatrujesz moje rany i na całym Bożym świecie nie ma drugiej takiej damy" - powtarza w kółko, jakby sam chciał uwierzyć w swoje zapewnienia, a w końcu wyrzuca trochę z rozpaczą: "Zrób coś teraz, bym nie zechciał wrócić do niej!"

Lubię tę piosenkę, bo niewiele jest tekstów o miłości, które bez nadmiernego nadęcia, a przy tym trafnie, charakteryzują psychikę mężczyzny. Niewielu jest autorów piosenek, którzy potrafią pisać piosenki o miłości z kulturą, bez ryków, krzyków i chamstwa.

Takie są piosenki składające się na musical "Sztuka kochania, czyli serdeczne porachunki", którego prapremiera odbyła się właśnie na scenie muzycznej Teatru na Woli w Warszawie.

"Sztuka kochania" to śpiewana historia małżeństwa z dziesięcioletnim stażem. Ona (Ewa) - Katarzyna Skrzynecka, aktorka obdarzona mocnym, profesjonalnie ustawionym, lekko jazzującym głosem, i jeszcze mająca to coś, co sprawia, że skupia na sobie uwagę, i on (Tomek) - Dariusz Kordek, też umiejący śpiewać, choć ze znacznie mniejszą dawką "tego czegoś", przez co mniej wyrazisty - opowiadają historię, także tę emocjonalną, w której w mniejszym lub większym stopniu rozpozna się każda para żyjąca w wieloletnim związku, a szczególnie żyjąca w takim związku w Polsce. Najpierw euforia, wynajęta klitka "cztery kroki na trzy", marzenie o dziecku, ale "nie ma gdzie postawić łóżeczka", potem zabieganie, harówka, stygnące uczucia, jej lub jego wyjazd na saksy, zdrada, zazdrość, przebaczenie, samotność, kłótnie i godzenie się, w końcu jakiś dorobek, dziecko, dojrzewanie w miłości.

Ta, ujmująca przez swą zwyczajność, opowieść ma niezwyczajną scenografię. Realizatorzy wpadli na pomysł, by kolejne sceny spektaklu - i te rozgorączkowane, gwałtowne, i te liryczne, pogodne - zilustrować inteligentnie dobranymi obrazami znanej artystki Elżbiety Murawskiej. Obrazy pojawiają się na telebimie przy pierwszych dźwiękach każdej piosenki. Kipiące witalnością, poruszające wyobraźnię przede wszystkim kolorem (zobaczcie: czerwienie Murawskiej nie mają sobie równych! - dostrzegł to jej mąż, również znany rzeźbiarz i malarz, Marian Murawski, gdy namalował obraz "Czerwień Elżbiety"), intrygujące skojarzeniami warto obejrzeć w foyer teatru.

Gdyby ze "Sztuki Kochania" według Jadwigi Has powstał film w Ameryce - zapewne nazwaliby go komedią romantyczną, a gdyby Jadwidze Has udało się rozbudować fabułę i namówić Seweryna Krajewskiego, by do całości napisał muzykę - mielibyśmy prawdopodobnie pierwszy własny, rodzimy, swojski musical z prawdziwego zdarzenia, który zakasowałby kolejne kopie hollywoodzkich produkcji, jakimi od czasu do czasu raczą nas polskie estrady.

Ale "Sztuka Kochania" ma jeszcze jedną zaletę: całkowicie wbrew naporowi politycznej poprawności - opowiada, jak gdyby nigdy nic, historię miłości heteroseksualnej kobiety i heteroseksualnego mężczyzny, z czego się razem z Państwem - namawiając do obejrzenia przed-stawienia - cieszę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji